O tym, jak PO chciałaby zmienić 500+ wiadomo nie od dziś. Już w 2016 roku proponowali, że świadczenie powinno być również na pierwsze dziecko, potem Grzegorz Schetyna mówił, że powinno ono dotyczyć rodziców, którzy pracują lub aktywnie szukają pracy. Teraz znów padły mocne słowa dotyczące pracujących rodziców. I trzeba przyznać, spodobały się nawet w małych miejscowościach. Czy PO może na tym zyskać? Czy wręcz odwrotnie?
"Popieram, bo dużo ludzi się zwolniło z pracy dla 500+, bo nie opłaca im się pracować..." – reagowali jedni. Inni: "To właśnie ci bez pracy najbardziej potrzebują pomocy, a nie ci, co pracę mają".
"Nie otrzymają go te rodziny"
Główny ekonomista PO, prof. Andrzej Rzońca, mocno potem powtórzył ten postulat. "500 plus będzie trafiał do tych rodzin, w których się pracuje lub stara się o pracę"– mówił. A dosłownie kilka dni temu, podczas konwencji Platformy i Nowoczesnej w Białymstoku, ogłosił wprost: 500+ zostanie rozszerzone, ale pod jednym warunkiem.
– Jeśli chodzi o 500+, to ono zostanie rozszerzone na pierwsze dziecko, ale jednocześnie wprowadzamy jeden warunek. Nie otrzymają go te rodziny, w których porzuca się pracę. Otrzymywać powinny go osoby, które ciężko pracują – mówił prof. Rzońca.
Ten wątek od początku istnienia programu 500+ zawsze był najbardziej bulwersujący i wywoływał największe emocje. Co chwila słyszeliśmy, że zwłaszcza matki kilkorga dzieci porzucają pracę, bo nie opłaca im się pracować.
"Od 40 do 55 tysięcy kobiet – zrezygnowało z pracy już w 2016 roku. Podobna grupa podjęła taką decyzję w pierwszej połowie 2017 roku" – ocenił w marcu tego roku Instytut Badań Strukturalnych. Trudno uwierzyć, by w takich rodzinach postulat PO wywołał entuzjazm.
"Uważam, że to dobry pomysł"
Ale, gdy pytamy o opinię w małych miejscowościach, również tu widać, jak bardzo ludzie burzą się przeciwko takim praktykom. I jaki pozytywny odzew zbiera postulat PO w sprawie 500+ – właśnie z powodu pracy, a nie rozszerzenia programu.
– To jest bardzo dobry pomysł. Też jestem za tym. Uważam, że kobiety powinny pracować. Rozdawanie pieniędzy powoduje, że społeczeństwo się rozleniwia, nie rozwija się. Uważam, że rodzina powinna pracować. A co jeśli nagle nie będzie 500+, a matki będą musiały iść do pracy? Jeśli chcieliby wprowadzać taki warunek, to uważam, że jest to dobry pomysł – mówi nam Zuzanna Urbanik, sołtys Wierzbnej na Dolnym Śląsku.
– I bardzo dobrze! Tak nie powinno być. Ktoś nie pracuje i mówi, że mu się nie opłaca? To jest ewidentna niesprawiedliwość – to z kolei sołtys jednej ze wsi na Pomorzu. Prosi o anonimowość, mówi, że nie chce robić sobie wrogów. Tym bardziej, że u niej w okolicy jest kilka takich rodzin, w których matka porzuciła pracę z powodu 500 plus. – Albo się zwolniły albo na pół etatu przeszły. Twierdzą, że im się nie opłaca pracować, bo za dużo stracą. Wielu ludzi dostrzega tę niesprawiedliwość. Mówią o nich, że darmozjady, które nie pracują, a państwo im pomaga – mówi.
Nasza rozmówczyni twierdzi, że 500+ psuje ludzi i w ogóle psuje wszystko. – Kiedyś za 100 zł miałam cały wózek zakupów. Teraz mieści się w reklamówce. Przecież skądś muszą brać pieniądze na to 500 plus – mówi.
500+ nie powinno być alternatywą dla pracy
O co chodzi z tym postulatem? Posłowie PO po szczegóły odsyłają do posłanki Magdaleny Kochan, która w Platformie zajmuje się polityką rodzinną i 500 plus. – Chodzi o to, żeby każde dziecko dostawało w Polsce 500 plus, a nie żeby połowa dzieci została wykluczona z tego programu. A także żeby nie było takiej sytuacji, w której otrzymywanie 500+ demotywuje do pracy. 500+ nie powinno być alternatywą dla pracy tylko czymś dodatkowym – słyszę.
Magdalena Kochan, wiceprzewodnicząca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, mówi nam wprost: – Dostrzegamy zalety programu 500 plus, ale w odróżnieniu od rządzących dostrzegamy także jego wady.
Tu, na wstępie, wymienia wszystkie kardynalne błędy rządowego programu, które również bulwersują rzesze Polaków. – Jeśli system ma być powszechny, musi dotyczyć wszystkich. A on wyklucza najsłabszych. Ludzie dobrze sytuowani nie wystąpią z propozycją 500+ na pierwsze dziecko. A słabsi zostali przez ostatnie decyzje rządu wykluczeni z tego programu. Wystarczy mieć najniższą krajową i być samotnym rodzicem z jednym dzieckiem, że wypaść z całego systemu – mówi.
Jedną z wad, jest właśnie porzucanie pracy przez rodziców. – Pobierając 500 zł na pierwsze dziecko rodzice drżą o podwyżki. Nie chcą ich, nie chcą nagród, nie chcą premii. I albo uciekają w szarą strefę przy podwyżkach pensji albo zwalniają się z pracy. My chcemy powiązać 500+ także z pracą. Ktoś, kto na przykład przy dwójce dzieci uzna, że 500 plus starczy na utrzymanie, musi wiedzieć, że przynajmniej 1 rodzic będzie musiał pracować. Rynek pracy potrzebuje rąk do pracy – tłumaczy posłanka PO.
"To są pieniądze ciężko pracujących ludzi"
Szczegóły są opracowywane, nic więcej dziś się nie dowiemy. Trudno zatem powiedzieć, jak miałoby to wyglądać w praktyce, gdyby opozycja wygrała wybory.
– Ale to kierunek, który będziemy chcieli mocno utrzymać. Warunek porzucenia pracy przez jednego z rodziców lub jego niechęć do pracy powoduje, że będziemy zatrzymywać to świadczenie pieniężne, bo będziemy chcieli wyposażyć dziecko w świadczenia rzeczowe, np., posiłki, ubrania – twierdzi Magdalena Kochan.
Trudno odmówić racji takiej argumentacji. Wielu Polakom na pewno się ona spodoba. – Rządzący przyzwyczaili nas do populizmu. A my musimy brać pod uwagę, że 500 zł wypłacane na dzieci to nie są pieniądze, które rząd posiada w jakimś skarbcu. Tylko są to pieniądze wypracowane przez tych, którzy płacą podatki. To są nie nasze pieniądze. To są pieniądze ciężko pracujących ludzi – podkreśla Magdalena Kochan.
"Ludziom miesza się w głowach"
Co na eksperci od polityki społecznej? Prof. Julian Auleytner, prezes Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej – który 500+ wymyślił jeszcze przed prezesem PiS – uważa, że nie powinno się niczego komplikować. Twierdzi, że każda ekipa chce dodawać coś do czegoś, co już istnieje, a to powoduje tylko chaos informacyjny i zamęt u wyborców.
– Te systemy są coraz bardziej zamulane szczegółowymi informacjami. I w gruncie rzeczy nie przekłada się to potem na efekty wyborcze. Ludziom miesza się w głowach. I rezygnują z tego, by na bazie jakiegoś rozwiązania popierać którąś z partii – mówi naTemat.
Podkreśla również, że to w rodzinie podejmuje się decyzje, czy rodzice chcą pracować, czy nie i jest to ich prawo. A państwo powinno wspomagać i takie, i takie rozwiązania.
Dlatego profesor Auleytner widzi sprawę bardzo prosto. – Powinno być świadczenie dla dzieci, których rodzice pracują, a tam gdzie nie pracują, powinny być świadczenia socjalne. To powinno być odróżnione. Czyli trzeba stworzyć system odrębny dla pracujących i odrębny dla niepracujących. Jeśli rodzina nie chce pracować, korzysta ze świadczeń socjalnych. Jeśli chce pracować – ma 500 + – tłumaczy.
Druga wada to biurokracja. Ilość dokumentów, które się składa przy wniosku, konieczność ich weryfikacji, jest bardzo uciążliwa i kosztowna. Wystarczy przekroczyć próg dochodowy o 5 groszy, żeby natychmiast mieć 500 plus do zwrotu. Żeby uczynić system faktycznie powszechnym, trzeba od tego wszystkiego odejść. Ale warunek musi być – to nie może być demotywacja do pracy.
Do tego trzeba dołożyć fiskalizm państwa. Wystarczy mieć średnią 802 zł na członka rodziny, żeby nie tyko wypaść z systemu 500+, ale także z systemu pomocy społecznej (dodatki mieszkaniowe itp. ), ale także starać się o wypłatę alimentów z funduszu alimentacyjnego. Z tego wszystkiego wypada samotny rodzic. To kardynalne błędy . Bo nie pomagamy najsłabszym.