Senator Lidia Staroń ma w sieci liczne grono sympatyków, dała się bowiem poznać jako osoba walcząca z systemem o prawa najbiedniejszych. Grono jej przeciwników też nie jest małe - oni wykazują, że senator wcale nie jest tak kryształową postacią za jaką ją powszechnie się uważa. To jednak dziś schodzi na dalszy plan. Staroń potrzebuje pomocy po tym, jak dostała udaru mózgu.
Polityk, który chce być bliżej zwykłych ludzi i pomagać im rozwiązywać problemy? Wiele osób jest przekonanych, że kimś takim jest właśnie Lidia Staroń, która w latach 2005-15 była członkiem PO a potem wystąpiła z tej partii. Telefon w jej biurze dzwoni często, pomocy szukają u niej przeważnie ludzie poszkodowani przez spółdzielnie mieszkaniowe lub przez komornika. Tak jak Helena i Wacław Tułaczowie, którym komornik "przez przypadek" zlicytował gospodarstwo wraz z kawałkiem pola, choć miał zająć tylko dwa hektary gruntów ornych.
Była postrachem
Komornik się "pomylił" i przez lata państwo Tułaczowie próbowali bezskutecznie dochodzić swoich praw. Pomogło dopiero opisanie sprawy przez jeden z dzienników ogólnopolskich i interwencja Lidii Staroń, pracującej wówczas jako poseł RP w Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Co prawda gospodarstwa nie udało się już odzyskać, ale komornik, bodaj po raz pierwszy w Polsce w drodze ugody, wypłacił 350 tysięcy złotych odszkodowania.
Staroń przez lata stała się postrachem dla szefów spółdzielni mieszkaniowych. Interweniowała w wielu głośnych sprawach, gdy z jednej strony stał bezduszny moloch, a z drugiej samotny członek spółdzielni, który czuł się poszkodowany i bezbronny. Lidia Staroń nie tylko zresztą pomagała w jednostkowych przypadkach, ale też była autorką senackiego projektu poprawki do rządowej nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Nowe przepisy dotyczące spółdzielni mieszkaniowych weszły w życie już we wrześniu zeszłego roku.
– Przez trzy lata skutecznie walczyliśmy o nich w sądzie. Wygraliśmy, powstrzymaliśmy eksmisję, a właściwie kupiliśmy czas, aby w końcu parlament zmienił chore prawo – twierdziła w rozmowie z dziennikarzami senator Staroń. O kogo walczyła konkretnie pani senator? Sprawa dotyczyła pani Haliny, która wraz z córkami i małoletnim synem zajmowała lokal spółdzielczy. Wykupiła mieszkanie, ale później zalegała z czynszem i komornik kazał jej opuścić lokal. Nie pomogły petycje sąsiadów ani fakt, że przez 20 lat pani Halina była wzorowym członkiem spółdzielni. Pomogła dopiero senator Staroń i zmiana prawa.
Lista interwencji pani senator jest zresztą o wiele dłuższa. Podejmowała się obrony poszkodowanych przez banki, wciskające swoim klientom "polisolokaty". Nie wszystkim jednak udało się pomóc. Jak na swojej stronie informowała Lidia Staroń, wraz z dwoma pracownikami biura, nie są w stanie pochylić się nad każdą zgłoszoną sprawą i odpowiedzieć na każdy list "Staramy się pomóc jak największej liczbie osób, ale doba ma tylko 24 godziny" – można przeczytać w komunikacie na stronie pani senator.
Teraz potrzebujący będą musieli jeszcze bardziej uzbroić się w cierpliwość. Lidia Staroń w najbliższym czasie sama wymagać będzie specjalistycznej pomocy, bo senator miała... udar mózgu. "Codzienna walka z bezprawiem, układami, krzywdzącymi zwykłych obywateli decyzjami urzędników doprowadziły do tego, że nie zdążyłam zadbać o siebie, że czeka mnie teraz najtrudniejsza walka w moim życiu – walka o własne zdrowie..." – można przeczytać na profilu Staroń na Facebooku. "W związku z tym na krótki czas będę musiała zmienić swoje priorytety i skupić całe siły na mojej walce... mając jednocześnie nadzieję, że już wkrótce pełna nowych sił i energii będę mogła wrócić do wszystkich już rozpoczętych spraw, a także pochylić się nad setkami nowych, które czekają w kolejce – zapowiada senator, która jednocześnie zapewnia, że jej pracownicy nadal będą się zajmować sprawami poszkodowanych przez system obywateli.
Wpis senator na Facebooku spotkał się bardzo dużym odzewem. Wiele osób dziękuję za jej zaangażowanie i deklaruje modlitwę za rychły powrót do zdrowia. Sa jednak i tacy, którzy przypominają, że na obrazie Lidii Staroń jest kilka niewyjaśnionych ciemnych plam.
Staroń należała swego czasu do Platformy Obywatelskiej. W 2008 roku okazało się, że są jakieś braki w jej oświadczeniu majątkowym. To nie był zresztą koniec kłopotów posłanki, bo pojawiły się też zarzuty, że posłanka pisała ustawy "pod siebie". Wypominano jej, że na mocy ustawy o wykupie lokali spółdzielczych sama uwłaszczyła się na lokalu w centrum Olsztyna. Gdy wybuchła afera, władze PO zapowiedziały, że pozbędą się Staroń ze swoich szeregów.
Przeciwnicy przypominają
W 2010 roku Lidią Staroń zainteresowało się CBA. Chodziło o zatajenie w oświadczeniu majątkowym 30 tysięcy złotych pożyczki. Posłanka przekonywała, że tak naprawdę pieniądze pożyczał jej mąż, a kredytu udzielała siostra posłanki, dlatego nie ujawniła tego w oświadczeniu, jednak CBA nie bardzo dawało wiarę tym argumentom. Sprawą zajmowała się też Komisja Etyki Poselskiej.
Ostatni raz o Staroń zrobiło się głośno w zeszłym roku. Okazało się, że spółdzielnia "zapomniała" naliczyć Staroń 200 tysięcy złotych za grunt, na którym stoi lokal na którym Staroń uwłaszczyła się przed ośmiu laty. Oburzeni mieszkańcy zawiadomili prokuraturę, ta jednak oddaliła pozew uznając, że ... sprawa się przedawniła.