Prawicowy tygodnik "Do Rzeczy" twierdzi, że Antoni Macierewicz inspirował artykuły w prawicowej prasie atakujące Prawo i Sprawiedliwość za odwołanie go z funkcji szefa MON. Dlatego teraz musi na długo usunąć się w cień, jeśli chce kandydować z list PiS do Sejmu.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Macierewicz zamiast zajmować się swoją działką, czyli katastrofą smoleńską, miał inspirować w prawicowej prasie negatywne opinie o PiS. Tymczasem "układ był jasny", a on go złamał. Centrala partii uznała, że to właśnie były szef MON i jego bliscy współpracownicy stoją za serią publikacji w "Gazecie Polskiej", Radiu Maryja i mediach społecznościowych atakujących partię Jarosława Kaczyńskiego za dymisję szefa MON. Chodzi na przykład o akcję #MuremZaMacierewiczem, którą mieli rozkręcić jego młodzi współpracownicy.
– Komentarze Tomasza Sakiewicza, uwagi ojca Rydzyka i słuchaczy Radia Maryja trafiły do ludzi w terenie, rozbiły pewien monolit, jakim był w ich odbiorze PiS. Agentura wpływu Macierewicza zrobiła bardzo niedobrą robotę – powiedział "Do Rzeczy" jeden z wpływowych polityków PiS. Te zjawiska miały pojawić się tuż po dymisji Macierewicza.
Dziennikarze tygodnika ustalili, że Macierewicz przy odwołaniu posunął się do kłamstwa. Decyzję miał znać dwa dni wcześniej, jednak przekonywał, że dowiedział się o niej w ostatniej chwili od szefa kancelarii prezydenta Krzysztofa Szczerskiego.