Bezdomny Polak zdobył medal w londyńskim maratonie. Ale to nie jest piękna i wzruszająca historia.
Bezdomny Polak zdobył medal w londyńskim maratonie. Ale to nie jest piękna i wzruszająca historia. Fot. flickr.com/Jan Kraus CC BY 2.0
Reklama.
A mogło być tak pięknie. Bezdomny Polak, koczujący na co dzień na lotnisku Heathrow, zdobył medal w londyńskim maratonie. Po wyczerpującym biegu, pokonując nie tylko kilometry trasy, ale przede wszystkim swoje słabości, dotarł na metę. Na jego szyi zawieszono krążek i od tej pory jego życie ma szansę się odmienić... Niestety, to nie łzawa historia, tylko cwaniacki fortel.
Jak pisze brytyjski tabloid "The Sun", bezdomny 38-letni Stanley Skupień "trochę" oszukał – porzucił swoją zawierającą cały dobytek torbę w pobliżu Tower Bridge i dołączył do biegaczy biorących udział w słynnym Maratonie Londyńskim. Należy wspomnieć, że to miejsce to okolice połowy dystansu, który mają do przebiegnięcia zawodnicy. Podczas biegu, Skupień miał pić alkohol, który dostawał od... kibiców. Na domiar złego kilkaset metrów przed metą Polak znalazł na trasie biegu numer startowy, który inny zawodnik po prostu zgubił. Należał on do Jake'a Hallidaya, który biegł, by zebrać pieniądze dla chorej na raka przyjaciółki. Polak przejął numerek Hallidaya i przekroczył linię mety cztery godziny po tym, jak dołączył do wyścigu. W nagrodę otrzymał medal i koszulkę. Prawowity właściciel numerka został on zdyskwalifikowany z powodu braku numeru startowego.
Czy to wzbudziło w Polaku wstyd? Skądże. W rozmowie z "The Sun" Skupień stwierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia. – Czuję się źle z powodu Jake'a. Ale przekroczył metę bez numeru, więc i tak zostałby zdyskwalifikowany. Pomyślałem, że pokażę medal mojemu siedmioletniemu synowi Viktosowi, żeby był ze mnie dumny – powiedział. – Czułem się, jakbym był na szczycie świata, kończąc wyścig dla wszystkich bezdomnych, udowadniając, że możesz osiągnąć wszystko bez pieniędzy. W końcu przebiegłem prawie całą drogę, prawda? – dodał Polak.
źródło: "The Sun"