
Tu nie obowiązują żadne zasady. Wygrywa silniejszy. W windach w nowych blokach, które tuż po oddaniu budynku do użytku jeżdżą zabezpieczone warstwą pleksi lub płytą wiórową, trwa ostra wojna na ogłoszenia, ulotki i reklamy. Praktycznie nie ma dnia, by na ścianach nie pojawiło się coś nowego lub coś nie zniknęło. Bo to nie chodzi tylko o to, by samemu w windzie przedstawić swoją ofertę. Tu chodzi też o to, by zniwelować szanse konkurencji.
Przestrzeń do zagospodarowania? Dwa razy po jakieś 6 m kw. po bokach i około 3-4 m kw. z przodu. Na drzwiach windy raczej nic się nie pisze ani nie wiesza. Chyba że i tam jest jakieś zabezpieczenie z folii, to markerem coś się napisać da. Sufit raczej odpada, choć i tam zdarza się znaleźć jakąś ofertę.
Mieszkam na 6. piętrze i mam czas, aby dokładnie przyjrzeć się tej walce, która czasem jest brutalna, a czasem pełna finezji. Bywa, że konkurent zamaluje swemu przeciwnikowi cały numer telefonu, ale bywa też, że przerobi tylko jedną cyferkę i już nikt się do niego nie dodzwoni.
To zabezpieczenie potem jeszcze na wiele miesięcy pozostaje w dźwigach, bo także i wykańczający mieszkania fachowcy przewożą nimi często a to worki z cementem, a to jakieś duże meble. Dzięki temu windy pozostają nieuszkodzone. A gdy się po jakimś roku zdejmie w nich zabezpieczenie, wyglądają jak nowe.
Zostawienie napisu z ofertą to sposób, by z jednego zlecenia zrobiły się dwa lub więcej. – Jak robię w bloku jakąś robotę, to zawsze w windzie zostawiam swój numer – wyjaśnia mi jeden z fachowców, którego ogłoszenie znalazłem w windzie. Gdy go pytam, czy to się opłaca, wyłuszcza sprawę prosto: a co tu się może nie opłacać, skoro nie ma żadnych kosztów.
Napisać dwa słowa i numer telefonu markerem to nie jest żaden koszt. Może ktoś zadzwoni, może nie. Na pewno na tym nie tracę.
Na początku wiosny zamówiłem rolety z montażem. Firmę znalazłem w internecie. Pan najpierw przyszedł pomierzyć okna. Po jego wizycie w windzie pozostało przyklejonych parę ulotek jego firmy. Zanim przyszedł je zamontować, ulotki zostały zdarte. Przyszedł jeszcze raz i przykleił nowe, ale też już ich nie ma.
– Z moich obserwacji wynika, że najwięcej reklam pojawia się w okolicach tablicy z przyciskami. Tu każdy musi spojrzeć, kiedy wsiada do windy i wciska, na które piętro chce jechać – opowiada Bartek. W tym rejonie faktycznie od reklam jest aż gęsto. Sąsiednie ściany windy mają natomiast więcej przestrzeni i tam można sobie pozwolić na napis znacznie większy.
Raz zdarzyło mi się skorzystać z oferty z windy. Miałem nagłą awarię i potrzebowałem elektryka. Zadzwoniłem do takiego, który w windzie zostawił mnóstwo małych nalepek bez opisywania swojej oferty – po prostu: "elektryk" i numer telefonu.
Zauważyłem, że na wielu ofertach ubezpieczeń, internetu czy kablówek pojawiają się te same nazwiska i numery telefonów. Najwyraźniej są tacy przedstawiciele handlowi, którzy obsługują parę firm i w windach zostawiają więcej reklam niż inni.
A że winda wygląda jak wygląda? – W mieszkaniu wszystko mam świeżo urządzone, nowe, czyste. Kontrast z zasyfioną windą jest spory, gdy się wychodzi rano do pracy. Ale jeszcze chwilę, sprowadzi się większość sąsiadów i winda też w końcu będzie wyglądać po ludzku – podsumowuje Piotrek.
