Tygodnik "Polityka" opisuje sytuację sprzed ćwierć wieku, gdy Zbigniew Ziobro głosił na policję swoich kolegów ze studiów.
Tygodnik "Polityka" opisuje sytuację sprzed ćwierć wieku, gdy Zbigniew Ziobro głosił na policję swoich kolegów ze studiów. Fot. Michał Walczak/Agencja Gazeta
Reklama.
Dziennikarka "Polityki" dotarła do akt krakowskiego sądu, które pokazują sytuację sprzed ponad ćwierć wieku, ze Zbigniewem Ziobro w roli głównej. Wydarzenia dość zaskakujące.
Sprawa zaczęła się od anonimów i szantaży, które otrzymywał 24-letni wówczas Zbigniew Ziobro. Domagano się w nich pieniędzy, w przeciwnym razie miał stracić życie. Obecny minister sprawiedliwości podejrzewał o to swoich kolegów, z jednym z nich dzielił nawet studenckie mieszkanie. Chodziło o Jarosława G. i Marka K., którzy prowadzili odmienny tryb życia od młodego Ziobry. Sam Ziobro przyznał kiedyś podczas procesu, że koledzy namawiali go do picia alkoholu. – Wypiliśmy razem (...). Wtedy poznałem postawę oskarżonego (Marka K. – red.) wobec życia (...). Ważne był to, aby używać życia nawet kosztem innych – zeznawał ćwierć wieku temu Zbigniew Ziobro. Skończyło się na wymówieniu koledze mieszkania.
Jaki był początek tej sprawy? "Jeśli chcesz skończyć nauki posłuchaj naszych rad. My nie żartujemy. Zgłosimy się. Czekaj" – tak brzmiał jeden z anonimów, które dostał młody Ziobro, który postanowił wziąć sprawy we własne ręce i przeprowadzić własne śledztwo. O wysyłanie pogróżek podejrzewał swoich dwóch kolegów. Zastawiał na nich pułapki, organizował drobne prowokacje (ze sprzedażą marihuany), a nawet próbował nagrywać swoich kolegów.
Wreszcie młody Ziobro zgłasza na policji swoich kolegów, którzy zostają aresztowani. Proces ciągnie się dziesięć lat. Po serii wyroków skazujących i uniewinniających Marek K. zostaje ostatecznie oczyszczony z zarzutów. Potem próbuje się go jeszcze wplątać w przekręty finansowe w firmie, w której zarządzie zasiadał. Ta sprawa także kończy się uniewinnieniem i wypłatą odszkodowania.
źródło: polityka.pl