Dziennikarz Radia Zet opisuje dziwną sprawę pewnego przecieku w CBA.
Dziennikarz Radia Zet opisuje dziwną sprawę pewnego przecieku w CBA. Fot. Facebook.com / CBA
Reklama.
Dziennikarz Radia Zet Mariusz Gierszewski ujawnia sprawę dziwnego przecieku w CBA. Rzecz wydarzyła się w 2015 roku i wszystko wskazuje na to, że komuś bardzo zależało na tym, żeby całą aferę zamieść pod dywan.
CBA rozpracowywało współpracownika znanej posłanki PiS z okręgu lubelskiego. Jak odkrył dyrektor delegatury CBA w Lublinie, jeden z funkcjonariuszy ostrzegł tę osobą o toczącej się operacji. Zebrano w tej sprawie mocne dowody przeciwko agentowi, który dopuścił się tak dużej "niedyskrecji".
Na tym kończy się przewidywalny ciąg wydarzeń, to co się dzieje później zakrawa bez mała na scenariusz filmu szpiegowskiego. Dyrektor Tomasz G, który odkrył przeciek i chciał doprowadzić do ukarania winnego stracił pracę. "Gadatliwy" funkcjonariusz miał za to dostać wysoką nagrodę. Co ciekawe, wypłaconą z innej puli niż ta, z której wypłacano nagrody w lubelskiej delegaturze. Zaś osoba, wobec której toczyło się śledztwo CBA została prezesem w jednej ze spółek Skarbu Państwa.
Tomasz G. próbował sprawą przecieku zainteresować Jarosława Kaczyńskiego. Napisał do prezesa PiS list, w którym opisał całą historię. Jak twierdzi, do dziś nie dostał żadnej odpowiedzi. Mariusz Gierszewski dostał za to z CBA pismo, w którym zapewniono go, że postępowanie wewnętrzne w lubelskiej delegaturze CBA nie dało podstaw do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec funkcjonariusza oskarżonego o "niedyskrecję". Tomasz G. nie kryje rozczarowania całą tą sytuacją, jego zdaniem to "nowa afera starachowicka". Z tą różnicą, że wówczas o toczącym się śledztwie powiadomiono gangsterów, a tym razem ostrzeżono osobę ze świata polityki.
źródło: Radio Zet