Nagrania z wypadku w gruzińskim Gudauri budzą grozę. Widać na nich, jak rozpędzone krzesełka wyciągu narciarskiego zamiast piąć się mozolnie do góry, zjeżdżają z narciarzami z wielką prędkością w dół. Na końcu, gdy lina zawija się na kołowrocie, siła odśrodkowa wyrzuca narciarzy na zewnątrz. Jak to możliwe? Czy podobny wypadek mógłby mieć miejsce na europejskich stokach? W rozmowie z naTemat.pl ekspert odpowiada na wszystkie pytania, które zadaje sobie narciarska społeczność na całym świecie.
W gruzińskim ośrodku Gudauri wyciąg narciarski zamiast zawozić narciarzy na górę, "przełączył się na bieg wsteczny". Co tam się stało?
Grzegorz Przybyła, dyrektor Szczyrkowskiego Ośrodka Narciarskiego: Najprawdopodobniej zawiódł mechanizm hamulcowy. Może wskutek awarii, może wskutek błędu ludzkiego. Nie wiem, jakie mają w Gruzji procedury bezpieczeństwa i jak wygląda ich przestrzeganie, ale w Polsce coś takiego nie miałoby prawa się zdarzyć.
Dlaczego?
Każdy wyciąg krzesełkowy w Polsce posiada dwa niezależne od siebie hamulce. Nawet jeśli jeden zawiedzie, to drugi nie dopuści do tego, co się stało w Gudauri.
Jak wygląda taki hamulec? Jakaś zapadka, jak w kołowrotku?
To są potężne hamulce hydrauliczne, bardzo mocne. W przypadku awarii będą przecież musiały utrzymać bardzo duży ciężar. Na linach są zawieszone krzesełka, na każdym siedzą ludzie. W naszym ośrodku mamy wyciąg, na którym jest ponad 70 kanap. Niech na każdej jadącej pod górę usiądą tylko 4 osoby i niech każda waży średnio 80 kg, to łatwo obliczyć, ile to będzie ton. Jakby nie zadziałał hamulec i lina się rozpędziła do takiej prędkości jak w Gruzji, to już nie ma siły, która to zatrzyma.
Jednak na filmach zamieszczanych przez narciarzy w sieci widać, że w końcu to jakoś zatrzymano.
Proszę zwrócić uwagę, że do pewnego momentu krzesełka objeżdżały koło mechanizmu dolnej stacji i jechały dalej pod górę. Aż któreś krzesełko wypięło się, a następne w nie uderzały. Powstało takie zwałowisko, że w końcu lina przestała się poruszać. Poza tym cały czas zmniejszało się obciążenie liny, ludzie zeskakiwali z krzeseł na ziemię albo wypadali na dolnej stacji. Ale hamulec tam nie zadziałał.
Dlaczego nie zadziałał na początku? Prądu zabrakło?
Nie wiem, jakie rozwiązanie było tam zastosowane. W wyciągach w Polsce, czy szerzej – w wyciągach europejskich – hamulec hydrauliczny podczas pracy wyciągu jest rozprężony. To oznacza, że gdy nastąpi jakaś awaria lub zabraknie prądu, hamulec automatycznie zaciska się na linie i ją przytrzymuje. Oba hamulce to robią. To rozwiązanie absolutnie bezpieczne.
Może w Gruzji stosują mechanizmy działające odwrotnie?
Z tego co wiem, wiele wyciągów trafiło na Wschód z europejskich stoków. Tu były demontowane w ramach modernizacji, na Wschodzie przeżywały drugą młodość. W Polsce też zdarzało się montować wyciągi "z odzysku", ale teraz się tego nie robi. To nieopłacalne.
Dlaczego?
Każdy wyciąg musi spełniać bardzo rygorystyczne normy bezpieczeństwa, przechodzić dwa razy do roku dokładny przegląd. Inaczej nie można nim wozić ludzi. Do tego są mniejsze przeglądy wykonywane co miesiąc i różne czynności serwisowe, które trzeba przeprowadzić codziennie rano. Stare wyciągi często nie przechodziły kontroli. Teraz montuje się po prostu nowe i nie ma przestojów.
Kiedy technicy sprawdzają mechanizmy?
Codziennie rano, jeszcze zanim krzesła wyjadą z garażu. Potem wyciąg jest rozpędzany, hamowany, sprawdza się, czy wszystko działa tak jak powinno. Raz na kilka miesięcy, a na pewno raz na pół roku, przeprowadza się próby obciążeniowe. Podwiesza się pod krzesełka pojemniki z piaskiem lub z wodą i puszcza w górę z różnymi prędkościami. Nie ma prawa dojść do sytuacji, gdy jakiś element mechanizmu nie działa. Wyciąg z działającym tylko jednym hamulcem na górę narciarzy nie zawiezie.
A może wyciąg w Gruzji miał tylko jeden hamulec, nie dwa?
Nie znam wyciągu krzesełkowego, który miałby tylko jeden hamulec. Zawsze są dwa. No może poza orczykowymi, ale tam nie ma takiej potrzeby. Nawet jeśli byłby to stary wyciąg zdemontowany przed laty gdzieś w alpach, to powinien mieć dwa hamulce.