Kiedy w Polsce toczy się burzliwa dyskusja na temat aborcji, one otwarcie oferują pomoc kobietom, które zdecydowały się na przerwanie ciąży. Na facebookowym profilu "Aborcyjny Dream Team on tour" pojawiły się setki komentarzy Polek, które zapraszają inne kobiety do swojego domu, obiecują słuchać, nie oceniać, zaparzyć herbatę, okryć kocem i podać leki przeciwbólowe. Bezinteresownie. – Jesteśmy zaskoczone tym, co się wczoraj zadziało. Dziś będziemy planować, co dalej, ale na pewno wykorzystamy ten potencjał i tę kobiecą solidarność. Dobrze wiedzieć, że są w wielu miastach Polski kobiety, które już się nie boją mówić o aborcji. Mamy ogromną siłę i bardzo dużo zrozumienia dla siebie nawzajem – mówi nam Natalia Broniarczyk z "Aborcyjny Dream Team on tour".
Polki znów protestują
Tłumy kobiet wyszły niedawno na ulice polskich miast, by zaprotestować przeciwko zmianom w przepisach dotyczących przerywania ciąży, jakie zaproponowano w projekcie "Zatrzymaj aborcję". Jego autorka Kaja Godek chce niemal całkowitego zakazu aborcji – wyjątkiem jest sytuacja, gdy kobiecie grozi utrata życia lub gdy została zgwałcona. Domaga się wykreślenia z polskiego prawa zapisu o aborcji eugenicznej, czyli możliwości przerwania ciąży z powodu nieuleczalnej choroby płodu. Posłanki opozycji biją na alarm, że przyniesie to dramatyczne skutki i zmusi kobiety do heroizmu.
Projekt "Zatrzymaj aborcję" (podpisało się pod nim ponad 830 tys. Polaków) z obowiązującej ustawy o planowaniu rodziny z 1993 roku usuwa jedną przesłankę do legalnej aborcji – uszkodzenie płodu. Konkretnie chodzi o wyrzucenie zapisu, że aborcja jest dopuszczalna, wówczas gdy "badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu". I tu mowa o pojęciu "aborcji eugenicznej", które z ust przeciwników przerywania ciąży i polityków PiS pada bardzo często.
A – jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez Kantar Millward Brown na zlecenie "Faktów" TVN i TVN 24 – aż 75 proc. Polaków jest przeciwna wprowadzeniu tych zmian. Ale to nie było żadnym argumentem w dyskusji, bo 19 marca Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka wydała pozytywną opinię na tema tego projektu. Teraz trafił on do Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Polki obawiają się, że zmiany są nieuniknione. Zwłaszcza, że nie cichną podobne głosy ze strony Kościoła. Właśnie Federacja Stowarzyszeń Rodzin Katolickich w Europie (FAFCE) zaapelowała do polskich parlamentarzystów, aby "uczynili przykład" dla innych krajów europejskich i przegłosowali inicjatywę "Zatrzymaj aborcję".
"Obiecuję nie osądzać i wysłuchać"
Kobiety skupione wokół facebookowego profilu "Aborcyjny Dream Team on tour" wzięły sprawy w swoje ręce. Myślą o tym, by stworzyć ogólnopolską sieć wsparcia dla kobiet, które zdecydowały się na aborcję. Impulsem do tego była dyskusja i deklaracje, jakie pojawiły się pod jednym z postów na Facebooku.
"Warto przygotować się do aborcji, zwłaszcza tej farmakologicznej, by oszczędzić sobie strachu i nerwów" – napisano wczoraj na fanpage "Aborcyjny Dream Team on tour". Poniżej zamieszczono kilka wskazówek, jak to zrobić, np. tę, by mieć przy sobie środki przeciwbólowe, nie brać tych rozkurczowych.
I pod tym postem Polki pokazały swoją solidarność z innymi kobietami, które przerwały ciążę lub planują to zrobić. "Gdyby któraś z Was lub znanych Wam dziewczyn potrzebowała wsparcia po aborcji, jak na przykład wspólne obejrzenie filmu, pobycie razem czy zwyczajna dziewczyńska pomoc po zabiegu, chętnie po ludzku pomogę. Mieszkam w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego" – pisze Martyna.
Wiktoria zgadza się z nią, że kobiety powinny się wspierać. I sama służy pomocą. "Jeśli chcesz po zabiegu z kimś pogadać/pomilczeć/zająć czymś głowę, służę towarzystwem" – oferuje Paulina. Chwilę później dołącza Agnieszka i zaznacza: "Podbijam, gdyby Paulina nie mogła ". Maria, Agata, Jagoda i Lidia też piszą, że mogą pomóc. I dalej lawina, chętnie wesprą mieszkanki: Dublina, Poznania, Warszawy, Trójmiasta, Zielonej Góry, Olkusza. A także z wielu innych miast. "Obiecuję nie osądzać, słuchać bądź wspólnie milczeć" – deklaruje Katarzyna z Bydgoszczy. Takich komentarzy są tu setki.
– Wrzucając wczoraj ten post spodziewałyśmy się, że będzie duży odbiór. Bo generalnie nasze posty zawsze wzbudzają jakieś reakcje. My też świadomie przyjęłyśmy strategię mówienia o aborcji wprost. Spodziewałyśmy się, że będzie wokół tego zamieszanie, ale przyznam, że bardzo pozytywnie zaskoczyły nas oferty wsparcia – przyznaje Natalia Broniarczyk z "Aborcyjny Dream Team on tour", jedna z bohaterek okładki "Wysokich Obcasów". I dodaje, że dziś będą planować, w jaki sposób wykorzystać tę kobiecą solidarność. Pojawił się pomysł, by stworzyć sieć wsparcia. – Nie wiem, czy to będzie ogólnopolska sieć. Zobaczymy, jak to się będzie dalej rozwijać. Ale dobrze wiedzieć, że są w wielu miastach Polski kobiety, które już się nie boją mówić o aborcji. Mamy ogromną siłę i bardzo dużo zrozumienia dla siebie nawzajem. Cała ta antyaborcyjna nagonka sprawiła, że kobiety zaczynają stawać po swojej stronie. I mówić sobie: "jak coś, oferuję ci swoją kanapę, film, zrobię herbatę, będę przy tobie, już się nie boję cię wesprzeć" – tłumaczy nam Natalia Broniarczyk.
Bo – zdaniem Broniarczyk – celem organizacji pro-life wcale nie jest zatrzymanie aborcji, ale zastraszenie kobiet. – Wszędzie tam, gdzie funkcjonują restrykcyjne zapisy antyaborcyjne, ta aborcja i tak jest. Im chodzi o to, byśmy się wstydziły, byśmy się bały i myślały o sobie, że jesteśmy morderczyniami. Nasza grupa jest po to, by pokazać, że naprawdę nie musimy o sobie źle myślec. Nie musimy żałować, nie musimy się wstydzić, możemy na siebie nawzajem liczyć. I nie damy się tej propagandzie antyaborcyjnej. To jest i reakcja na ich działania, ale też zwykła solidarność kobieca. Mam wrażenie, że ta coraz bardziej się budzi i rośnie. W całym tym aborcyjnym zamieszaniu, które trwa od dwóch lat, ta solidarność się powiększa. Nie ma lepszego momentu, by tę solidarność budować. Trzeba to robić zwłaszcza teraz, gdy to prawo może stać się jeszcze bardziej restrykcyjne – wyjaśnia Natalia Broniarczyk.