
Ktokolwiek skrytykował dzieło Jerzego Kaliny, autora pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej powinien wiedzieć, że dzieło jeszcze jest niekompletne. Oprócz "schodów do nieba" na pl. Piłsudskiego w Warszawie wkrótce pojawią się jeszcze czerwony dywan, żywopłot i krzyż. Dopiero wówczas autor uzna swoje dzieło za skończone.
REKLAMA
W ósmą rocznicę katastrofy smoleńskiej na placu Piłsudskiego w Warszawie odsłonięto pomnik ofiar z 10 kwietnia 2010 roku. Wielkie czarne schody mają symbolizować trap, po którym Lech Kaczyński i reszta delegacji wchodziła po raz ostatni na pokład rządowego tupolewa. Zarówno lokalizacja jak i forma pomnika budzi sprzeciw przeważającej części warszawiaków, z którymi jednak nikt nie konsultował się w sprawie pomnika. Wojewoda mazowiecki wyłączył rejon placu Piłsudskiego spod zarządu warszawskiego ratusza i wydał zgodę na postawienie monumentu. Władze Warszawy do dziś się odwołują od tej decyzji, ale pomnik już stoi i straszy.
Bo piękny to on nie jest. Wielka bryła schodów "do nieba" przytłacza tę część placu i odwraca uwagę od najważniejszego stojącego tam monumentu, czyli Pomnika Nieznanego Żołnierza. Ten wydaje się teraz schowany, mały, zagubiony w przestrzeni placu wobec wyraźnie dominujących ogromnych schodów. Dodatkowo pojawiają się oskarżenia pod adresem autora o plagiat.
Okazuje się jednak, że dzieło Jerzego Kaliny nie jest jeszcze skończone. Autor zapowiedział w programie Rozgłośni Katolickich "Poranek Siódma9", że wkrótce zostaną dostawione dodatkowe elementy. Będzie "zielona ściana życia i śmierci", przez ogrodników częściej nazywana żywopłotem. Będzie też rozciągnięty czerwony dywan pod schodami. Dodatkowo w szklanej gablocie zostanie umieszczony krzyż, ten sam, z którym co miesiąc maszerowali "modlący się" na Krakowskim Przedmieściu. Dopiero gdy staną dodatkowe elementy, Kalina uzna swoje dzieło za skończone.
źródło: siódma9.pl
