
"Bardzo dziki kraj" to 6-odcinkowa produkcja, która nie jest losowym zlepkiem wypowiedzi i nagrań archiwalnych, ale historia toczy się jak w typowym serialu. Na początku poznajemy historię kultu wokół filozofii i osoby Bhagwana Shree Rajneesha. Hindus był niezwykłym guru - nie uznawał siebie za mesjasza, ale nauczyciela, nie stworzył nowej religii, lecz ruch sympatyków (i tak naprawdę sektę), nie odrzucał dóbr materialnych - woził się jednym z niemal stu Rolls-Royce'ów nazywając się "guru ludzi bogatych". Dużą wagę przykładał do medytacji, wolności i seksu bez ograniczeń. Nic dziwnego, że zjednał sobie tysiące wyznawców na całym świecie.
"Podziwiam Franciszka z Asyżu, który jeździł na ośle. Ale było to przecież torturowanie żywego stworzenia. Podróżowanie Rolls-Roycem nie krzywdzi nikogo. Ludzie myślą, że Rolls-Royce kłóci się z uduchowieniem. To nieprawda. W rzeczywistości, to właśnie na furmance trudno jest medytować. Rolls-Royce jest dużo lepszy dla duchowego rozwoju".
Czytaj więcej
"Moja wspólnota nigdy nie stanie się Jonestown, ale politycy mogą zrobić z niej Oświęcim. Żyje to 7000 ludzi, nikogo nie krzywdząc, nie popełniając przestępstw, nie używając narkotyków. Ale oni chcą nas stąd usunąć, bo każdy polityk to potencjalny Hitler... Prawda jest niebezpieczna"
Czytaj więcej
Twórcom dokumentu (Maclain Way, Chapman Way) udało się dotrzeć nie tylko do archiwalnych nagrań, których w komunie powstało bez liku, ale i ważnych rozmówców obu stron konfliktu. Mamy więc wypowiedzi mieszkańców Anteleope, którzy żyli w tych nieciekawych czasach, a teraz wspominają z gorzkim uśmiechem ten niesamowity ciąg zdarzeń, który nieomal skończył się rozlewem krwi - Rajneeshpuram miało swoją policję, kultyści byli uzbrojeni po uszy i nie chcieli oddać swojej ziemi bez walki.
Nawet jeśli początkowo z wypiekami na twarzy oglądamy powstawanie komuny i zazdrościmy idei nieskrępowanej wolności i radości w miasteczku przypominającym Woodstock. Kto by nie chciał rzucić pracy w korpo i zacząć pracować w takiej komunie, gdzie nawet pieląc ogródek, twoja praca ma ogromne znaczenie dla ogółu? Niestety, jak niemal każdy ustrój społeczno-polityczny - wszystko się sprawdza świetnie na papierze, bo kiedy wdrażamy coś w życie, to nigdy nie wychodzi - patrz: komunizm. Rajneeshpuram to doskonały przypadek pięknej idei, zniweczonej przez niezrównoważonego tyrana, ale nie tylko. Dużą rolę odegrała też tolerancja, a raczej jej brak.
Bhagwan Shree Rajneesh zmarł w 1990 roku, ale pozostawił po sobie ogromne dziedzictwo. Współczesny mistyk nie odrzucał technologii, więc jego wykłady były nagrywane i można je obejrzeć np. w internecie . Na koncie ma też ponad 400 (!) książek - nie pisał ich osobiście, lecz jego słowa były spisywane przez sannjasów. Tytułów ciągle przybywa, bo część z nich jest w trakcie tłumaczenia. Wiele pozycji ukazało się również po Polsku, bo i w naszym kraju ma swoich wyznawców - choć sam nigdy nie uznawał tego słowa. Zalecał osobistą religijność, a nie bycie wyznawcą religii.
"Gdy mówię, że Bóg jest największym wrogiem religii, to takie twierdzenie szokuje tzw. religijnych ludzi, którzy myślą, że modlitwy do Boga i oddanie mu czci jest religią... Bóg jest największą fikcją jaką kiedykolwiek stworzył człowiek. Bez Boga, Raju, Nirwany, świat staje się przypadkowy, bez znaczenia. Moje zadanie to uczynić cię tak dojrzałym, abyś mógł żyć pięknie i szczęśliwie, bez znaczeń - cala egzystencja nie ma znaczenia. Gdy stajesz się cichy, współbrzmisz z egzystencją, staje się jasne, że nie jest potrzebne żadne znaczenie..."