
Dawno żaden film nie sprawił, że serce podchodziło mi do gardła, a palce wbijałem w oparcia fotela. "Ciche miejsce" ma naprawdę mocne momenty, w których emocje sięgają zenitu. Swoje modus operandi opiera na patencie odwrotnym do innych horrorów. W dziele Krasinskiego im jest ciszej, tym jest straszniej. Nie dało się uniknąć stworów wyskakujących znienacka, ale jest to po raz pierwszy w pełni uzasadnione.
"Nasłuchiwałem wszystkiego. Dźwięku sztućców, odgłosu upadającego na podłogę talerza, zrzucanych ze stóp butów. Szybko zamieniło się to w pewnego rodzaju grę, w której moja żona (Emily Blunt) i ja staraliśmy się być cicho, zwracać się do siebie spokojnie. Jeśli któreś z nas zachowało się głośno, mówiliśmy do siebie „Już nie żyjesz”. To dało nam najwięcej podczas przygotowań do pracy na planie. Znaleźliśmy nawet sposób, by do scenariusza przedostały się realne sytuacje. Kiedy Emily mówiła „Jestem przerażona, nie chcę sobie tego nawet wyobrażać”, z miejsca trafiało to do scenariusza".
Czytaj więcej
39-letni John Krasinski ma polsko-irlandzkie pochodzenie. Występuje w filmie w potrójnej roli: reżysera, scenarzysty i jednego z głównych bohaterów. Na ekranie partneruje mu Emily Blunt ("Diabeł ubiera się u Prady", "Na skraju jutra", "Sicario"), która prywatnie też jest jego żoną. – Pokochałam w tym scenariuszu to, że tak naprawdę dotyka moich największych lęków, sytuacji, w której nie mogłabym chronić moich dzieci – mówi aktorka. – Kocham głębię i piękno tej historii, która wymyka się gatunkowi horroru. A poza tym John i ja nigdy wcześniej nie pracowaliśmy razem.
Film Krasinskiego jest sprawnie nakręcony, nie ma w nim przestojów czy prowizorki w efektach lub scenografii. Nie wyłamuje się z konwencji amerykańskiego horroru, ale czuć w nim artystyczny sznyt. Jednak to, co wyróżnia go na tle innych produkcji, to zarażanie strachem - zachowanie bohaterów z ekranu przenosi się na salę kinową. Kiedy postacie są w niebezpieczeństwie i próbują zachować stoicki spokój, my również wstrzymujemy oddech - trochę ze strachu, a trochę przez to, że czujemy się kolejnym członkiem rodziny. Nie chcemy też przeszkadzać innym widzom.