Właśnie zaczął się Ramadan – w islamie restrykcyjny post. O ile sami muzułmanie przyzwyczajeni są do rygorystycznych zasad, to już dla ich partnerów, nie wierzących w islam, bywa to uciążliwe. "O 4 rano krząta się po kuchni, a ja nie mogę przez to spać" – mówi nam w wywiadzie Julita Adamowicz-Etut, na co dzień żona wyznawcy islamu.
Jak wygląda życie osoby nie wierzącej w islam, a na co dzień związanej z muzułmaninem? Czy szczególny okres, jakim jest Ramadan – surowy post w islamie – znacząco wpływa na rodzinne życie?
Opowiada nam pani Julita Adamowicz-Etut, która od 4 lat jest żoną Vembriego, muzułmanina z Indonezji.
naTemat.pl: Ramadan coś zmienia w zwyczajnym życiu osoby, tak jak pani, związanej z muzułmaninem, a samej będącej niewierzącą w Islam?
Julia Adamowicz-Etut: Mój mąż, chociaż nie jest bardzo ortodoksyjny religijnie, surowo przestrzega Ramadanu. Kiedy zaczyna się Ramadan, ja dostaję gęsiej skórki.
Co najbardziej przeszkadza?
Przede wszystkim, mąż przyrządza posiłek o 4 rano, trwa to do około szóstej – w zależności od tego, kiedy jest wschód słońca. To wkurzające, bo krząta się po kuchni, a ja nie mogę przez to spać.
Tak, zjada swój posiłek, po czym cały dzień nawet nie pije.
I nic nie jest w stanie złamać tego postanowienia?
W zeszłym roku Ramadan przypadał na ogromne upały i nawet wtedy, gdy temperatura sięgała trzydziestu kilku stopni, mąż go przestrzegał. Pamiętam, że któregoś dnia już po zachodzie słońca przyniosłam mu kebab i colę. Kiedy po całym dniu bez spożywania wypił tę colę, mówił, że to najlepsze uczucie na świecie, jak by pił napój bogów.
Cały dzień bez jedzenia może być szkodliwy dla organizmu. Nie mieliście państwo w związku z Ramadanem żadnych wypadków, omdlenia?
Nie, nie było nigdy żadnego zemdlenia. Chociaż kiedyś ok. godziny 16 mąż przyznał, że czuje się słabo. A około 18 zdarza się, że jest zdenerwowany samym głodem, ale nigdy nic mu się nie stało.
Kiedy głód powoduje, że mąż jest zdenerwowany, dochodzi do kłótni na tym tle?
Nie, nigdy się nie awanturował ani nic takiego. Ale Azjaci z natury są bardzo cierpliwi, nie przekładają swoich nerwów na rodzinę. Na pewno też wpływ na to ma fakt, że mąż, kiedy jest w Polsce, to nie pracuje.
A kiedy pracuje, to też tak surowo przestrzega Ramadanu?
Tak. Choć zdarzyło mu się kiedyś złamać zasady, w czasie pracy i na przykład coś pił. Ale nie dlatego, że nie mógł wytrzymać, tylko bał się, żeby nie popełnić żadnego błędu.
I nigdy nie próbowała pani odwieść od tak restrykcyjnego postu?
Tylko raz, kiedy były te upały. Spytałam, czy nie napiłby się czegoś. Ale odmówił i powiedział, żeby więcej o to nie prosić. Dla niego to swojego rodzaju wyzwanie, które potem można świętować, jeśli wytrzyma się cały Ramadan. Ci ludzie potem czują ogromną satysfakcję z tego, że im się udało.
Państwa syn również będzie obchodził Ramadan? Rozmawialiście o tym?
Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, bo młody ma dopiero 2,5 roku. Ale w Indonezji i tak dzieci aż do 10. roku życia wyłączone są z Ramadanu ze względów zdrowotnych. Tak samo kobiety w ciąży. A jak już syn będzie duży, to pozwolimy mu, żeby sam zadecydował, czy chce być katolikiem, muzułmaninem czy kimkolwiek innym.
Poza Ramadanem życie z muzułmaninem bywa trudne? Nie przeszkadza na przykład obowiązek pięciokrotnej modlitwy?
Mąż modli się pięć razy dziennie, ale nie wstaje jakoś bardzo wcześnie rano. I kiedy już to robi, to nie jest tak, że musi mieć absolutny spokój. Zdarza mi się podlewać kwiatki, gdy on się modli, a nasze dziecko czasem kładzie się naprzeciwko niego i wygłupia się – ale nawet wtedy mąż nie traci cierpliwości. Poza tym, te modlitwy są krótkie, trwają około 5 minut i często nawet tego nie zauważam. Na tle religii męża nie było między nami nigdy żadnej kłótni ani konfliktu i nigdy nie miałam z tym problemu.