Nowa książka Doroty Masłowskiej, "Inni ludzie” ma w sobie tyle samo uroku co okładka pierwszego polskiego ”Vogue’a”. Ani się tym pochwalić, ani się pod tym podpisać. To brzydko pachnie, brzydko wygląda i w ogóle nie oddaje charakteru prawdziwej Polski. Bo chyba wszyscy się tu zgodzimy, że prawdziwa Polska jest kolorowa jak okładka najnowszej ”Vivy”. Oczywiście na pewno znajdą się jacyś obrońcy stylu Masłowskiej, np. Jacek Dehnel, no ale jak się prowadzi spotkanie z autorką na Festiwalu Apostrof, w dodatku robi się to w taki sposób, że sala jest zachwycona nie tylko autorką, ale też prowadzącym, to głupio potem krytykować. I ja to rozumiem, dlatego się nie czepiam.
Po pierwsze, to nie jest książka dla wszystkich. Zachodzi nawet ryzyko, że tytuł to trop i książka jest dla innych ludzi. Aby uniknąć nieporozumień, przygotowałam małą ściągę. To taka lista osobowości, dzięki której łatwiej będzie podjąć decyzję: czytać czy nie czytać. Odpowiadam: czytać. Wiem, wiem, zabrzmiało jakby się wykluczało.
Oto komu nie spodoba się nowa książka Doroty Masłowskiej:
Producenci "Trudnych spraw"
W życiu każdego twórcy hitowego programu przychodzi taki moment, w którym pojawia się ktoś, kto zaczyna to robić lepiej. Na przykład jak TVN robił MasterChefa, to Polsat zaczął robić TopChefa. Albo jak kiedyś Maffashion ścięła włosy , to Jessica Mercedes też ścięła. A jak TVP Info puściło swoje paski, to TVN pokazał Hipnozę. Tak już jest i warto o tym wiedzieć. I nie ma się co boczyć. Dlatego producenci ”Trudnych spraw” powinni wiedzieć, że pojawił się ktoś, kto genialnie wyczuwa ważkość polskich spraw codziennych. I nie jest to opozycja.
Mesjasze językowi
To taki typ ludzi, którzy się czerwienią na myśl, że uszy to strefa erogenna, bo jak to z czymś takim na wierzchu chodzić. A potem mówią, że to prawda. Uszy mesjasza są jak selekcjoner na bramce - wybierają tylko najpiękniejszy kwiat polskości. Mesjasze wierzą, że w języku polskim nie ma słów na k (za wyjątkiem może słowa ”książkowy” i tych jeszcze kilku innych) i że jak się mocno zmruży oczy, to Masłowska i Vega to jedna osoba. No niestety, ta sztuczka działa tylko przy siostrach Godlewskich. A Masłowską od Vegi odróżnia zabawa konwencją, lekkość w operowaniu językiem i tworzenie postaci przez język. Gdyby dźwiękonaśladownictwo dotyczyło całego stylu, a nie pojedynczych dźwięków, Masłowska miałaby Oscara Onomatopei.
Fani Instagrama
Bo choćbyś nie wiem, ilu filtrów użył, i tak będziesz miał czarno-białe zdjęcie.
Wrażliwcy
Z nimi jak z alergikami - wystarczy odrobina alergenu i zaczynają łzawić. Masłowska opowiada historię romansu warszawskiego pakera (marzącego przy okazji o wydaniu płyty, ale póki co handlującego narkotykami) z depresyjną, starszą i bogatszą od niego kobietą, która za chwilę bliskości oddałaby wszystko. Historia rozgrywa się w ciągu dwóch dni, podczas których zagłębiamy się w smutek bohaterów oraz ich nieprzystawalność do rzeczywistości. I jak sama autorka podkreśla, to język jest tu najważniejszy i to on zawiódł ją do najgłębszych czeluści naszych bohaterów, trudno jednak nie posmutnieć nad ich losem, mimo że często opowiedzianym w dość wesoły sposób.
Inni ludzie (w sensie inni autorzy)
Sprawa stara jak świat - czytanie książek zdolnych kolegów jest jak pierwsza wizyta na siłowni. Człowiek odkrywa, gdzie jeszcze może go zaboleć. Nie ma nic bardziej bolesnego dla autora niż świetne zdanie, które się wymyśliło komuś innemu.
W dali Warszawa się świeci jak psu jajca. On się bez końca patrzyć mógłby, jak plazmy w oknach wieżowców rzucają rytmiczne blaski. Na ludzkie sprawki poupychane jedne pod drugimi jak do szafki. Słuchać na klatce wrzaski, odgłosy twardej rywalizacji, laski jakiejś orgazmy kontra facet, co umiera na raka. Życia panorama. XXI wiek, technologie, 3D gogle, a ciągle tylko karton-gips ściana dzieli pranie od umierania, kaszlenie od ruchania, lania się w kranach wody i psów szczekania po mieszkaniach. Lecz jedzie dalej karawana i dzyń! W mikrofalach dzwonią z pierogami tacki. INNI LUDZIE i ich sprawki. - "Inni ludzie", Dorota Masłowska, Wydawnictwo Literackie.
Ci, którzy lubią poczytać w metrze
Bo ktoś może uznać, że zamiast zakładki używacie gumy do żucia.
Dorota Masłowska podczas spotkania z czytelnikami na Festiwalu Apostrof.
Podczas pracy nad tą książką robiłam wycieczki na dworzec. Ale to nie były researche językowe, raczej chodziło o poczucie pewnych rzeczy, zapachów, zobaczenie ludzi, jak się zachowują w masie. Nie wiem, czego właściwie tam szukałam, po prostu tam siedziałam. Dużo czasu spędziłam też w metrze. Wydaje mi się, że tworzy niesamowitą sytuację wystawową, gdzie wszyscy nawzajem udają, że się nie widzą, bo taka jest konwencja i teatr tego miejsca. Udając, że na nikogo nie patrzę, bardzo dużo patrzyłam