W rozmowie z Dorotą Łosiewicz z tygodnika "Sieci" była premier mówi o okolicznościach swojego odejścia ze stanowiska Prezes Rady Ministrów. Odnosi się także do afery z nagrodami dla członków rządu, a także relacji z premierem Mateuszem Morawieckim i prezesem Jarosławem Kaczyńskim.
– Jeśli ktoś myśli, że uderzając we mnie, może mnie złamać, to się myli. Nie tak łatwo mnie zniszczyć – grzmi w nowym wywiadzie Beata Szydło. – I na to nie pozwolę. Na własnej skórze przekonałam się, że polityka to nie jest zajęcie dla "grzecznych dziewczynek" – podkreśla.
Wychodzi zatem na to, że Beata Szydło nie jest "grzeczną dziewczynką". W końcu zdążyła już kiedyś "pokazać pazurki". W sprawie afery z nagrodami, których tak zapalczywie broniła z mównicy sejmowej, była premier również wypowiedziała się w wywiadzie dla "Sieci".
– Mam na ten temat swoje przemyślenia, ale zostawię je dla siebie. Przypomnę tylko, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, nie doszło do żadnych nadużyć, nikt niczego nie ukradł – zapewnia Szydło. – Ministrowie nagrody przekazali dobrowolnie na cele charytatywne. Temat jest zamknięty. Dyskusja o wynagradzaniu urzędników pewnie prędzej czy później wróci – dodaje.
Beata Szydło przyznała również, że moment odejścia ze stanowiska Prezes Rady Ministrów był dla niej niełatwą chwilą. – Tamtej sytuacji towarzyszył duży ładunek emocjonalny, także wśród wyborców, i nie chciałam swoim zachowaniem pogorszyć sytuacji. Po ludzku nie było to oczywiście łatwe – przyznała była premier. – Nie mogłam się na nikogo obrażać, bo jesteśmy drużyną, dużo razem zrobiliśmy i nie chciałam, aby moje zachowanie zaprzepaściło tę pracę. Starałam się zrozumieć, że tamten moment wymagał takich, a nie innych środków – podkreśliła. Zapewniła przy tym, że nie ma żalu do Jarosława Kaczyńskiego.
Nie. My w tamtym czasie odbyliśmy wiele poważnych rozmów. Dużo się wtedy nauczyłam o polityce i zweryfikowałam swój stosunek do niej. Podobnie zresztą jak w ciągu dwóch lat, gdy byłam premierem.