Nasze statystyki oglądalności mówią wprost: to od rana jeden z najgorętszych politycznych newsów. Według "Guardiana", język i twierdzenia, których używali prowadzący facebookową stronę Andrzeja Dudy w kampanii prezydenckiej są "niesamowicie podobne do tych używanych przez Cambridge Analytica”. CA to firma, która znając preferencje wyborców w USA mogła na nich wpływać i pomogła wygrać Donaldowi Trumpowi. Nie wszyscy wiedzą, że za algorytmem wykorzystywanym przez internetowych "magików” z CA stoi Polak prof. Michał Kosiński.
O tym, że wybory wygrywa się nie tylko na ulicy, ale przede wszystkim w sieci, wiedzą już chyba wszystkie partie polityczne i kandydaci ubiegający się o funkcje publiczne. Poza armiami trolli i botami coraz częściej w kampaniach wykorzystywane są jednak profesjonalne firmy zajmujące się wpływaniem na wyborców.
Permanentna inwigilacja
Manipulują nimi, bo znają ich profile psychologiczne i wiedzą, w jaki sposób odwołać się do wrażliwości nieprzekonanych. Taką firmą o zasięgu globalnym jest właśnie Cambridge Analytica, z którą Facebook ostatnio zawiesił współpracę.
Polski naukowiec, doktor Michał Kosiński z Uniwersytetu Stanforda, opracował przed laty algorytm, który na podstawie naszej aktywności w mediach społecznościowych tworzy kompletny obraz, który powie o tobie więcej niż najbliższa ci osoba.
– Mnie niepokoi, że profile naszych intymnych cech robione są za naszymi plecami. Nikt nas o tym nie informuje i nikt nie pyta, czy może w kontakcie z nami używać informacji pochodzących z psychograficznych profili internetowych – mówił rok temu prof. Michał Kosiński w wywiadzie dla InnPoland.
Naukowiec był oburzony, że sztabowcy Trumpa polityczną, spersonalizowaną komunikację przeprowadzili z wykorzystaniem intymnych profili ludzi. – To może doprowadzić do kryzysu zaufania. A to dla demokracji nie jest dobra wiadomość – podkreślał.
Maczali palce w wielu sprawach
Przypomnijmy, że CA to firma, która współpracowała nie tylko ze sztabem wyborczym Donalda Trumpa, ale i ze zwolennikami Brexitu. Zebrała miliony profili amerykańskich i brytyjskich wyborców na Facebooku, a potem wykorzystała do stworzenia oprogramowania do przewidywania preferencji politycznych i wpływania na wyniki wyborów.
Firma na swojej stronie internetowej podaje, że posiada portrety psychologiczne wszystkich dorosłych obywateli USA, czyli aż 220 mln ludzi.
Jak informował "Das Magazin”, sztab wyborczy Trumpa tylko w dniu prezydenckiej debaty z Hillary Clinton rozesłał m.in. przez Facebooka 175 tysięcy jego argumentów w różnych wariantach. Wiadomości różniły się detalami tak, aby mogły dopasować się do różnych odbiorców. W ten sposób Trump mógł dotrzeć do wszystkich: zwolenników, niezdecydowanych i przeciwników. Łącznie firma miała otrzymać ze swoje usługi w trakcie kampanii wyborczej aż 15 mln dolarów.
Czy podobnie mogło się dziać w Polsce podczas ostatniej kampanii prezydenckiej? Tak sugeruje "Guardian”, który zauważył podobieństwa. Ale nawet jeśli tak nie było, to zapewne mechanizmy, które stworzył prof. Kosiński są już używane w polskiej polityce.
Kim jest człowiek, który wypuścił dżina z butelki? Prof. Michał Kosiński zainteresował się psychologią głównie ze względu na prowadzony przez siebie start-up.
Start-up Kosińskiego
Firma zajmowała się zakupami w internecie i całkiem nieźle funkcjonowała. – Studiowałem wtedy matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Doszedłem jednak do wniosku, że aby wiadomości z tego wydziału zaaplikować w praktyce, musiałbym studiować przez pięć lat i odbyć jeszcze dużo praktyki – wyjawił w jednym z wywiadów.
Wynalazł więc metodę badań społecznych w internecie, pozwalającą określić z prawdopodobieństwem powyżej 85 proc. preferencje seksualne, wygląd, zainteresowania, poziom inteligencji, pochodzenie etniczne, kolor skóry, wiek, płeć oraz poglądy w społeczeństwie z dokładnością do jednej osoby.
Jak twierdzi naukowiec, każda nasza aktywność w sieci pozostawia po sobie ślad. – Dane, ślady cyfrowe, które zostawiamy w internecie, są następnie przesyłane przez odpowiednie algorytmy i sztuczną inteligencję – opowiadał Kosiński w jednym z wywiadów. – Na podstawie tych informacji firmy mogą np. dostosowywać reklamy do użytkowników.
Najwięcej danych zbieranych przez algorytmy pochodzi z mediów społecznościowych jak Facebook, Twitter czy Instagram. – Na podstawie "lajków” z Facebooka algorytm jest w stanie przewidzieć ze skutecznością od 60 do 93 proc. fakty na temat życia każdej jednostki – twierdzi Kosiński. Dotyczyć będą one płci, rasy, osobowości czy poglądów.
Na podstawie 70-100 lajków algorytm jest w stanie zdobyć podobną wiedzę na temat jednostki, co jego rodzina. Na podstawie 250 i więcej lajków system będzie znał nas lepiej niż małżonek. Oczywiście, jeżeli założymy, że znanie kogoś oznacza umiejętność przewidzenia, jak zachowa się w konkretnych sytuacjach.
Tradycyjny marketing, także polityczny, oparty był na danych demograficznych. Można było kierować komunikat do kobiet, do młodych, do zamożnych, do wykształconych, do ludzi z dużych miast albo ze wsi. Mikrotargetowanie to wysyłanie zróżnicowanych komunikatów precyzyjnie dostosowanych do konkretnej osoby.
Według badań Kosińskiego, skuteczność psychograficznego mikrotargetowania może być nawet kilkunastokrotnie większa od skuteczności reklam wysyłanych według kryteriów demograficznych. – Nie badałem różnicy w przypadku przekazu politycznego, ale efekty są prawdopodobnie podobne – przekonywał Kosiński w "Polityce”.
A jeśli ktoś nie ma FB i Twittera? – Nie szkodzi. Ma pan konto w banku. I kartę kredytową albo lojalnościową pan ma. Ma pan też smartfon. On śledzi lokalizacje. Pana operator zapewne nie zapisuje treści pana rozmów, ale wie, jak długo i z kim rozmawia pan przez telefon. Algorytm może też czytać pana esemesy. Takie dane można też łatwo kupić. Bazy zawierające szczegółowe dane milionów ludzi są na sprzedaż na internetowych rynkach baz danych – przekonywał w tygodniku "Polityka”.
Firmy z wielkimi bazami danych pracują dla polityków
Po wynalezieniu metody badawczej przez Kosińskiego Facebook natychmiast zaoferował mu pracę, a dział prawny FB równolegle zagroził podjęciem kroków prawnych. Potem zgłosiła się do niego Cambridge Analytica. Firma matka CA, czyli SCL, proponowała mu współpracę. Odmówił, kiedy się zorientował, że chodzi o uzyskanie wpływu na wyniki wyborów.
Ale wyniki jego badań są powszechnie dostępne, więc różne firmy z CA na czele mogły na ich podstawie zbudować własne modele. Wiele firm, a nawet pojedynczych osób może te metody skutecznie stosować.
– To, w jaki sposób tworzymy swój wizerunek w sieci, nie jest losowe. Jeżeli jesteś osobą o poglądach konserwatywnych i przyjdzie ci do głowy liberalna myśl, to zapewne się nią nie podzielisz. I na odwrót. Ludzie lubią prezentować się w sposób spójny i jednocześnie nie lubią zadawać się z osobami, które zachowują się niekonsekwentnie. To jest dowód na to, że nie będziemy lajkować stron, które nie zgadzają się z naszym wizerunkiem. I w taki właśnie sposób można stworzyć nasz szczegółowy profil – przekonuje Kosiński.
Michał Kosiński ukończył psychologię społeczną na SWPS. Pracował i doktoryzował się na Uniwersytecie Cambridge, gdzie był też wicedyrektorem Centrum Psychometrycznego.
Obecnie pracuje na Uniwersytecie Stanforda oraz jako profesor w Szkole Biznesu. W 2013 r. IBM i DataIQ zaliczyły go do 50. najbardziej wpływowych osób w świecie Big Data. W 2016 r. został uznany za Wschodzącą Gwiazdę przez Association for Psychological Science.