Zapraszali na trzydniowy okres próbny, potem dziękowali. I tak w kółko. "Poczułam się oszukana i wykorzystana"
Michał Mańkowski
20 lipca 2012, 16:55·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 lipca 2012, 16:55
Wakacje to dla wielu sezonowej pracy. A o nią ciężko, bo chętnych jest sporo. Dlatego młodzi ludzie muszą godzić się na wszystkie, nawet bardzo krzywdzące warunki pracodawców. Tak było w przypadku Magdy i kilkunastu innych młodych kobiet, które trafiły na „cwanego” szefa.
Reklama.
Magda* ma 21 lat i jest studentką, właśnie skończyła drugi rok studiów. W wakacje postanowiła sobie trochę dorobić. Podobnie jak tysiące osób w jej wieku. Na cel obrała Trójmiasto, gdzie razem z kilkoma koleżankami wynajęła mieszkanie i rozpoczęła poszukiwanie pracy. – Przez kilka pierwszych dni było ciężko, rozniosłam po całym koło trzydziestu CV. Do sklepów w galerii handlowej, knajp oraz restauracji i kawiarni na starówce. Niejedno wysłałam też przez internet – opowiada.
"Zapraszamy na rozmowę"
Już po kilku dniach Magda pracowała w sklepie z ubraniami. Jednak w międzyczasie odezwał się telefon z kolejną ofertą. – Oddzwonił ktoś z ogłoszenia w Internecie. Chodziło o pracę hostessy częstującej klientów pieczywem i wypiekami w supermarketach. No i oczywiście trzeba było zachęcąć do zakupu produktów w ich piekarnio-cukierni. Mężczyzna był bardzo miły, więc warto było spróbować – mówi Magda. Studentka umówiła się na rozmowę kwalifikacyjną za dwa dni.
Na miejscu było już kilkanaście młodych dziewczyn. Wszystkie przyszły na rekrutację i jedna po drugiej rozmawiały z dwójką szefów. – Standardowe kilka pytań z mojej i ich strony, czy miałam jakieś doświadczenie, co będę musiała robić itd. – opowiada Magda o tej dwu-trzyminutowej wymianie zdań. Te, które spodobały się bardziej, miały za zadanie podać jedno z ciast stojących obok.
Magda na koniec usłyszała, że wszystko jest jak najbardziej w porządku i zadzwonią do niej w ciągu kilku dni, żeby umówić się na okres próbny. – Tworzyli wrażenie, że praca jest już praktycznie w kieszeni, tylko muszę nauczyć się na okresie próbnym tych wszystkich nazw i rodzajów wypieków – słyszymy.
Okres próbny nie taki próbny
Telefon odezwał się na drugi dzień. Studentkę zaproszono na trzy dni okresu próbnego. Praca od 5 do 14 lub od 12 do 19. – Miałam nauczyć się wszystkich nazw i rodzajów produktów, żeby wiedzieć, do czego będą zachęcać – mówi Magda. Okres próbny był jeszcze „za ladą”, dziewczyna pomagała jednej pracowniczce przy okazji ucząc się na pamięć i notując wszystkie nazwy. Tak było na początku.
– Później kazano mi robić chyba wszystko oprócz tego: krojenie, przynoszenie, podawanie, obsługiwanie – wymienia. I to byłoby jeszcze w porządku, ale po drugiego i trzeciego dnia zmieniło się to w coś zupełnie innego. – Miałam sprzątać całe pomieszczenie, zmywać podłogi, okna, parapety. Dosłownie wszystko, jak zwykła sprzątaczka – słyszymy. Magda nie narzekała, bo to w końcu okres próbny. Trzeba się przemęczyć – myślała.
Minęły trzy dni, okres próbny został zakończony. Warto zaznaczyć, że od rozmowy kwalifikacyjnej szefa nie widziała ani razu. Nawet w piekarni. Magda zadzwoniła z pytaniem, co dalej. W odpowiedzi usłyszała, że niestety znaleźli kogoś lepszego i bardzo dziękują. – Szef ani razu nie zajrzał, żeby sprawdzić jak sobie radzę. Nikt nie miał do mnie żadnych zastrzeżeń. Ciekawa jestem jak znaleźli kogoś lepszego, skoro ja byłam pierwszą, którą zaprosili! – zastanawia się nasza rozmówczyni.
Było to nieco podejrzane i studentka zaczęła zastanawiać się, czy taki scenariusz nie był czasem zaplanowany od samego początku. Nie odpuściła i konsekwentnie dzwoniła z pretensjami do niedoszłego szefa.
– Nie chodziło mi o pracę, ale o fakt, jak oni postąpili. Zrobili sobie ze mnie darmową sprzątaczkę i o to miałam pretensję. Stworzyli wrażenie, że praca jest moja, tylko muszę przez te trzy dni się podszkolić – mówi Magda. Udało się jej, po kilku dniach i telefonach ustaliła, że „szef” zapłaci jej sto złotych. Marne pocieszenie, ale zawsze coś.
Wywalczona "stówka"
– Umówiliśmy się w lokalu. Wciąż był miły i powiedział mi z uśmiechem wprost, że „jako jedyna się wykłóciłam” – wspomina. Stwierdzenie „jako jedyna” zaraz się wyjaśniło. Za ladą w identyczny sposób pracowała już kolejna młoda dziewczyna, a chwilę później mężczyzna rozmawiał jeszcze z następną. – Stało się dla mnie jasne, że zorganizowali sobie system, dzięki któremu mają dodatkową pracownicę za darmo. Jedna po drugiej i tak w kółko. W końcu pewnie jakąś zatrudnią, ale co przez kilka dni zaoszczędzą to ich – wyjaśnia.
W podobnej sytuacji może być i zapewne jest niejedna młoda osoba szukająca pracy. Chcąc się czegoś „złapać” zgadzają się na wszystkie warunki. Pracodawcy czują się bezkarni. O podobnej sytuacji słyszałem już kilka lat temu, podobne przypadki można znaleźć na internetowych forach. O ten cwany proceder spytaliśmy Piotra Wojciechowskiego, specjalistę od prawa pracy i byłego inspektora pracy.
– Oczywiście nie jest to legalny proceder, to wymuszenie próbki pracy i zatrudnienie bez jakiejkolwiek umowy. Ewidentna praktyka korzystania z cudzej pracy bez zachowania prawa nie tylko do wynagrodzenia, ale także do jakichkolwiek form ochronnych. Służyło to wykorzystaniu pracy tej osoby, żeby później podziękować twierdząc, że nie przeszła pozytywnie rekrutacji – mówi prawnik.
Umowa na okres próbny istnieje
Rozwiązaniem dla tego typu przypadków może i powinna być umowa na okres próbny. – Takie umowy przewidują zatrudnienie nawet na bardzo krótkie okresy. Może to być minimalnie jeden dzień, a maksymalnie trzy miesiące. Dodatkowo mają równie szybkie, nawet trzydniowe okresy wypowiedzenia. Pracodawca może wtedy bez problemu podziękować źle rokującemu pracownikowi – tłumaczy Piotr Wojciechowski.
Wiadomo, że młodzi zgodzą się na darmowy okres próbny, żeby tylko dostać pracę. Czy okres próbny może być niepłatny? Okazuje się, że tak. – Prawo przewiduje umowę o staż absolwencki, za który nie trzeba płacić. I ewentualnie z niej można tu było skorzystać. Pracodawca zawsze powinien mieć katalog umów, bo nie może być sytuacji, w której nie proponuje żadnej – słyszymy.
Dopuszczalnym rozwiązaniem są też tzw. próbki pracy. – W tym wariancie pracodawca przygląda się, bada cechy i ocenia, jak sprawdza się potencjalny pracownik. Ale one powinny trwać godzinę, dwie, a nie trzy dni, w trakcie których trzeba dodatkowo zmywać podłogi – mówi specjalista.
Co pozostaje młodym oszukanym oprócz wykłócenia się o zasłużoną zapłatę? Według naszego rozmówcy jednym z wyjść jest zgłoszenie się do sądu pracy lub dochodzenia swoich praw na podstawie naruszenia dóbr osobistych. Niemniej jednak nie kwestie prawnicze są tu najważniejsze, a moralne. Bo takie działanie pracodawców jest nie tylko nieuczciwe, ale i nieetczyne.
Z kolei my, znając polskie postępowanie administracyjne i wszechobecną biurokrację – nieprawniczym okiem – radzimy się konsekwentnie wykłócać, a przede wszystkim szukać pracy z dużą rozwagą.
*imię bohaterki zmienione, dane osobowe do wiadomości redakcji
Nie chodziło mi o pracę, ale o fakt oni postąpili. Zrobili sobie ze mnie darmową sprzątaczkę i o to miałam pretensję. Stworzyli wrażenie, że praca jest moja tylko muszę przez te trzy dni się podszkolić.
Powinny się w niej znaleźć zapisy precyzujące rodzaj pracy i miejsce jej wykonywania, jak również termin rozpoczęcia wykonywania obowiązków zawodowych i wynagrodzenie, które będzie odpowiadało rodzajowi pracy. CZYTAJ WIĘCEJ