
W piątkowe południe Krzysztof Brejza w towarzystwie kilku kolegów z PO oznajmił na konferencji prasowej w Sejmie, że opozycja weszła w posiadanie nowych danych o bajecznych nagrodach, które wypłacali sobie członkowie koalicyjnego rządu PiS, Solidarnej Polski i Porozumienia. Już to wystarczyło, by obóz "dobrej zmiany" doprowadzić do wściekłości. Jednak wieczorem Brejza dolał oliwy do ognia. Jednym tweetem.
REKLAMA
– Oni muszą to oddać do budżetu – przekonuje w rozmowie z naTemat Krzysztof Brejza. "Oni" to ministrowie, którzy w 2016 roku rozpoczęli pobieranie pieniędzy w ramach tzw. nagród. Oddać będą musieli oczywiście pieniądze, które – zdaniem Brejzy – im się po prostu nie należały. – Nawet nie dlatego, że zdaniem opozycji rząd nie ma wielkich dokonań, ale dlatego, że comiesięczne "nagrody" nie są żadną motywacją dla pracownika – stwierdza nasz rozmówca. I publikuje ten tweet z kłopotliwym rankingiem:
Poseł PO zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz. – Wyraźnie widać, że system nagród ruszył w chwili, gdy przez Sejm nie przeszła podwyżka pensji ministrów. Po prostu wyrównali sobie "straty" – twierdzi poseł Krzysztof Brejza.
Wśród nagrodzonych prowadzi Mariusz Błaszczak, który w ciągu dwóch lat otrzymał ponad 105 tys. zł. Na drugim miejscu jest minister edukacji Anna Zalewska, która swoją "nagrodę" dostała zapewne za budzącą potężny sprzeciw likwidację gimnazjów. Ciekawostką są wysokie miejsca na liście ministrów Waszczykowskiego i Macierewicza. Obaj nie przetrwali rekonstrukcji rządu i musieli opuścić ministerialne gabinety.
