Igrzyska olimpijskie. Jedni próbują się skoncentrować i spokojnie spędzają czas. Ale są też tacy, którzy w wiosce olimpijskiej się bawią. I uprawiają seks. To głównie dla tych drugich organizatorzy przygotowali rekordową liczbę prezerwatyw. 150 tysięcy.
Dziennikarz "Daily Mail" rozmawia z najlepszą na świecie skoczkinią wzwyż, Chorwatką Blanką Vlasić.
Pytanie: - W Londynie zamieszka pani w wiosce olimpijskiej?
I odpowiedź: - A skąd. Nie będę tam przebywała. Ta wioska jest pełna osób, które non stop imprezują. Wolę przebywać w miłym i cichym hotelu.
Ktoś może pomyśleć, że Vlasić, która na igrzyskach ostatecznie nie wystartuje, postradała zmysły. No bo jak to? Sportowcy w czasie najważniejszej z możliwych imprez? Zamiast żyć jak mnisi i w pełni koncentrować się przed swoim startem wolą się bawić, pić alkohol i uprawiać seks? A jednak. Choć seks na igrzyskach to wciąż temat tabu, coraz więcej sportowców zaczyna otwarcie mówić o tym, co dzieje się w zaciszu wioski.
Seks na trawie, pomiędzy budynkami
W Stanach Zjednoczonych bardzo dużym echem odbił się wywiad jakiego udzieliła stacji ESPN bramkarka drużyny piłkarskiej Hope Solo. - Seks w czasie igrzysk? On jest zjawiskiem powszechnym. Jesteś na jedynej takiej imprezie i chcesz z niej mieć jak najwięcej wspomnień. Różnych, zarówno tych z boiska, jak i tych seksualnych. W wiosce widziałam ludzi, którzy uprawiali seks bez żadnego skrępowania. Na trawie czy pomiędzy budynkami - mówiła.
Bariery najczęściej pękają po odniesionym sukcesie. Solo z koleżankami największą imprezę urządziły zaraz po zdobyciu złotego medalu, 4 lata temu w Pekinie. - Spotkałyśmy się wtedy z wieloma celebrytami. Bawił się z nami aktor Vince Vaughn, albo komik Steve Byrne. Po pewnym czasie postanowiłyśmy przenieść imprezę do wioski. Nie było z tym żadnego problemu, ochroniarzom pokazałyśmy medale i wszyscy mogli wejść - dodała bramkarka, która we wspomnianym wywiadzie przyznała również, że sama spędziła wówczas noc z pewnym tajemniczym znanym mężczyzną.
Hope Solo udziela wywiadu dzień po wywalczeniu złota. I ... chyba tuż po ostrej imprezie:
Jestem singlem, już czekam na Londyn
Jaki w czasie igrzysk jest odsetek mnichów, a jaki hedonistów? Ryan Lochte, amerykański pływak, który w Londynie ma zdobyć więcej medali od Michaela Phelpsa, przekonuje, że tych drugich jest dużo, dużo więcej. - Seks na igrzyskach uprawia 3/4 sportowców. W Pekinie byłem związany z dziewczyną, więc byłem jej wierny. Teraz wiem, że to był błąd. Już nie mogę doczekać się Londynu, bo teraz jestem singlem - stwierdził w jednym z wywiadów.
Dzwonię do jednego z bardziej znanych polskich sportowców, który reprezentował nasz kraj w Pekinie. On trochę dziwi się tym rewelacjom, twierdzi, że sam niczego takiego nie doświadczył. - Nie wiem skąd się ten temat wziął. Ja czegoś takiego nie doświadczyłem, ani żadnych głośnych imprez, ani czegoś na kształt sex parties. Inna rzecz, że my codziennie bardzo intensywnie trenowaliśmy więc może po prostu na takie coś nie mieliśmy czasu - mówi mi, pragnąc zachować anonimowość.
Może teraz tam jest inaczej
Pytam mojego rozmówcę, jak w stolicy Chin miała się rzecz z zapraszaniem gości. I dowiaduję się, że nie było to łatwe. - Były konkretne przepisy. Jeśli chciałeś kogoś zaprosić, ta osoba musiała być wpisana na listę, listę przekazywało się konkretnym osobom i potem ten gość otrzymywał specjalną legitymację, tak żeby nie pozostał anonimowym - tłumaczy polski sportowiec.
Adam Krzesiński, sekretarz generalny Polskiego Komitetu Olimpijskiego, był na trzech igrzyskach. Kolejno w Barcelonie, Atlancie i Sydney (lata 1992, 1996 i 2000). - Nie zaobserwowałem tego zjawiska, mnie nikt wtedy tam nie przeszkadzał. Nie wiem, może w tej chwili jest trochę inaczej. Nie wykluczam całkowicie takich zachowań, ale zarazem sądzę, że to zależy od towarzystwa, w jakim się obracasz. My - Polacy - jesteśmy chyba po prostu w wiosce olimpijskiej w pełni skoncentrowani.
Cóż, albo Polacy stanowią tę 1/4 sportowców, o której mówi Lochte, albo dla niektórych seks w wiosce olimpijskiej to wciąż jest temat tabu.
Coraz więcej prezerwatyw
150 tysięcy. Tyle prezerwatyw przygotowano dla sportowców, którzy zjadą do stolicy Anglii. Zawodników ma być w sumie ponad 10 tysięcy, więc rachunek jest prosty. Wychodzi prawie 15 sztuk na głowę, choć nie wiem, czy "na głowę" to w tym kontekście odpowiednie sformułowanie. Organizatorzy zapewniają też, że w wiosce olimpijskiej będzie można przyjmować gości. Ma ich być kilka tysięcy dziennie.
Organizatorzy są wyjątkowo hojni, co więcej - zaznaczają, że w razie wzmożonego popytu dostarczą kolejnych kilka tysięcy sztuk. Prezerwatywy są rozdawane sportowcom od igrzysk w 1988 roku w Seulu. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, w Barcelonie (1992) było ich 50 tysięcy, a 8 lat później w Sydney - już 90 tysięcy. W Pekinie przed czterema laty każda z rozdanych sportowcom sztuk miała wypisane motto: "Szybciej, wyżej, silniej". Zupełnie jak w czasie olimpijskiego występu. Tego oglądanego przez miliony ludzi na całym świecie.
Ciężko wrócić do życia
W Anglii przed igrzyskami dość duże emocje wzbudza książka "The Secret Olympian", w której pragnący zachować anonimowość sportowiec opisuje, jak od kulis wygląda największa sportowa impreza świata. Obraz jest dość prosty - starty, rywalizacja, a w wiosce na każdym kroku seks, zabawa. Autor przyznaje w książce, że po zakończeniu igrzysk było mu się ciężko odnaleźć. - Czułem się, jakbym od nowa rozpoczął swoje życie - napisał.
Ale są też piękne i romantycznie historie. Jak chociażby ta Rogera Federera i Miroslavy Vavrinec, szwajcarskiej tenisistki słowackiego pochodzenia, którzy poznali się właśnie na igrzyskach. I są dziś małżeństwem.