Kampania przed zbliżającymi się wyborami na prezydenta Warszawy wystartowała. Kandydat PiS Patryk Jaki i kandydat PO Rafał Trzaskowski wymieniają się już ciosami poniżej pasa. Ale o wyniku tych wyborów może przesądzić poparcie tego "trzeciego" pretendenta do ratusza. Andrzej Celiński, były minister kultury otrzymał ofertę startu w zbliżających się wyborach od SLD i zastanawia się, czy ją przyjąć. – Jeśli będę kandydował, co jest prawdopodobne, to z pewnością nie będę się zajmował ani Jakim ani Trzaskowskim – mówi naTemat Celiński. – Wygram te wybory – zapowiada.
Może to jest dobre miejsce i czas by zdeklarować się w sprawie startu w wyborach na prezydenta Warszawy?
Andrzej Celiński: Nie jestem jeszcze gotowy do podjęcia decyzji.
Co pana powstrzymuje?
Istotne są zarówno względy polityczne jak i względy prywatne.
Zacznijmy od tych pierwszych.
Ja konsekwentnie od dwóch lat uważam, że polska państwowość znalazła się nad przepaścią. Polityka PiS wypycha nas kulturowo i politycznie z europejskiej przestrzeni politycznej i kulturowej. Nikt nas oczywiście nie będzie wyrzucał z UE, będziemy jednak marginalizowani. Jest to o tyle groźne, że ta polityka ma pewne korzenie w polskiej kulturze, ona nie jest zupełną uzurpacją. Polacy zawsze się głęboko dzielili. Wystarczy postudiować ostatnią kwartę XVIII wieku i cały wiek XIX.
To diagnoza. Co z tym zrobić?
Każdy kto ma możliwości powinien dążyć do przeciwstawienia PiS w wyborach parlamentarnych 2019 r. jednej listy demokratycznej. Od Giertycha do Biedronia. To nie jest moment na głębokie podziały polityczne pośród ludzi, dla których ważne są Konstytucja, miejsce Polski w UE, państwo prawa, otwartość, innowacyjność itd.
Już w tegorocznych wyborach do sejmików wojewódzkich i w dużych miastach powinny zafunkcjonować wspólne listy demokratyczne. Jest wciąż na to szansa. Do wyborów pół roku. Wystarczający czas aby otrzeźwieć. Największy obowiązek w tej mierze spoczywa na najsilniejszej, najpełniej zorganizowanej sile opozycyjnej, czyli na PO.
Żeby zmieniać politykę trzeba w niej być. Ale mówił pan też o względach prywatnych, które powstrzymują pana przed podjęciem ostatecznej decyzji o starcie na prezydenta Warszawy.
W latach 70 i 80 moja rodzina płaciła wysoką cenę za moje zaangażowanie. Dzisiaj znowu to odżyło. Jeden z moich synów stracił pracę przez donos "agenta” PiS do amerykańskich właścicieli firmy. Chodzi o to, że niby nazwałem prezesa PiS "faszystą” co jest zresztą nieprawdą.
Prezes PiS prowadzi zbrodniczą i szaleńczą politykę wobec państwa polskiego, ale faszystą nie jest. Jeśli znów zaangażuję się w politykę, zwłaszcza w Warszawie - na której Kaczyńskiemu piekielnie zależy, to jest stolica, sprawa pomników, pieniędzy - to znów moje dzieci mogą być "potrącane”. PiS używa metod nie tylko niegodnych, ale bezprawnych. Z drugiej strony ja nigdy nie ulegałem szantażowi
SLD złożyło panu taką ofertę, jak do tego doszło?
Mam rozległe kontakty towarzyskie w wieloma osobami. Spotykałem się także regularnie, powiedzmy raz na kwartał, pół roku, na kawie z Włodzimierzem Czarzastym, szefem Sojuszu. Zapytał mnie, gdzieś na początku kwietnia, czy wykluczam powrót do polityki. Odparłem, że mam swoje lata, nie widzę dla siebie miejsca we spółczesnej polityce, ale mogą się przecież pojawić takie okoliczności, że wrócę, choć nie wyobrażam sobie już funkcjonowania w gorsecie partyjnym.
I wtedy złożył mi dla mnie w pełni zaskakującą ofertę startu na prezydenta Warszawy. Spotkałem się jeszcze z szefem warszawskiego SLD Sebastianem Wierzbickim. Powiedziałem obu, że jeżeli znajdą innego kandydata nie muszą się na mnie oglądać, nie będę miał żalu. Zasugerowałem, że Marek Borowski byłby świetnym kandydatem.
Ile dał pan sobie czasu na odpowiedź?
Decyzja musi zapaść do połowy maja. Rozmawiam z moimi przyjaciółmi politycznymi, radzę się. Zdania są podzielone.
A jak pan ocenia potencjalnych rywali? Myślę o Trzaskowskim i Jakim, którzy zaczęli tę kampanię od udowadniania sobie kto jest większym, a kto mniejszym Warszawiakiem. Pan jest rodowitym Warszawiakiem.
Jeśli będę kandydował, co jest prawdopodobne, to z pewnością nie będę się zajmował ani Jakim ani Trzaskowskim. Te osobiste przytyki, miałka treść debaty prowadzi do tego, że ludzie z wrzaskiem uciekają od spraw publicznych. Ja sam cenię Trzaskowskiego, choć go właściwie nie znam. Głosowałem na niego w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Syn zwrócił mi na niego uwagę, kiedy powiedziałem mu, że nie za bardzo mam na kogo głosować. Myślę, że był bardzo dobrym, wydajnym europarlamentarzystą.
Można założyć, że gdyby pan wystartował to od Pana poparcia będzie zależało kto zostanie prezydentem Warszawy.
Ale ja - jeśli będę kandydował - wygram te wybory. Proszę przyjąć to co mówię poważnie, bo to wynika z chłodnej analizy. Gdyby kandydował Marek Borowski, byłbym pewny że wygra. Ja natomiast mam duże szanse wygrać i to nie jest iluzją. Nie kandydowałbym po to, żeby zająć trzecie miejsce.
Pan był z polityką związany przez większość dorosłego życia, ale nie bardzo wiadomo czym zajmował się pan ostatnio. Jeszcze kilka lat temu szukał pan pracy na Facebooku, o czym było głośno w mediach. Znalazł pan?
Dzisiaj jestem emerytem, ale regularnie zamieszczam wpisy na blogu na internetowych stronach tygodnika "Polityka”. Wcześniej pisałem do Onetu, a nawet do prawicowego Salonu24, bo byłem ciekaw czy jest jakaś szansa na dialog w Polsce. Zrezygnowałem z tej współpracy. Nie miało to sensu. Nawet jeśli zdarzyło mi się pochwalić jakąś decyzję, któregoś z braci hejt był taki sam jak wtedy, kiedy byłem krytyczny.