Wściekłość z jaką Jarosław Kaczyński zaatakował mnie i "Newsweek" świadczy o dwóch miarach, które się przykłada: "Lustrować to my. My mamy prawo zaglądać ludziom do życiorysów." A każda próba przybliżenia kogoś ze środowiska związanego z Prawem i Sprawiedliwością, traktowana jest jak wybuch bomby atomowej, jak coś niegodnego – mówi naTemat Cezary Łazarewicz, autor tekstu o ojcu braci Kaczyńskich.
Jarosław Kaczyński mówi w wywiadzie, że "Takie teksty wynikają z wściekłej nienawiści postkomunistycznego establishmentu, że nas się nie udało anihilować". To były pana pobudki?
Nie, no nazywanie mnie establishmentem to jakieś nieporozumienie. Moje korzenie są zupełnie inne. Ja wydawałem w latach 80. pismo podziemne i bynajmniej nie było ono komunistyczne z tego co pamiętam.
Jest taka zasłona milczenia na temat Rajmunda Kaczyńskiego, a on był przecież ważną osobą. Szukałem informacji na jego temat w wywiadach Jarosława i Lecha, w ich książkach, ale u nich jest on zupełnie marginalną postacią. A jak znałem powstańców i jak z nimi rozmawiałem, to mówili, że on aktywnie walczył.
Chciałem przybliżyć tego człowieka, ojca dwóch najważniejszych polityków polskich w drugiej połowie lat dwutysięcznych. Ojciec prezydenta i premiera to bardzo ważna postać, a nic o nim nie wiemy. I to był początek takiego zastanawiania się, kim był Rajmund Kaczyński i dlaczego nic o nim nie wiemy. To udało mi się ustalić. W tym artykule padają nazwiska osób, które go pamiętają z tamtych lat. Chciałem opisać, jak Rajmund został zapamiętany przez osoby, które go znały. Dotarłem do powstańca mieszkającego w Australii, który pamięta Rajmunda Kaczyńskiego, przyjeżdżał tutaj i pamięta małych braci Kaczyńskich.
Ale prezes PiS uważa, że często mija się pan z prawdą. Wymienia, co według niego jest nieprawdą.
Jarosław Kaczyński mówi: "same kłamstwa", ale ten tekst jest bardzo uczciwy, bo pokazuje różne punkty widzenia. Tak jest w sprawie mieszkania, które Kaczyńscy dostali na Żoliborzu, w sprawie pracy naukowej, w sprawie jego zaangażowania w działalność partyjną. Przecież tam się wypowiadają różne osoby.
Zaskoczyło mnie w tym wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego dla "Gazety Polskiej", że wspomina, że jego ojciec był tylko raz w Libii, a poza tym nie dostawał kontraktów zagranicznych. Faktycznie z dokumentów, do których dotarłem wynika, że miał jechać tam na kontrakt, ale nie jest jasne czy pojechał, czy nie.
Kaczyński mówi, że ojciec miał już tak pod górkę, że nigdzie już nie mógł wyjechać, że to był jedyny wyjazd zagraniczny. To były lata 60., myślałem, że synowie pamiętają takie rzeczy. Był na przykład taki list do rektora Politechniki Warszawskiej z prośbą o przedłużenie urlopu. Rajmund Kaczyński pisze, że jest w Anglii i chciałby w drodze powrotnej zwiedzić Paryż. Prosi więc o dodatkowy tydzień urlopu.
Więc jeśli coś jest niedopowiedziane, to z tego dokumentu jasno wynika, że ojciec Kaczyńskich był służbowo w Anglii i prywatnie odwiedza Paryż. Dziwię się, że jako, że to były lata 60. a syn tego nie pamięta. Tutaj namacalnie Jarosław się myli, nie mówi prawdy, albo nie pamięta.
Przechodząc do poruszonych przez Jarosława Kaczyńskiego konkretów i nieścisłości, które panu zarzuca. Zacytował pan relację, że do upadku Mokotowa Rajmund Kaczyński dotrwał w temblaku. Prezes PiS mówi, że to nieprawda, a jego ojciec, gdy tylko wydobrzał, wrócił na front powstańczy.
Nie wiem, czy wrócił na ten front, ale to przecież nie ja wymyśliłem. O tym, że on walczył w Powstaniu od pierwszych minut, to wiadomo. W pierwszych minutach został ranny, opatrywała go "Rena", która ucięła mu palec, on został wycofany do szpitala i tam spędził cały ten czas.
A tą rękę na temblaku pamięta jego kolega, który został w tekście wymieniony. On mówi, że pod koniec powstania miał nadal tą rękę na temblaku. Może w taki sposób walczył, ale ja nawet nie pomyślałem przez chwilę, by pomijać jego rolę w Powstaniu. Przecież tam się pojawiają oceny, że był bardzo waleczny, że rwał się do walki, tylko był ranny. To jest fakt, któremu zaprzeczyć nie można. Z jednej strony jego koledzy mówią o niezwykłej waleczności, gdy on uciekał z obozu, bo to groziło śmiercią. Prosiłbym o uważne czytanie tekstu, a nie dokładanie autorowi i tytułowi.
Kwestia ucieczki z obozu też jest kontrowersyjna. Kaczyński mówi, że jego ojciec dostał Virtutti Militari nie za tą ucieczkę, ale za osłanianie odwrotu powstańców przez kanały. Dotarł pan do wniosku o przyznanie Virtutti Militari?
Nie, ale też nie ujawniała wcześniej tego faktu rodzina. W jednej z relacji pojawiła się informacja, że on dostał ten order za tą właśnie ucieczkę. Przytoczyłem tę relację i myślę, że to nie jest punkt, który wywołuje jakiś spór. Zresztą prawdę mówiąc sam Jarosław Kaczyński w swojej książce "O dwóch takich…" nie pamiętał za co ojciec dostał to Virtutti Militari. Zresztą to postać bardzo niejednoznaczna, bo on dostał Virtutti Militari, ale też w latach 70. Złoty Krzyż Zasługi od Rady Państwa.
Kaczyński mówi, że pozwu nie złoży. Ale czy pan albo "Newsweek" zareagujecie na zarzut kłamstwa?
Musiałbym porozmawiać o tym z prawnikami. Nie wiem, czy jest sens iść do sądu. Do tej pory było tak, że pamięć o Rajmundzie Kaczyńskim jest przykrywana i rodzinie nie zależy na niej. A proces wymagałby tego, że pamięć o ojcu braci musiała by być na nowo otwarta. Ten proces pewnie toczyłby się pewnie przy drzwiach otwartych, trzeba by odkrywać świadków, dokumenty, rozmawiać o sprawach bolesnych i trudnych. Dlatego nie jest w interesie Jarosława Kaczyńskiego taki proces.
Wściekłość z jaką Jarosław Kaczyński zaatakował mnie i "Newsweek" świadczy o dwóch miarach, które się przykłada: "Lustrować to my. My możemy opisywać czyjąś przeszłość. Mamy prawo zaglądać ludziom do życiorysów." A każda próba przybliżenia kogoś ze środowiska związanego z Prawem i Sprawiedliwością, traktowana jest jak wybuch bomby atomowej, jak coś niegodnego.
Uważam, że rolą dziennikarza jest opisywanie rzeczywistości i najważniejszych osób w państwie. A taką osobą okazuje się Rajmund Kaczyński, o którym wiele osób ma dobre zdanie, wiele osób uważa go za fajnego faceta, ale to też człowiek epoki PRL-u, który starał się w nim przeżyć. I tak należy go postrzegać.