Minister edukacji Anna Zalewska obiecała nauczycielom podwyżki. Pierwsza, minimalna, już miała trafić do zainteresowanych po 1 kwietnia. W sumie chodzi o 15 procent podwyżek w ciągu trzech lat. Kto za to zapłaci? Wójt gminy Stężyca wyliczył, że u niego już w grudniu zabraknie pieniędzy dla nauczycieli. Myśli nawet o kredycie. – Rząd wprowadził podwyżki dla nauczycieli, ale nie dał na nie pieniędzy – mówi naTemat Tomasz Brzoskowski. Tak rządowe reformy widziane są w Polsce.
Rząd wprowadził podwyżki dla nauczycieli, ale nie dał na nie pieniędzy. To ja muszę stanąć na głowie i wymyślić jak to zrobić. To jest mój problem. Problem wójta, burmistrza, prezydenta. Wszystkie samorządy muszą sobie z tym poradzić. A ja akurat jestem takim wójtem, który lubi dużo rzeczy wiedzieć naprzód i naprzód analizować pewne konsekwencje, które będą miały miejsce.
Dlatego wszystko mamy już policzone. I wyszło, że subwencji oświatowej starczy mi tylko do końca listopada. A to oznacza, że albo pojawią się dodatkowe dochody, które przeznaczę na oświatę, albo będę musiał wziąć kredyt. Bo pensje nauczycielom trzeba wypłacić.
Jest aż tak źle?
Nawet nie chodzi o to, żeby się użalać. Broń Boże się nie użalam. Dla nas edukacja nie jest żadnym problemem. My kilka lat temu wprowadziliśmy bezpłatne przedszkola, przy każdej szkole mamy przedszkole publiczne, w ostatnich latach wybudowaliśmy trzy nowe, duże. Rodzice płacą tylko za wyżywienie. Dzieciaki mają pozalekcyjne zajęcia w akademiach. Wszystko z pieniędzy własnych finansuje gmina i kosztuje to miliony. Rodzice nie ponoszą żadnych kosztów.
Ale na miłość boską, jeśli państwo gwarantuje nauczycielom podwyżki, to niech spełni ten obowiązek. Niech da pieniądze na te podwyżki, tak jak im obiecuje, a my je wypłacimy.
Ile potrzebuje pan na podwyżki dla nauczycieli?
1,2-1,4 mln złotych. To około 1,8 procenta dochodów gminy, dużo. A ja wyliczyłem, że tak naprawdę dostałem na to 178 tys. zł subwencji.
Dlaczego? Proszę opowiedzieć, jak to wygląda u Pana w gminie.
W tym roku otrzymaliśmy 1,155 mln zł mniej na oświatę, bo minister edukacji stwierdziła, że trzeba obciąć nam dofinansowanie do nauki języka kaszubskiego. My w tej kwestii mamy inne zdanie. Uważamy, że język regionalny trzeba kultywować, podtrzymać swoją tożsamość etniczną i kulturową. Na kaszubskim straciliśmy prawie 900 tys. zł.
Jak to uzasadniła?
Głębokiego uzasadnienia nie było. Nie było żadnej dyskusji, ani konsultacji. Pisaliśmy pisma, były różne apele, ale nic to nie dało.
Liczyliśmy też na to, że skoro minister zabrała nam subwencje na kaszubski, to kwota ta zostanie przeznaczona na podwyżki, i to się zbilansuje. Wtedy nie byłoby problemu. A tak się nie stało. Teraz nie tylko nie mamy dofinansowania do kaszubskiego, ale nie mamy też pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli.
Czyli jest pan na minusie 1.155 mln zł?
Tak. Poinformowałem o tym radnych na komisjach, nie mogli uwierzyć. Przedstawiłem też sytuację, jak wygląda edukacja. Powiedziałem, że mamy mniej pieniędzy, do czerwca będziemy analizować budżet, a we wrześniu będziemy musieli podjąć decyzję, co dalej. Czy trzeba będzie brać pożyczkę w banku.
Budżet mam zaplanowany. Inwestycje wszystkie też. To co mam zrobić? Spytałem radnych: Co tniemy? Rezygnujemy z dużych imprez? Ze szkolenia dzieci i młodzieży? Nie podpisywać umowy na drogi? Ale to były pytania retoryczne, bo nie ma szans, byśmy z czegoś zrezygnowali i wypłacili podwyżki kosztem czegoś. Nie zrezygnujemy z niczego.
Co na to nauczyciele?
Rozmawiałem z dyrektorami szkół. Ale co oni mogą powiedzieć? Oni wiedzą, że muszą dostać wynagrodzenia.
A inne samorządy? Ma pan kontakt z innymi wójtami, burmistrzami?
Rozmawiamy, ale wszyscy unikają tego tematu jak ognia. Związek Gmin Pomorskich czy Związek Miast Polskich już dużo wcześniej sygnalizowali taki problem i mieli rację. W ubiegłym roku nie narzekałem, bo na wszystko mi starczało. Ale w tym roku dostałem taki strzał, że nie mogłem się pozbierać. Ludziom trzeba jakoś pensje wypłacić, są podatki, ZUS.
Pan się nie boi mówić?
Nie (śmiech). Ja mówię otwarcie. Powiem pani, jak to będzie wyglądać. To nie chodzi tylko o 5 procent do pensji zasadniczej, ale również o wszystkie dodatki, jakie otrzymuje nauczyciel. I tak przez trzy lata, co daje nam miliony złotych. I ja teraz zadaję sobie pytanie – czy ja przez te trzy lata dostanę od państwa te miliony dla nauczycieli? Bo w tym roku tego nie widzę.
Wini pan reformę edukacji?
Reforma reformą, rozumiem pewne założenia. Ale to trzeba spokojnie i bardziej przemyślanie zrobić. I niech będzie odpowiednio finansowana.
Jak się z tym wszystkim teraz czujecie?
Czujemy się pozostawieni sami sobie. Pani minister ma swoją teorię na edukację i jej finansowanie, a samorządy mają swoje. Państwo zrobiło reformę, wprowadziło podwyżki, ale nie idą za tym takie pieniądze, jak powinny. Samorządy nie otrzymują na to subwencji.
Typowe obietnice bez pokrycia. Mówi się o wspaniałej kondycji budżetu państwa, a wiemy jak jest wykonany. Rozdawnictwo pieniędzy jest tak duże, że aż przerażające. Widzimy, że szuka się pieniędzy. Tak nawiasem mówiąc, ludzie są bardzo zdenerwowani takimi opłatami jak za deszczówkę czy potężnymi opłatami wynikającymi z pozwoleń wodno-prawnych, których gminy nigdy nie płaciły.
Państwo szuka pieniędzy, a ludzie dopiero zaczynają odczuwać te złe reformy. Za dwa lata wejdzie u nas reforma odpadowa. Będą dwa śmietniki więcej. A u nas ludzie nawet nie musieli kupować śmietników. My, jako gmina, wyposażyliśmy w nie mieszkańców. Mieli je za darmo. Teraz będą musieli skutki reformy ponieść. Tego złego, stanowionego prawa, będzie na dole dla ludzi coraz więcej.
Powiedzmy jeszcze na koniec: pana gmina uważana jest za zamożną. A jednak i tu pojawił się problem.
Tak, nie jesteśmy gminą najbiedniejszą. Według GUS-u mamy 50. najwyższy dochód w Polsce, a 62. według Tygodnika Wspólnota. Ale problem jest, bo nie wiemy, w jakim kierunku pójdzie finansowanie zadań oświatowych.