Powstanie już za chwilę, a może dopiero po wyborach samorządowych? Nowa partia, ewentualnie ruch obywatelski firmowany nazwiskiem Roberta Biedronia żyje już własnym, wirtualnym życiem i wyzwala wiele politycznych emocji. Prawie tak silnych jak spodziewane powstanie na prawicy odpowiednika węgierskiego Jobbiku. Obie te inicjatywy miałyby bowiem szanse przemeblować nieco polską scenę polityczną.
Sam Biedroń niczym niegdyś Ryszard Petru ogłosił się w ostatnich dniach liderem opozycji i nie ucieka od porównań do prezydenta Francji Emmanuela Macrona czy premiera Kanady Justina Trudeau. Na centrolewicy nie brakuje także głosów, że obecny prezydent Słupska "będzie mesjaszem polskiej lewicy” niczym kiedyś Aleksander Kwaśniewski i przeprowadzi ją przez prawicowe morze do ziemi obiecanej.
To nie jest ta godzina
Ale ile jest w tych zapowiedziach zwykłej socjotechniki, albo myślenia życzeniowego, a ile faktycznych zamiarów, planów i działań?
Andrzej Obecny, szef klubu radnych Roberta Biedronia w Radzie Miejskiej Słupska nie ma wątpliwości, że istnieje zapotrzebowanie na "partię Biedronia”.
– Wydaje mi się, że taka nowa formacje może powstać dlatego, że na naszej scenie politycznej brakuje siły postępowej, nie mówię lewicowej czy prawicowej, ale postępowej czyli liberalnej w sensie światopoglądowym, tolerancyjnej, a jednocześnie odpowiedzialnej za sprawy socjalne – mówi w rozmowie z naTemat Obecny. – Myślę, że Biedroń może zapewnić tę lukę. Czy to już jest ta godzina? Co do tego byłbym sceptyczny – podkreśla.
Nasz rozmówca przyznaje, że w jego dyskusjach z Biedroniem często pojawia się temat nowego ugrupowania. – Mam nadzieję że Robert liczy się z moim zdaniem, ale poza samorząd nie bardzo chcę wykraczać, bo ja jestem politykiem prowincjonalnym, czy, mówiąc może bardziej elegancko, regionalnym. Natomiast powtarzam mu, że furtką do dalszej, ogólnokrajowej kariery politycznej jest druga kadencja w Słupsku – zaznacza.
Radny ze Słupska nie chce spekulować na temat kręgu polityków, którzy mogliby stanąć przy Biedroniu.
– Nie widzę dzisiaj takich osób w formie zorganizowanej. To raczej będą politycy, którzy sami się wykarczują z już istniejących sił politycznych. Nigdy nie jest tak, że jakaś nieskażona siła powstaje niczym Feniks z popiołów – ocenia.
Większość sondaży daje Biedroniowi silną trzecią pozycję przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się w 2020 roku, a wiele liberalnych mediów już widzi go w roli "czarnego konia" tych wyborów.
Zapewne wiele osób namawia go też, by wzorem prezydenta Francji stworzył jakieś nowe ugrupowanie, które wyniosłoby go do najwyższego urzędu w państwie, choć na brak poparcia politycznego nie może narzekać.
Palikot radzi akces do PO
O scenariuszu z nowym ruchem czy partią słychać od dawna, ale ostatnio te plotki nasiliły się. Co ciekawe, osobą, która odradza Biedroniowi i Barbarze Nowackiej, szefowej Inicjatywy Polskiej budowę nowego ugrupowania, jest ich były szef Janusz Palikot.
W ostatnim "Newsweeku” były przewodniczący Ruchu Palikota, a potem Twojego Ruchu doradzał młodym politykom, by szansy szukali u boku Platformy Obywatelskiej. Do tego samego namawiał ostatnio prezydenta Słupska Sławomir Neumann, szef klubu PO.
– Uważam, że dzisiaj Robert Biedroń powinien przystąpić do Koalicji Obywatelskiej. Powinien przystąpić i wspólnie z nami stanąć przeciwko machinie PiS-u, która chce zawłaszczyć samorządy i ograniczyć samorządy. Jeżeli zależy mu na Słupsku, powinien stanąć razem, przy nas w Koalicji Obywatelskiej i być wspólnym kandydatem w Słupsku. Nie sądzę, żeby chciał przystąpić do Platformy, ale radzę mu, żeby posłuchał Janusza Palikota – mówił ostatnio Neumann w TVN24.
A co na to sam Biedroń? Wydaje się, że jest przede wszystkim zainteresowany, by ten medialny serial o prezydencie Słupska jako "czarnym koniu” polskiej polityki trwał.
Sam go zresztą umiejętnie reżyseruje. Zaczęło się od wywiadu dla “Wysokich Obcasów”, w którym Biedroń jednoznacznie sugerował, że jego ambicje sięgają niekoniecznie fotela prezydenta Polski, co podnosiły liberalne media, ale właśnie budowy własnej formacji politycznej. Argumentował, że potrzebna jest alternatywa dla dwóch dominujących partii Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej.
Ale prezydent Słupska podsyca zainteresowanie mediów także w inny sposób. Głośno było o jego książce dla dzieci pt. ”Włącz demokrację”, a także o nawiązaniu współpracy z Leszkiem Balcerowiczem, architektem polskiej transformacji, który na prośbę Biedronia miał się przyjrzeć finansom Słupska.
"Jestem liderem opozycji"
W wywiadzie dla "Super Expressu” Biedroń ogłosił się już nieskromnie liderem całej opozycji.– Przecież nie jest nim ani Schetyna, ani Tusk – podkreślił. Tłumaczył, że najnowsze sondaże wyraźnie wskazują, że to on jest naturalnym przywódcą opozycji i zaprasza Schetynę, Petru i Lubnauer do założenia nowej "symbolicznej partii" o nazwie "Polska", która odbierze władzę Prawu i Sprawiedliwości.
Ale kilka dni temu w wywiadzie dla gazety.pl zapytany wprost, czy zamierza kandydować na prezydenta Polski?, odparł że "ogniskuje się we mnie marzenie, że Polska może wyglądać inaczej. – I nie chodzi tu o Biedronia, który przyjedzie na białym koniu, ale o tęsknotę za pewnymi wartościami – mówił na okrągło.
– W tej chwili jestem prezydentem Słupska, ale jestem świadomy, że ten etap w moim życiu może się kiedyś skończyć. I będę chciał wrócić do polityki. Ale jeszcze nie podjąłem decyzji, czy to będzie Sejm, czy Parlament Europejski czy wybory prezydenckie – zaznaczył tłumacząc, że nie podjął jeszcze decyzji. Podkreślił za to, że inspirują go Trudeau i Macron.
Tym razem o jakiejś nowej partii nic nie wspomniał. Przynajmniej wprost. Uspokoiło to liderów PO, Nowoczesnej, ale także SLD, które urosło ostatnio w sondażach i dla którego ewentualna nowa partia Biedronia mogłaby być problemem.
Z jednej strony szef SLD Włodzimierz Czarzasty deklaruje, że Sojusz poprze Biedronia w wyborach na prezydenta za dwa lata, a wiceszef SLD Krzysztof Gawkowski mówi o nim jako o "mesjaszu lewicy”, ale z drugiej - prezydent Słupska ostro zaatakował ostatnio nowy polityczny nabytek Sojuszu czyli Monikę Jaruzelską, mówiąc że "może skończyć jak Magdalena Ogórek”.
Biedroń nawiązywał do poglądów Jaruzelskiej na temat aborcji i religii w szkołach. – To, co mówi pani Jaruzelska, prawie niczym się nie różni od tego, co mówi PiS – ocenił jej wywiad dla "Dużego Formatu”.
Jaruzelska jak Ogórek?
Jak zareagowała sama zainteresowana? – Cóż, emocje są złym doradcą, szczególnie w polityce. A pani Ogórek jeszcze nie skończyła, jest młodą osobą. Pan Biedroń, jeśli chce łączyć, a nie dzielić, nie może zamykać się w swoich uprzedzeniach, tylko musi otworzyć się na innych – skomentowała Jaruzelska.
Ale wydaje się to na razie mało prawdopodobne. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który zazwyczaj inicjował jakieś nowe inicjatywy na centrolewicy, pytany w niedawnym wywiadzie dla Onetu, czy doradza Biedroniowi, odparł, że kibicuje mu i czasami rozmawiają, ale przy okazji poradził mu: odnowić swój mandat w Słupsku i pokazać, że jego cztery lata prezydentury zostały przez wyborców tego miasta ocenione pozytywnie.
– To będzie wówczas dla niego fundament do budowania czegoś znacznie większego na przyszłość – stwierdził Kwaśniewski.
– Ma moje wsparcie, ale to nie oznacza, że nie kibicuję także SLD w powrocie to parlamentu…Wszystko dobre co dzieje się na lewicy mnie cieszy. Martwi za to, że zdolność do dialogu między różnymi środowiskami lewicowymi jest dość ograniczona. Staram się to przełamać, co nie jest, muszę przyznać, łatwe – dodał i tłumaczył, że wierzy w powrót SLD do Sejmu.
Na dodatek - jak podkreślił: –To niemożliwe by romans Jaruzelskiej z lewicą skończył się jak historia Magdaleny Ogórek.
Dr Jarosław Flis, socjolog polityki pytany czy pojawienie się jakiegoś nowego ugrupowania pod egidą Biedronia mogłoby zamieszać w polskiej polityce, odpowiada, że to zależy o jaką stawkę miałoby chodzić.
– W polityce jest kilka stawek. Jest np. stawka "zaistnieć", ale jest też stawka "przejąć władzę". Rozumiem, że koncepcja stworzenia jeszcze nowocześniejszej partii niż te istniejące abstrahuje od istniejących podziałów socjopolitycznych czy tych wynikających z politycznej samoidentyfikacji Polaków – mówi Flis.
Co z tymi Łapami?
– Do tej pory większość tych, którzy patrzyli na Biedronia jak na mesjasza, to była raczej ta bogatsza część społeczeństwa i ta bardziej oświecona. Jest taka znana książka "Co z tym Kansas”, którą chyba najbardziej wziął sobie do serca Donald Trump. W Polsce możemy zapytać "Co z tymi Łapami?” A więc czy liberalna opowieść na temat aborcji, równouprawnienia, czy małżeństw jednopłciowych chwyci w miejscowości Łapy? Bo to, że chwyci na Wilanowie w Warszawie, to wiemy. I to pokazał casus Partii Razem – podkreśla.
Według dr Flisa jest bardzo wątpliwe, by przed wyborami samorządowymi pojawiła się jakaś nowa siła polityczna. A po nich? – Będzie nowa rzeczywistość, której dzisiaj nie przewidzimy.