
Ksiądz Tomasz Jegierski, który oskarża Kornela Morawieckiego, że ten nie oddał mu pożyczki, twierdzi w rozmowie z Radiem Zet, że prześladuje go prokuratura i ABW. Morawiecki twierdzi, że to nieprawda i mówi, że jest szantażowany przez duchownego. Radio Zet dotarło do dokumentów w tej sprawie.
REKLAMA
W rozmowie z Radiem Zet Jegierski twierdzi, że jego kłopoty ze służbami specjalnymi zaczęły się, gdy zażądał od Morawieckiego zwrotu pożyczki 96 tys. zł.
– Jedynym moim błędem jest to, że nie odzyskaliśmy tych pieniędzy wcześniej. Starałem się o to od 2013 roku, nie było odpowiedzi ze strony pana Kornela. Zamiast odpowiedzieć kiedykolwiek na nasze pisma, to okazuje się, że pan Kornel ze swoim synem Mateuszem, gdy ten doszedł do władzy jako premier, wykorzystują służby po to, aby mnie inwigilować, wysyłać ABW, zastraszać. O godzinie 6 rano ABW wjechało do mojej 94-letniej babci, opiekunka myślała, że to złodzieje, broniła drzwi. Gdy przyszła moja mama, oficerowie weszli i szukali tylko jednego dokumentu, który potwierdza, że pan Kornel przyjął te 96 tysięcy złotych – powiedział Jegierski w rozmowie z Radiem Zet.
Duchowny twierdzi, że kluczową rolę odgrywał asystent Kornela Morawieckiego Marek P., którego poznał jesienią 2012 roku. To on miał zaoferować pomoc w zorganizowaniu wsparcia dla fundacji Jegierskiego SOS dla Życia. Ksiądz mówi, że wielokrotnie z nim w tej sprawie korespondował i wysyłał do wglądu umowę z bankiem przed jej podpisaniem. Radio Zet publikuje skan umowy wsparcia projektu, w myśl której Bank Zachodni WBK zobowiązuje się przekazać fundacji 120 tys. zł netto.
28 grudnia miało dojść do podpisana umowy darowizny z Fundacją PKO Banku Polskiego, na mocy której fundacja księdza dostała 100 tys. zł. Duchowny twierdzi, że po otrzymaniu środków, Marek P. zasugerował mu, aby przekazał pewną kwotę pieniędzy na Stowarzyszenie "Solidarność" Walcząca. I według dokumentów bankowych, które publikuje Radio Zet, Jegierski pobiera dwukrotnie z konta fundacji po 48 tys. zł, czyli łącznie 96 tys.
Według księdza do przekazania pieniędzy dochodzi 5 stycznia 2013 w siedzibie Stowarzyszenia "Solidarność" Walcząca. Miał otrzymać pokwitowanie podpisane przez Kornela Morawieckiego. Potem kontakty z Morawieckim miały się urwać. Sprawa nabrała tempa, gdy kapłan wynajął kancelarię prawną, która wysłała do Morawieckiego pismo z wypowiedzeniem pożyczki. W grudniu dwaj mężczyźni podający się za policjantów usiłowali dokonać rewizji w siedzibie fundacji. Z Jegierskim kilkukrotnie mieli spotkać się emisariusze, którzy oczekiwali, by podpisał oświadczenie, że nie ma żadnych roszczeń i poczucia krzywdy. Ksiądz odmówił.
Natomiast Morawiecki twierdzi, że Stowarzyszenie "Solidarność" Walcząca nigdy nie otrzymało pieniędzy. Ksiądz złożył do Prokuratury Krajowej zawiadomienie o przywłaszczeniu środków fundacji. 27 lutego w mieszkaniu 94-letniej babci Jegierskiego pojawili się funkcjonariusze ABW, podobnie jak w mieszkaniu pracownicy fundacji w Rzeszowie. 19 marca agenci ABW wkroczyli do siedziby fundacji i zajęli dokumenty księgowe. Tego samego dnia duchowny otrzymał z prokuratury pismo informujące o wszczęciu 14 marca śledztwa z jego zawiadomienia.
Przypomnijmy, ksiądz Jegierski twierdzi, że ojciec premiera pożyczył od niego 96 tys. zł w zamian za uzyskanie przez kapłana dotacji na działalność charytatywną z banku WBK, którym kierował Mateusz Morawiecki. Ojciec premiera stanowczo odciął się od zarzutów i dodał, że był szantażowany.
– 5 stycznia 2013 r. Kornel Morawiecki odebrał te pieniądze, a na żądanie księdza pokwitował je jako pożyczka – mówił 22 marca w Sejmie poseł PO Stanisław Gawłowski.
– Ksiądz Tomasz Jegierski nie dawał mi żadnych pieniędzy. Sprawa jest w prokuraturze, bo ksiądz Jegierski mnie szantażował – stwierdził z kolei lider Wolnych i Solidarnych. Kapłan twierdzi, że ludzie Kornela Morawieckiego zastraszali jego i jego współpracowników.
źródło: Radio Zet
