
Rosja była, jest i będzie związana z taką polityką, której demokratyczne kraje nigdy nie zaakceptują. I nie powinniśmy mieć wątpliwości, że Władimir Putin będzie próbował na rosyjskim mundialu ugrać dla siebie jak najwięcej. Jednak zrobi to także wtedy, gdy pewne reprezentacje mistrzostwa zbojkotują. Wtedy Putin powie, że to również dowód na wielką potęgę Rosji. I ci, co mają uwierzyć, mu uwierzą – mówi #TYLKONATEMAT Andrzej Person. W ten sposób były senator i doświadczony dziennikarz sportowy tłumaczy, dlaczego pojawiające się pomysły zbojkotowania przez Polskę mundialu w Rosji to zły pomysł.
REKLAMA
Prezydent Andrzej Duda miał zdecydować, że nie pojawi się na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej w Rosji. Są jednak głosy, że bojkot ze strony oficjeli to za mało i trzeba poważnie rozważyć także wycofanie drużyny. Powinno do tego dojść?
Jak sięgam pamięcią, a jest ona już bardzo długa, to przypominam sobie, że wszystkie tego typu bojkoty obracają się przede wszystkim przeciwko sportowcom. To oni cierpią, a nie polityk, który uzna, że dobrze wypadnie w telewizji, jak stanowczo oznajmi "nie jedziemy". Tak przecież było z najbardziej spektakularnymi bojkotami w historii, gdy Zachód nie pojechał na igrzyska olimpijskie do Moskwy, a państwa komunistyczne odpłaciły się tym samym w przypadku Los Angeles. Wielu sportowców, którym zabroniono wtedy startu cierpi do dzisiaj. Bo wiedzą, że stracili swoją niepowtarzalną szansę.
Później te prawdziwe bojkoty na szczęście się skończył, był tylko groźby. Jak wówczas, gdy dywagowano, czy można jechać na igrzyska do Chin, gdy tam ludzi mordują. Pamiętajmy jednak, że decyzję o takich lokalizacjach wielkich imprez podjął wcześniej ktoś wysoko postawiony. Jednak to nie jego, a sportowców pytano, dlaczego jadą w kontrowersyjne miejsca. Dlatego jestem stanowczym wrogiem bojkotów. To w momencie wyboru gospodarzy mistrzostw lub igrzysk powinniśmy się dwa razy dobrze zastanowić, na kogo powinien oddać głos nasz przedstawiciel. To na działaczach, a nie na sportowcach powinna być wywierana presja przez polityków i opinię publiczną.
Tego typu debata nie toczy się jednak tylko nad Wisłą. Jeszcze poważniej mówi się o tym w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Na Zachodzie podnoszone są głosy, że widzimy dziś inną Rosję niż ta, która otrzymywała prawo do organizacji mundialu...
Nie jestem naiwny i po tylu latach zajmowania się sportem dobrze wiem, że nie da się rozłączyć sportu i polityki. Powinniśmy o to walczyć, ale już od starożytności było tak, że różnego rodzaju przywódcy dobrze czuli się w towarzystwie triumfujących atletów...
A Rosja była, jest i będzie związana z taką polityką, której demokratyczne kraje nigdy nie zaakceptują. I nie powinniśmy mieć wątpliwości, że Władimir Putin po kolejnych zwycięskich wyborach będzie próbował na rosyjskim mundialu ugrać dla siebie jak najwięcej. Jednak zrobi to także wtedy, gdy pewne reprezentacje mistrzostwa zbojkotują. Wtedy Putin powie, że to również dowód na wielką potęgę Rosji. I ci, co mają uwierzyć, mu uwierzą.
We wspomnianych już Niemczech padały też pomysły, by w ogóle Rosjanom mundial odebrać i awaryjne zorganizować go na infrastrukturze europejskiej. Na przykład na stadionach niemieckich i polskich. Taka zmiana planów na kilka miesięcy przed startem turnieju jest w ogóle realna?
Przyznanie kolejnych mistrzostw świata Rosji i Katarowi było co najmniej podejrzane. Niedługo po podjęciu tak wątpliwych decyzji trzeba było drążyć sprawę. Gdyby wówczas pojawiały się naciski i ostre zapowiedzi polityczne, to może ktoś przyznałby się do nieprawidłowości i byłyby podstawy do awaryjnej zmiany organizatora.
Dziś jest na to jednak stanowczo za późno. Na kilka miesięcy przed mundialem taki ruch jest już choćby technicznie niewykonalny. Pozostawałby więc tylko ten scenariusz z bojkotem. Jakże krzywdzący dla sportowców, którzy tyle lat się przygotowywali i poświęcili młodość, by jak najlepiej wypaść tym najważniejszym wydarzeniu dla każdego piłkarza.
Nie tylko futbolem żyją kibice. Przygotowujemy się do pięknego weekendu koronującego fantastyczny sezon Kamila Stocha i reszty skoczków narciarskich, ale czy rzeczywiście są same powody do świętowania? Jaką ocenę najważniejszym sportowym decydentom wystawił cały sezon zimowy, szczególnie wyniki igrzysk w Pjongczangu?
Ta szklanka jest do połowy pełna i do połowy pusta... Jeżeli spojrzymy na fakt, iż od 1960 do 2002 roku Polska zdobyła na zimowych igrzyskach zaledwie jeden medal olimpijski, czyli złoto Wojciecha Fortuny, to te dwa medale z Pjongczangu pokazują, że jest o wiele lepiej niż kiedyś. Zupełnie inaczej wygląda jednak porównanie tegorocznych igrzysk z tymi w Soczi, gdzie Polacy zdobyli aż 6 medali. Pamiętajmy jednak, że wszyscy rozsądni komentatorzy podkreślali wtedy, że był to wynik – szczególnie te 4 złote medale – nieodzwierciedlający prawdziwej pozycji Polski w świecie sportów zimowych. Aż takiego potencjału nie reprezentujemy.
W przypadku państw podobnych do Polski w sportach zimowych konieczna jest wąska specjalizacja. Co pokazują na przykład Holendrzy, którzy dominują w łyżwiarstwie. I można powiedzieć, że powoli w tym kierunku specjalizacji Polacy idą. W końcu te dwa medale z Pjongczangu przywieźli skoczkowie narciarscy i można już na poważnie mówić, że Polska do potęg w tej dyscyplinie należy. Jeżeli będziemy kontynuować tę pracę, nadzieje medalowe można mieć także na kolejne igrzyska.
Choć oczywiście innych dyscyplin nie należy porzucać. Musimy mieć jednak świadomość, że nie mamy w Polsce ani jednego toru bobslejowego i nagle go nie zbudujemy, więc nie ma co liczyć, że za cztery lata będziemy konkurowali z Niemcami, którzy takich torów mają mnóstwo. Nie będzie można mieć więc pretensji do dziewczyny czy chłopaka, którzy będą nas wtedy reprezentowali, że medalu nie zdobyli.
Najlepiej Polacy wypadają w sportach letnich i drużynowych, ale czy to szczyt możliwości? Czy Polska nie ma większego potencjału sportowego?
Jeśli chodzi o ogólną sytuację polskiego sportu, to do interpretacji ostatnich wyników w najróżniejszych dyscyplinach istotne jest zrozumienie pewnego zjawiska. Dziś młodzież ma znacznie większy wybór pasji i dróg życiowych niż pokolenia wychowane kilkadziesiąt lat temu. W PRL chłopak z prowincjonalnej drużyny nie miał żadnych innych szans niż sport i taka skrajnie silna motywacja pozwalała na łatwiejsze zdobywanie laurów. W dużej mierze dlatego byliśmy kiedyś tak silni sportowo i na letnich igrzyskach trafialiśmy do ścisłej czołówki klasyfikacji generalnej.
W sporcie niezwykle ważna jest też metodyczna praca u podstaw, która nigdy mocną stroną Polaków nie była. W dużym kraju z klimatem sprzyjający uprawnianiu sportu taka praca z pewnością przynosiłaby świetne skutki. Pytanie tylko, jak w młodych Polakach budować odpowiednią sportową motywację? Czy też ten wyścig szczurów o dobrą pracę w korporacji nie będzie dla wszystkich najważniejszy...? Wszakże sukces sportowy to droga niepewna, która może się skończyć przez jedną kontuzję.
Porozmawiajmy jeszcze o polityce sportowej. Minister sportu Witold Bańka to jeden z najmniej kontrowersyjnych członków obecnego rządu, ale zarazem polityk prawie niewidzialny. Jak ocenia pan jego rządy nad polskim sportem?
Od wielu lat – co nie wzbudzało miłości moich liderów partyjnych – mówię, że funkcja ministra sportu powinna zostać zlikwidowana. Bo jest trochę śmieszna. W największych państwach europejskich osobnego resortu sportu nie ma. Na przykład w Niemczech zajmują się tym w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Moim zdaniem, sportem wyczynowym powinien zajmować się PKOl, tam powinien być główny budżet. Młodzież powinniśmy natomiast szkolić w ramach systemu edukacji, a później we wzmocnionym sporcie policyjnym i wojskowym.
Ministerstwo Sportu i Turystyki jest zupełnie niepotrzebne. Także dlatego, że turystyka niewielki ma związek z wyczynowym sportem. Pozycję tego resortu świetnie widać na Radzie Ministrów, gdy poruszany jest temat pieniędzy. Proszę zobaczyć, o jakich kwotach mówi się tam w kontekście sportu. To promilowe części tego, co na swoje projekty dostają wszystkie inne ministerstwa! Na likwidację resortu sportu nikt się jednak nie decyduje, bo to są stanowiska, które można dać działaczom i znajomym...
Ministra Witolda Bańkę oceniam więc podobnie, jak jego poprzedników. Na pewno plusem jest to, że to były sportowiec, więc lepiej czuje tematykę, którą się zajmuje. I na tyle, na ile może, pomaga polskim sportowcom. Czego dowodem są choćby niedawne słowa prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, który podkreślał, że Polska dostała prawo organizacji Mistrzostw Świata U-20, bo minister Bańka wydatnie pomógł w procesie aplikacyjnym.
