„Molekuła boga”, „pnącze duszy”, „liana duszy”. Nazw na południowoamerykańską substancję psychodeliczną jest wiele. W Polsce funkcjonuje zwykle pod nazwą ayahuasca. Wyzwala, oczyszcza i pozwala wejść w głąb siebie. Rytualna substancja sakralna, co raz częściej spotykana jest w Polsce. Nowa moda dla bogatych czy mistyczny rytuał?
„Poczułam się jak nowo narodzona, ale to nie był koniec. Ceremonia trwała, a ja umierałam, lub raczej rodziłam się na nowo”, „ogarnęło mnie uczucie jakiejś
nieokreślonej lekkości”, „nie mogłam myśleć, myśl się rozpływała”. To fragmenty relacji osób, które zażyły tajemniczą substancje. W ich opowieściach powtarza się słowo „wyzwolenie”, „oczyszczenie” i „poznanie”. Wszyscy jednogłośnie stwierdzają, że zażycie substancji pozwoliło im poznać siebie i na chwilę odejść od przyziemnych problemów. Rzeczywiście rytuał przyjmowania ayahuasci w dużej mierze przypomina medytację. Ceremonii towarzyszą szamani, gra na bębenkach, mantry i modlitwy. Nie jest to jednak zwykłe, transowe spotkanie, bo do rytuału trzeba się specjalnie przygotować.
– Na dwa tygodnie przed wyjazdem dostałem maila z instrukcjami – opowiada mi chłopak, który brał udział w takim spotkaniu w Polsce. – Były w nim bardzo konkretne wytyczne. Zakaz spożywania mięsa, kontaktów seksualnych i innych używek. Do tego specjalna dieta z naciskiem na dużą ilość wody – wspomina. Specjalne obostrzenia nie dziwią, w końcu o tej substancji mówi się „molekuła boga”. Istnieje nawet teoria, że pod jej wpływem został napisany Stary Testament. Zanim więc się zażyje, lepiej się przygotować.
Dieta to jednak nie wszystko. – Ayahuasca to substancja tradycyjnie sakralna. – tłumaczy mi Kamil Sipowicz. – W Brazylii są tylko dwa kościoły, w których można wziąć udział w rytuale przyjmowania jej. Całość odbywa się pod przewodnictwem nauczyciela duchowego. Nie jest to substancja, którą można przyjąć ot tak. Trzeba się przygotować. Jej przyjmowanie jest przeżyciem absolutnie mistycznym. Jeżeli przyjmujemy ją pod okiem szamana, to nie jest niebezpieczna, choć osoby, które nigdy wcześniej nie miały do czynienia z żadnymi psychodelikami, mogą być początkowo w lekkim szoku – dodaje Sipowicz.
Do Polski substancja przyjechała wraz z południowoamerykańskimi szamanami. Choć jest nielegalna, to co raz częściej można o niej usłyszeć. Mój rozmówca dowiedział się o niej od znajomych. – Koleżanka interesowała się tym od jakiegoś czasu. W końcu udało jej się ściągnąć kapłanów aż do Polski. Zorganizowaliśmy mistyczny weekend pod miastem. Były śpiewy, gra na bębenkach i medytacje. Grono osób, które wiedziała o tym było ograniczone. W dużej mierze znajomi i kilka osób zza granicy. Przyjmując ayahuasce trzeba zadbać o odpowiednie towarzystwo, oprawę muzyczną, a nawet kolory. Najlepiej zażywać ją na łonie natury albo w przyjaznych wnętrzach. Wszystko ma znaczenie – tłumaczy mi mój rozmówca.
Czy ayahuasca to nowy rodzaj wyzwalającej używki? Czy zastąpi alkohol, papierosy i inne przyjemności? Trudno powiedzieć. Jej dostępność jest ograniczona. Jednak Kamil Sipowicz mocno wierzy w to, że kiedyś wszystkie substancje psychodeliczne na powrót zostaną zalegalizowane. – Miłosz powiedział kiedyś, że trzecie tysiąclecie będzie należało do doświadczeń psychodelicznych – mówi mi Sipowicz. – Ja absolutnie się z nim zgadzam. Ayahuasca to lek na całe zło tego świata. Leczy silne uzależnienia, pomaga w depresji i pozwala wejść wgłąb siebie. Rytuał przyjmowania tej substancji to taka zbiorowa autoposychoanaliza. Oczywiście, jak wszystkie pomocne substancje, Ayahuasca jest zabroniona w wielu krajach. Zupełnie tego nie rozumiem – dodaje. Ja też nie zrozumiem, dopóki nie spróbuje.