Zdjęcie przedstawia akcję ratunkową w zawalonej kamienicy w Poznaniu. Wcześniej doszło tam do potwornej zbrodni.
Zdjęcie przedstawia akcję ratunkową w zawalonej kamienicy w Poznaniu. Wcześniej doszło tam do potwornej zbrodni. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

Przed wysadzeniem kamienicy w Poznaniu Tomasz J. miał torturować żonę. Już wcześniej wiedzieliśmy, że oprawca obciął jej głowę, ale "Super Express" podaje, że mężczyzna obciął także inne części ciała. Oprawca skazał kobietę na ogromne i długie cierpienie, a następnie odkręcił w mieszkaniu gaz. W gruzach kamienicy zginęło pięć osób, a 21 zostało rannych.

REKLAMA
Wybuch kamienicy w Poznaniu sam w sobie jest tragedią dla wielu rodzin. To, co się działo przed eksplozją, jest jeszcze bardziej przerażające. W gruzowisku znaleziono ciało kobiety, która nie zginęła w wybuchu. Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa, "zabójca próbował zatrzeć ślady i spowodował wybuch".
Tomasz J. kilka miesięcy wcześniej spowodował wypadek, który niemal zabił ich syna. To pod pretekstem przekazania pieniędzy na rehabilitację dziecka mężczyzna miał się pojawić u kobiety. I okazuje się, że był brutalniejszy niż się wydawało. Oderżnął jej uszy, nos, wyłupił oczy, odciął piersi, a następnie, jak podaje "Super Express", "być może już nie żyła, gdy na koniec jednym silny cięciem pozbawił ciało głowy."
Ich małżeństwo było w ruinie. Tomasz J. wrócił do Poznania z Anglii przed samą zbrodnią. Chciał pozbawić żonę życia w potworny sposób po tym, jak go odtrąciła. "Fakt" informował wcześneij, że oprawca na czole ofiary wyciął napis "za zdradę".
– Nie można wykluczyć podtekstu seksualnego. Możliwe, że mężczyzna dowiedział się, że jego żona kogoś ma. Mógł wyobrażać sobie, co ona robi, z kim się spotyka, gdy on musi tyrać za granicą. Zrodziło się w nim poczucie krzywdy, a potem wściekłość. Te uczucia narastały. W końcu stały się tak silne, że frustrat był jak tykająca bomba. I ta bomba w końcu eksplodowała – mówił "SE" wrocławski psychiatra, doktor Krzysztof Klementowski.
Tomasz J. z połamanymi żebrami i ciężkimi oparzeniami trafił w szpitalu. Pilnuje go tam policja. Nie wiadomo czy przeżyje.
Źródło: se.pl