
Wielu ekspertów wieszczyło, że rok 2018 przyniesie koniec hossy w mieszkaniowej branży. Nie brakowało prognoz, że rynek już się nasycił i zaczną się kłopoty zarówno deweloperów, jak i tych, którzy chcieliby sprzedać mieszkanie używane. To z kolei byłoby dobrą wiadomością dla tych, którzy liczą na spadek cen. Dlatego w takim napięciu oczekiwano na pierwsze tegoroczne dane z rynku nieruchomości. Właśnie je otrzymaliśmy i... na krach nic nie wskazuje. Ale w 2007 raporty ekspertów nie wskazywały na to, co stało się chwilę potem. A analogii do tamtego czasu dostrzeżemy więcej.
"Rok 2018 może przynieść widoczne schłodzenie koniunktury" – prognozowali równo rok temu analitycy Emmerson Evaluation, jednej z największych polskich firm na rynku profesjonalnych usług z zakresu wycen nieruchomości. Eksperci wskazywali na kilka czynników: koniec programu "Mieszkanie dla Młodych", spadek dostępności do kredytów czy spodziewany wzrost stóp procentowych (który nie nastąpił). Przewidywano, że jeszcze na przełomie roku 2017 i 2018 ceny mieszkań mogą rosnąć, ale już na początku tego roku nastąpi spowolnienie.
(...) w końcowej fazie cyklu, która naszym zdaniem przypadnie na przełom roku 2017 i 2018, spodziewamy się jeszcze niewielkich, kilkuprocentowych wzrostów, które są zazwyczaj charakterystyczne dla ostatnich miesięcy cyklu koniunkturalnego.
Przy dużej podaży nowoczesnych mieszkań deweloperskich, na wartości może tracić starsza tkanka mieszkaniowa w gorszym standardzie, szczególnie tzw. wielka płyta.
Do szczegółów tego raportu przejdziemy za chwilę. Najpierw jeszcze wróćmy do tej (przynajmniej na razie) nietrafionej prognozy w sprawie spowolnienia w roku 2018. Oczywiście - to tylko prognoza, sprawdzać się nie musi. Po drugie - nie wystąpił jeden z uwzględnianych czynników, który wielu ekonomistów brało za pewnik, czyli nie wzrosły stopy procentowe, więc pozostają one na rekordowo niskim poziomie. To zaś oznacza, że kredyty nie podrożały zaś kupno nieruchomości wciąż pozostaje atrakcyjniejszą formą oszczędzania niż bankowa lokata. Wiele mieszkań sprzedawanych zarówno na rynku pierwotnym jak i wtórnym nie trafia bowiem do właścicieli, lecz do osób, które z wynajmu uczyniły sposób na życie. Mają często po 10-20 czy jeszcze więcej mieszkań w mieście i żyją tylko z tego, że je wynajmują.
I tu wracamy do najnowszego raportu, bowiem zaczyna się on od rozdziału poświęconego właśnie kredytom bankowym. "W ostatnim czasie zainteresowanie kredytami hipotecznymi jest ogromne. W I kwartale wypłacona kwota wyniesie ok. 12 mld zł. Będzie to więc jeden z najlepszych pierwszych kwartałów w historii" – stwierdza Jarosław Sadowski z Expander Advisors. Kiedy jeszcze odnotowano owe najlepsze pierwsze kwartały? "Podobny wynik dotychczas udało się osiągnąć tylko trzy razy – w 2007 r., 2008 r. i 2011 r." – odnotowuje ekspert. Rok 2007 i 2008 – te daty powinny zapalić w głowie czerwoną lampkę.
Na tak duże zainteresowanie kredytami hipotecznymi składa się kilka czynników. Z jednej strony mamy rekordowo niskie stopy procentowe, które zgodnie z zapowiedziami prezesa NBP nie wzrosną w najbliższych latach. Kredyty są więc tanie i dość łatwo dostępne. Jednocześnie Polacy nie boją się zadłużać. Dobra sytuacja gospodarcza bezpośrednio przekłada się bowiem na wyższe wynagrodzenia i niskie bezrobocie, co daje poczucie bezpieczeństwa.
Co nas czeka w przyszłości
Przyszłość w dużej mierze zależy od tego, czy podobnie jak w 2008 r. nie pojawi się jakieś zagrożenie zewnętrzne, które zepsuje dobrą koniunkturę. Jeśli się utrzyma, to coraz więcej osób będzie decydowało się na zakup mieszkania lub budowę domu.
Budynków powstaje coraz więcej, kupujących zaś nie odstraszają wciąż rosnące ceny. Na rynku wtórnym ten wzrost, zdaniem Marcina Jańczuka z Metrohouse Franchise, dziwić nie powinien. On wskazuje na dwa czynniki, które sprawiają, że ceny transakcyjne mieszkań idą w górę: "utrzymujący się na wysokim poziomie popyt na mieszkania generowany przez inwestorów" (tak, tych wspomnianych na początku, którzy mieszkań nie kupują dla siebie) oraz "perturbacje związane z wdrożeniem programu Mieszkanie Plus". Na portalach ogłoszeniowych cały czas widać ruch. Gdy na gumtree.pl wejdzie się w kategorię mieszkań sprzedawanych w Warszawie, łatwo dostrzec, że nowe anonse pojawiają nieraz częściej niż co minutę.
O ile na rynku wtórnym ceny rosną we wszystkich miastach, to na rynku pierwotnym sytuacja jest bardziej zróżnicowana. W dwóch miastach - w Poznaniu i Gdańsku - odnotowano całkiem spory spadek cen nowych mieszkań w porównaniu z ostatnim kwartałem 2017 r. Nieduży wzrost natomiast nastąpił w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu (Łódź - bez zmian).
Na trzech największych oraz najstabilniejszych podażowo rynkach pierwotnych (Warszawa, Kraków, Wrocław), w I kw. 2018 r. prawdopodobnie były już widoczne skutki presji cenowej, która coraz mocniej wpływa na działalność deweloperów. Firmy budujące mieszkania, sygnalizują wzrost kosztów dotyczących m.in. materiałów budowlanych oraz robocizny.
Dane Narodowego Banku Polskiego wskazują również, że problemem staje się coraz mniejszy bank ziemi. W III kw. 2017 r. duże firmy deweloperskie zatrudniające ponad 49 osób, posiadały grunty wystarczające na jeden rok budowy nowych mieszkań. Na początku 2016 r. analogiczny wynik był trzy razy wyższy.
Dojdzie nie tyle do sprzężenia, co do finansowej "apokalipsy zombie". Korporacje, państwa oraz obywatele z powodu wieloletniego, sztucznego utrzymywania stóp procentowych na niskim poziomie nie są w stanie ocenić, czy są rentowne i wypłacalne. Gdy tylko stopy wzrosną, okaże się kto jest finansowym zombie. A mało kto nim nie jest. (...)
Kryzys wystąpi do końca 2020 roku. Medialnie może nie być określony ‘kryzysem finansowym', tylko inną oryginalną nazwą.
