Podejrzany o wysadzenie w powietrze kamienicy na poznańskim Dębcu Tomasz J. w środowe popołudnie usłyszał zarzuty. Prokuratura podejrzewa go o zabójstwo żony, znieważenie jej zwłok i doprowadzenie do częściowego zawalenia się kamienicy. Podejrzany nie przyznaje się do zarzutów.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Tomasz J. z zarzutami
Zarzuty zabójstwa Beaty J., znieważenia zwłok i spowodowania częściowego zawalenia budynku usłyszał Tomasz J., który miał doprowadzić do wybuchu na poznańskim Dębcu. Sąd zdecyduje teraz o tymczasowym aresztowaniu. Mężczyźnie grozi kara nie krótsza niż osiem lat więzienia, ale może też zostać skazany na dożywotnie pozbawienie wolności.
Nie wiadomo jeszcze, do jakiego więzienia trafi podejrzany, jeśli sąd zdecyduje o aresztowaniu. Może to być poznański areszt śledczy – znajduje się tam oddział szpitalny. Tomasz J. małpoparzone 60 proc. ciała. Bo wybuchu jego stan był krytyczny, znajdował się w śpiączce farmakologicznej, z której dopiero niedawno został wybudzony.
Wybuch na Dębcu
Przypomnijmy, że w kamienicy w Poznaniu dokonano brutalnego morderstwa Beaty J. Wcześniej jej małżonek miał spowodować wypadek, w którym ich syn Kacper cudem przeżył. Auto jadące z prędkością ponad 100 km/h na prostej drodze pod Poznaniem uderzyło w drzewo. Dziecko trafiło do szpitala w stanie krytycznym. To pod pretekstem przekazania pieniędzy na jego rehabilitację mężczyzna miał pojawić się u kobiety.
Według nieoficjalnych informacji Beata J. została rozcięta nożem od pasa do mostka, oskalpowana, a na czole oprawca wyciął jej napis "za zdradę". Wcześniej strażacy znaleźli jej ciało bez głowy. Początkowo wybuch kamienicy traktowano jak nieszczęśliwy wypadek. Szybko jednak pojawiła się hipoteza, że eksplozja była tylko próbą zatarcia śladów po morderstwie. Na Dębcu zginęły 4 osoby, a 21 zostało rannych.