Kancelaria Sejmu jest w trakcie liczenia kosztów związanych z trwającym 40 dni protestem osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Nie wiadomo jeszcze, kto zostanie nimi obciążony, ale wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska wskazuje, że powinna to być kancelaria izby niższej parlamentu.
Kancelaria Sejmu wydała w środę komunikat, w którym informuje, że "jest na etapie podsumowywania kosztów prawie półtoramiesięcznej akcji protestacyjnej". – W miejscu, w którym była ona prowadzona, obecnie mają miejsce prace o charakterze porządkującym i remontowym. Decyzja z jakich środków będą te koszty ostatecznie pokryte musi być poprzedzona dogłębną analizą finansową i prawną. Niewykluczone, że do rozważenia przez Kancelarię Sejmu i Straż Marszałkowską będzie także efektywność dotychczasowych zasad wstępu na teren Parlamentu – czytamy w komunikacie.
O kosztach związanych z wyżywieniem protestujących mówił jeszcze w trakcie trwania protestu marszałek Sejmu Marek Kuchciński. – To są także koszty proszę państwa, bo codziennie wyżywienie kosztuje i tak dalej. Bierzemy to na siebie, ale będziemy musieli się zastanowić się, że ktoś musi za to zapłacić – mówił 20 maja w Koprzywnicy w woj. świętokrzyskim.
W piątek swój komentarz wygłosiła posłanka PO i wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. – Przypominam, że był już protest w Sejmie w 2014 i Kancelaria Sejmu wtedy poniosła koszty tego protestu: wyżywienia, sprzątania, opieki i dodatkowych straży. Nie widzę powodu, żeby teraz ktoś inny za to płacił - mówiła. Kidawa-Błońska dodała również, że największym kosztem protestu jest utrata wizerunkowa Sejmu. – Przez to oddzielanie protestujących, przez te barierki przed Sejmem, przez niewpuszczanie ludzi do Sejmu – dodała, cytowana przez tvn24.pl.
Protestujący zgłaszali dwa postulaty - zrównanie renty socjalnej z minimalną rentą oraz wprowadzenia dodatku na życie o wysokości 500 zł miesięcznie dla osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia.