"Prokuratura mocno nagięła fakty, by wybronić z zarzutów rządową ochronę premier"
– podaje "Rzeczpospolita". Dziennik ustalił, że wnioski śledczych wzajemnie się wykluczają. Podczas dochodzenia nie została potwierdzona wersja funkcjonariuszy BOR, że kolumna jechała z włączonymi sygnałami świetlnymi i dźwiękowymi.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Chodzi o ustalenia szefa Prokuratury Okręgowej w Krakowie Rafała Babińskiego. Stwierdził on, że Sebastian K., który zatrzymał się na skrzyżowaniu i przepuścił rządowe BMW, "świadomie zrezygnował z przysługującego mu pierwszeństwa przejazdu". Jednak prokurator wskazał jedynie, że bmw było "pojazdem emitującym sygnały świetlne uprzywilejowania". Nie stwierdzono, że chodziło także o sygnały dźwiękowe.
Inny przypadek naginania faktów, jaki podaje "Rzeczpospolita", to nazwanie "pojazdem" (jak i inne "pojazdy" z rządowej kolumny) audi wiozące Beatę Szydło. Dlatego, że audi, które wyprzedzało seicento, nie miało ani sygnału ani dźwięków. W lusterku Sebastiana K. wyglądało jak zwykły, cywilny samochód – podaje gazeta.
Poważne obrażenia Beaty Szydło
W środę "Rzeczpospolita" opublikowała inne informacje, które wstrząsnęły opinią publiczną. Chodzi o obrażenia byłej premier Beaty Szydło. Wcześniej prokuratura i sama premier twierdziła, że obrażenia nie były groźne.
– Złamania mostka i obustronne złamania kilku żeber ze zranieniem opłucnej, stłuczenia serca i miąższu płucnego, podbiegnięcia krwawych powłok podbrzusza i podudzia lewego oraz otarcia naskórka klatki piersiowej – tak wygląda rzeczywisty spis obrażeń byłej szefowej rządu.
Wypadek Beaty Szydło wydarzył się 10 lutego 2017 r. przy ul. Powstańców Śląskich w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna premier wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie uderzył w auto, którym jechała Beata Szydło. W wyniku wypadku premier i jeden z funkcjonariuszy BOR doznali obrażeń ciała, które utrzymywały się dłużej niż 7 dni.