To zapomniany rozdział z historii Ameryki, który został zamknięty w atmosferze wielkiego skandalu. Na początku lat 80-tych ubiegłego wieku na pustyni Oregonie powstało utopijne miasto, zbudowane przez sympatyków Osho - hinduskiego guru. Okolicznym kowbojom nie spodobał się (fry)wolny styl życia kultystów, co doprowadziło do wielu konfliktów z zatruwaniem mieszkańców, zamachem na prokuratora i największą aferą podsłuchową i imigracyjną w dziejach USA na czele. "Bardzo dziki kraj" jest bulwersującym serialem i nie sposób się od niego oderwać.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
To kolejny serial dokumentalny od Netflixa, który ogląda się z zapartym tchem i przeciera oczy ze zdumienia. Historia, choć wydarzyła się setki kilometrów od nas, jest nam niezwykle bliska, uniwersalna i opowiedziana w fabularny sposób. Serial "Making a murderer" jest jak żywcem wzięty z życiorysu Tomasza Komendy, "The Keepers" bierze na warsztat problem pedofilii w Kościele i to, jak jest tuszowana, natomiast "Bardzo dziki kraj" pokazuje jak fanatycy religijni mogą grać na nosie konstytucji.
Nieprawdopodobna historia "made in USA"
"Bardzo dziki kraj" to 6-odcinkowa produkcja, która nie jest losowym zlepkiem wypowiedzi i nagrań archiwalnych, ale historia toczy się jak w typowym serialu. Na początku poznajemy historię kultu wokół filozofii i osoby Bhagwana Shree Rajneesha. Hindus był niezwykłym guru - nie uznawał siebie za mesjasza, ale nauczyciela, nie stworzył nowej religii, lecz ruch sympatyków (i tak naprawdę sektę), nie odrzucał dóbr materialnych - woził się jednym z niemal stu Rolls-Royce'ów nazywając się "guru ludzi bogatych". Dużą wagę przykładał do medytacji, wolności i seksu bez ograniczeń. Nic dziwnego, że zjednał sobie tysiące wyznawców na całym świecie.
W 1981 roku jego uczniowie (nazywani Sannjas) kupili gigantyczne ranczo na pustyni w USA. 25 hektarów za 6 milionów dolarów. Utworzyli spektakularną, samowystarczalną komunę - Rajneeshpuram i przenieśli się tam z indyjskiej Poony. Jak można się domyślić - nie spodobało się to konserwatywnym mieszkańcom sennego Antelope - farmerom i kowbojom, którzy narzekali na panoszących się w czerwonych strojach przybyszów-bezbożników. Konflikt między sektą, a sąsiadami narastał. W pewnym momencie miasteczko zostało przejęte - i to legalnie! - przez kultystów, niesłychaną sytuację śledził cały świat, a pozostała część stanu obawiała się, że ich też to może spotkać.
Do akcji wkroczył rząd i prokuratura, nie obyło się bez zamachów na życie i zatrucia kilkuset okolicznych mieszkańców salmonellą. Ameryka przeszła największą aferę podsłuchową i imigracyjną w dotychczasowej historii. A to tylko jedne z wielu bulwersujących wątków tego świetnego dokumentu
Obiektywnie nakręcony, ale kibicujemy jednej stronie
Twórcom dokumentu (Maclain Way, Chapman Way) udało się dotrzeć nie tylko do archiwalnych nagrań, których w komunie powstało bez liku, ale i ważnych rozmówców obu stron konfliktu. Mamy więc wypowiedzi mieszkańców Anteleope, którzy żyli w tych nieciekawych czasach, a teraz wspominają z gorzkim uśmiechem ten niesamowity ciąg zdarzeń, który nieomal skończył się rozlewem krwi - Rajneeshpuram miało swoją policję, kultyści byli uzbrojeni po uszy i nie chcieli oddać swojej ziemi bez walki.
Z drugiej strony w dokumencie usłyszymy wypowiedzi uczniów Osho, którzy opowiadają jak to wyglądało z ich perspektywy. Część z nich to wysoko postawieni Sannjas - prawnik, który w pewnym momencie stał się burmistrzem komuny oraz dwie kobiety, który odbyły kary więzienia za swoje uczynki. Jedna z nich dokonała zamachu na lekarza Osho, druga była nazywana... drugim Hitlerem. To Ma Anand Sheela - sekretarka Bhagwana Shree Rajneesha, która w jego imieniu rządziła komuną. Jej dyktatorski reżim doprowadził do zaprzepaszczenia szans na utopię, teraz przebywa gdzieś w Szwajcarii i nie uznaje, by robiła coś złego.
Kolejna rzecz, która udała się dokumentalistom, to obiektywizm z polem do popisu dla naszych szarych komórek. Wiadomo, że coś takiego tak naprawdę nie istnieje i zawsze oglądamy subiektywny wybór między rozmówcami, montażem, scenami - wszystkim. Jednak w "Bardzo dzikim kraju" nikt nie jest faworyzowany, to widz tak naprawdę w pewnym momencie zaczyna trzymać jedną ze stron. Serial stawia też wiele pytań dotyczących m. in. ograniczenia wolności, kiedy nie krzywdzimy innych bezpośrednio i ingerencji państwa w życie obywateli. Ukazywane tematy są niezwykle aktualne i nadal nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Utopia przekształciła się w dyktaturę
Nawet jeśli początkowo z wypiekami na twarzy oglądamy powstawanie komuny i zazdrościmy idei nieskrępowanej wolności i radości w miasteczku przypominającym Woodstock. Kto by nie chciał rzucić pracy w korpo i zacząć pracować w takiej komunie, gdzie nawet pieląc ogródek, twoja praca ma ogromne znaczenie dla ogółu? Niestety, jak niemal każdy ustrój społeczno-polityczny - wszystko się sprawdza świetnie na papierze, bo kiedy wdrażamy coś w życie, to nigdy nie wychodzi - patrz: komunizm. Rajneeshpuram to doskonały przypadek pięknej idei, zniweczonej przez niezrównoważonego tyrana, ale nie tylko. Dużą rolę odegrała też tolerancja, a raczej jej brak.
Trudno powiedzieć jak ruch Osho wyglądałby, gdyby przewodził mu ktoś inny niż Ma Anand Sheela. Guru powierzył jej pieczę nad komunę, a sam rozpoczął okres milczenia. Bhagwan przyznał, że był to eksperyment - głosił swoje nauki i czekał jak to się rozwinie. Eksperyment się nie udał, bo teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką. Charles Manson popełniał niewielkie przestępstwa i roztaczał wizję pięknego świata, ale to jego Rodzina dokonała potwornej zbrodni. Sekty, kulty, religie - jak zwał tak zwał, może i różni wiele, ale i dużo łączy - ich historie są niemal zawsze okupione krwawymi ofiarami.
Ruch Sannjas w Polsce
Bhagwan Shree Rajneesh zmarł w 1990 roku, ale pozostawił po sobie ogromne dziedzictwo. Współczesny mistyk nie odrzucał technologii, więc jego wykłady były nagrywane i można je obejrzeć np. w internecie . Na koncie ma też ponad 400 (!) książek - nie pisał ich osobiście, lecz jego słowa były spisywane przez sannjasów. Tytułów ciągle przybywa, bo część z nich jest w trakcie tłumaczenia. Wiele pozycji ukazało się również po Polsku, bo i w naszym kraju ma swoich wyznawców - choć sam nigdy nie uznawał tego słowa. Zalecał osobistą religijność, a nie bycie wyznawcą religii.
W 1991 roku Warszawie została założona Fundacja Osho. Na stronie możemy przeczytać, że nie ma stacjonarnej placówki, ale prowadzi m. in. warsztaty - "Jej celem jest popularyzacja technik medytacyjno-terapeutycznych opracowanych przez mistrza duchowego Osho i opartych na najnowszych osiągnięciach współczesnej psychologii transpersonalnej".
Tymczasem na stronie katolickiej fundacji Opoka wisi tekst z ostrzeżeniem mówiącym o tym, że "Techniki medytacyjne proponowane przez Rajneesha, mające prowadzić do osiągnięcia oświecenia i pełni, dla wielu stały się przyczyną apatii, popadnięcia w stan szaleństwa czy samobójstwa. Kobiety zmuszane były do aborcji, a mężczyźni do sterylizacji, zaś aszram stał się miejscem handlu narkotykami, paszportami i wylęgarnią chorób wenerycznych". Dokument Netflixa również nie pozostawia złudzeń, a sam Osho nie był nieskazitelny.
Filozofia Osho jest ciągle żywa, a może i nawet bardziej popularna niż kiedyś. Bulwersujący epizod z Oregonu wydaje się być jednak zamiatany pod dywan i pewnie wielu współczesnych sannjasów nie zdaje sobie sprawy, że takie wydarzenia miały miejsce. Dokument "Bardzo dziki kraj" przypomina, byśmy nie dali się zwieść pozorom.
"Podziwiam Franciszka z Asyżu, który jeździł na ośle. Ale było to przecież torturowanie żywego stworzenia. Podróżowanie Rolls-Roycem nie krzywdzi nikogo. Ludzie myślą, że Rolls-Royce kłóci się z uduchowieniem. To nieprawda. W rzeczywistości, to właśnie na furmance trudno jest medytować. Rolls-Royce jest dużo lepszy dla duchowego rozwoju". Czytaj więcej
Osho
"Moja wspólnota nigdy nie stanie się Jonestown, ale politycy mogą zrobić z niej Oświęcim. Żyje to 7000 ludzi, nikogo nie krzywdząc, nie popełniając przestępstw, nie używając narkotyków. Ale oni chcą nas stąd usunąć, bo każdy polityk to potencjalny Hitler... Prawda jest niebezpieczna" Czytaj więcej
Osho
"Gdy mówię, że Bóg jest największym wrogiem religii, to takie twierdzenie szokuje tzw. religijnych ludzi, którzy myślą, że modlitwy do Boga i oddanie mu czci jest religią... Bóg jest największą fikcją jaką kiedykolwiek stworzył człowiek. Bez Boga, Raju, Nirwany, świat staje się przypadkowy, bez znaczenia. Moje zadanie to uczynić cię tak dojrzałym, abyś mógł żyć pięknie i szczęśliwie, bez znaczeń - cala egzystencja nie ma znaczenia. Gdy stajesz się cichy, współbrzmisz z egzystencją, staje się jasne, że nie jest potrzebne żadne znaczenie..."