"Taśmy" Jarosława Kaczyńskiego, do których dotarła "Gazeta Wyborcza", to perełka sprzed 24 lat. Nieznane wypowiedzi prezesa z 1994 roku, nagrane w wywiadzie rzece na czterech kasetach, szybko wzbudziły spore emocje. Jarosław Kaczyński jest w rozmowie swobodny, pozwala sobie na niewybredne komentarze nawet pod adresem własnej partii, którą nazywa "dziwnym zbiorowiskiem". O co mu chodziło? Czy politycy tzw. Zakonu PC nie powinni czuć się dziś urażeni?
Gdyby analizować tylko ten jeden krótki fragment olbrzymiego wywiadu, w którym Jarosław Kaczyński ocenia swoją partię, obraz mógłby okazać się straszny. Dla ówczesnych członków Porozumienia Centrum, oczywiście.
Przypomnijmy, że w tamtym czasie, na początku lat 90. z Porozumieniem Centrum związani byli czołowi dziś politycy, którzy od początku niezmiennie stoją u boku Jarosława Kaczyńskiego. Tzw. Zakon PC, czyli najwierniejsi z wiernych, to m.in. ministrowie Joachim Brudziński, Mariusz Błaszczak, Krzysztof Jurgiel, Adam Lipiński, czy Marek Suski. Ale też posłowie, np. Leonard Krasulski, a także marszałek Sejmu Marek Kuchciński, który do Porozumienia Centrum należał w latach 1990-99 i zasiadał w zarządzie głównym partii.
– Uczciwie mówiąc, całe to ówczesne PC to był straszliwy zoolog, w sensie: ogród zoologiczny. To było dziwne zbiorowisko. Dużo tam wtedy było różnych takich środowisk niesłychanie skrajnych, integrystycznych katolików, ludzi o uogólnionej pretensji do świata, także trochę ludzi niezupełnie zdrowych na umyśle – punktował Jarosław Kaczyński w wywiadzie z politologiem Tomaszem Grabowskim. Sugestia, że mógł mieć na myśli kogoś z Zakonu, pewnie niejednemu mogła przyjść do głowy.
Poseł PiS Jacek Świat, związany z PC: – PC to była pierwsza centroprawicowa partia w stylu zachodnim, trochę wzorowana na CDU. Akces zgłosiły różne środowiska, różni ludzie. Tak wyglądały początki. Ale bez znajomości kontekstu całej rozmowy nie mogę tego skomentować.
Na Facebooku jeden z internautów nadał wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego formę wiersza i odpowiednio podzielił na strofy. Niektóre reakcje internautów bezcenne.
"Trzeba znać kontekst powstania PC"
Wiceprezes PiS Adam Lipiński bardzo szybko rozwiewa jednak wątpliwości. Nawet się śmieje, gdy o tym rozmawiamy. – To nieporozumienie. Zakon to ludzie, którzy tworzyli Prawo i Sprawiedliwość pod koniec Porozumienia Centrum. Byli to na ogół członkowie kierownictwa partii, którzy mieli świadomość, o co toczy się gra i z kim tę grę należy prowadzić. To nie miało nic wspólnego ze środowiskiem tzw. Zakonu – mówi naTemat.
Lipiński od razu zaznacza, że aby zrozumieć słowa Jarosława Kaczyńskiego trzeba znać kontekst, bo bez kontekstu faktycznie mogą one nie brzmieć jednoznacznie. Podkreśla, że chodzi o kontekst powstania Porozumienia Centrum.
– To był początek lat 90. Wtedy na scenie politycznej dominowały środowiska Unii Wolności, Unii Demokratycznej, wszystkich ludzi związanych z "Gazetą Wyborczą" i głównym nurtem lewicowo-liberalnym. Powstał pomysł powołania partii politycznej o proweniencji bardziej prawicowej. W statucie wpisaliśmy, że Porozumienie jest partią chrześcijańsko-demokratyczną i równoprawnym nurtem konserwatywnym oraz ludowym. I zaczęli się do niego zapisywać wszyscy, którzy nie zgadzali się z nurtem lewicowo-liberalnym – tłumaczy w rozmowie z naTemat pełnomocnik rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego i pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. Był członkiem zarządu PC, zakładał Porozumienie na Dolnym Śląsku, a potem został prezesem całego PC.
"Nie byliśmy w stanie tego kontrolować"
Polityk PiS mówi, że trudno było wtedy skontrolować, kto zapisuje się do PC. – Myśmy nie wiedzieli, kto wchodzi do PC, nie było weryfikacji. Politycy nie byli wtedy bardzo znani, szczególnie ci lokalni. Każdy kto chciał, zapisywał się do PC. Prawdą jest, że nie byliśmy w stanie tego kontrolować – przyznaje po latach Lipiński.
Głównym środowiskiem, które tworzyło Porozumienie Centrum, były Komitety Obywatelskie i ich działacze. Według polityka PiS ludzie mieli różne motywacje, by wstępować do partii, ale główną była niezgoda na dominowania nurtu lewicowo-liberalnego. Chętnych było tylu, że do PC zapisywały się całe komitety, np. po 50 osób. – Jesteśmy pewni, że przychodziły też osoby dosyć przypadkowe, które z nami niewiele miały wspólnego. Z ich strony to był głównie protest przeciwko politycznemu status quo, a nie kwestia wyborów ideowo-moralnych. Poziom weryfikacji był wtedy niewielki. Dziś jest zupełnie inny. Mniej więcej wiemy, kto co robił, co mówił, jak się zachowywał, jakie miał poglądy – mówi.
Osobiście, jak wyjaśnia, przeżywał z ludźmi różne napięcia, bo choć byli w partii, nie do końca identyfikowali się z jej polityką i przekazem ideowo-moralnym. – Musieliśmy pozbywać się tych osób przypadkowych, usunąć je z partii. To było wtedy trudne, na początku nie mogliśmy nad tym zapanować, w komitetach obywatelskich trwała spektakularna rozgrywka, nie znaliśmy większości z tych ludzi. I pewnie Prezes mówił o tych napięciach – twierdzi wiceprezes PiS.
"Prezes mógł użyć takiego skrótu myślowego"
Podobno to był szczególny okres w historii PC, nie brakowało też prowokatorów, którzy specjalnie zapisywali się do partii, żeby potem ją kompromitować. – Ale był mechanizm usuwania tych ludzi i w końcu nam się to udało. Opanowaliśmy ten żywioł – mówi.
Ale żeby nazywać partię ogrodem zoologicznym? – Zdarzały się różne typy, również patologiczne i pewnie prezes właśnie to miał na myśli. Były osoby, które np. były antysemitami. W naszym środowisku, mówię o rdzeniu PC i PiS, poglądy antysemickie czy ultraprawicowe nie miały racji bytu. Uważaliśmy, że to szkodliwe, dlatego natychmiast usuwaliśmy takie osoby z partii. Przypuszczam, że Prezes użył takiego skrótu myślowego, mając na myśli tego typu ludzi – tak ocenia wiceprezes PiS. Dodaje, że członkowie Zakonu też brali udział w "walce przeciwko różnego typu niesubordynowanych czy nieprzemyślanych działań ze strony niektórych działaczy PC".
Jarosław Kaczyński mówił też o ludziach "niezupełnie zdrowych na umyśle". Czy miał kogoś konkretnego na myśli? – Czy ja pamiętam wariatów w PC? Oczywiście, że pamiętam. To na początku było zjawisko niekontrolowalne i dość żywiołowe. Co robili? Mieli głupie poglądy. Nieadekwatne z tym, co mieli na myśli twórcy PC – odpowiada nasz rozmówca.