Minęło już apogeum afery taśmowej PSL. Teraz czas na lizanie ran, liczenie strat oraz szacunki, jak kryzysową sytuację przekuć na swoją korzyść. Mówi się, że beneficjentami będą Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Leszek Miller i Grzegorz Schetyna. Sprawdzamy, kto tak naprawdę zyska na "taśmach PSL".
"Rzeczpospolita" utrzymuje, że Schetyna, premier oraz lider SLD są murowanymi kandydatami do miana "taśmowych" beneficjentów.
Według "Rz", Schetyna zyskałby na rozbiciu koalicji PO i PSL. Nowe wybory otworzyłyby mu drogę do pierwszoligowej polityki. To nakłada się na inne "zakamuflowane działania" Schetyny. Gazeta podaje, że zdaniem komentatorów to on ujawnił nagrania z posiedzenia Klubu Parlamentarnego PO w Jachrance, kiedy to Tusk ostro krytykował Jarosława Gowina za spoufalanie się z PiS. Na dodatek próbował, na posiedzeniu klubu PO, przeforsować liberalny projekt ws. in vitro, co spowodowałoby rozłam w partii.
"Rzeczpospolita" dodaje, że także Leszek Miller ostrzy sobie zęby na koalicję z rządem. Nie krytykuje PO. Upatruje w tym okazji do zajęcia miejsca dotychczasowego koalicjanta Platformy.
Korzyści z wypłynięcia taśm miałby też odnieść Donald Tusk. Na aferze więcej zyska niż straci. Osłabione PSL będzie musiało spuścić z tonu i nie blokować chociażby reformy sądów czy zmian w KRUS. Dodatkowo, premier ma pretekst do przeprowadzenia czystki w spółkach Skarbu Państwa i usunięcie z nich osób popierających Grzegorza Schetynę.
PSL koalicjantem każdego
Z takim zestawieniem nie do końca zgadzają się politycy. Zdaniem posła PiS Maksa Kraczkowskiego mówienie o beneficjentach jest ryzykowne. – Afera to przede wszystkim strata dla wizerunku polskiej polityki, a nie żaden zysk – mówi w rozmowie z naTemat.
Przyznajejednak, że w gierkach politycznych faktycznie ktoś zyskuje, a ktoś traci.
– Moim zdaniem skorzysta na tym Janusz Palikot. To antysystemowiec, otwarcie przyznaje, że jest gotowy współpracować z Platformą. SLD natomiast tę gotowość sugeruje w bardziej "dystyngowany" sposób – rozjaśnia Kraczkowski.
Poseł PIS dodaje też, że wbrew pozorom na aferze zyska Waldemar Pawlak.
– Wiadomym było, że Marek Sawicki nie był dla szefa Ludowców wygodny. Teraz został odsunięty. No i jeszcze premier Tusk ma szansę coś ugrać. Pytanie tylko, jak długo będzie rządził resortem rolnictwa i ile reform obiecanych w expose a blokowanych przez PSL uda mu się przeprowadzić – ocenia Maks Kraczkowski.
"Nie będzie wyborów"
Z kolei poseł PO Stefan Niesiołowski doniesienia o korzyściach dla Platformy czy Ludowców uważa za niedorzeczne, a tekst z "Rzeczpospolitej" uznaje za "paranoiczny".
– Rząd jest osłabiony, a ta afera jest dla niego ciosem – mówi nam Niesiołowski. Podkreśla też, że absurdem jest mówienie o przyspieszonych wyborach. – Nie będzie nowych wyborów, bo nie ma takiej potrzeby. Jeśli już mówić o beneficjencie, to jest nim Jarosław Kaczyński, któremu na rękę są potknięcia władzy. "Rzeczpospolita" komentuje na korzyść PiSu, a tak naprawdę jego szef jest jedynym, który na tej aferze zyska – kwituje doniesienia były wicemarszałek.
Koniec rachunków dla PO
Zgoła inaczej niż politycy całą sprawę oceniają bezstronni eksperci. – Na aferze zyska Platforma, bo mówi się głośno o aferze, w mediach widać, że coś się dzieje. Plus dla PO jest taki, że nie jest ona bezpośrednio kojarzona z PSL, co jest bardzo ciekawym zjawiskiem – mówi dr Jacek Reginia-Zacharski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Eksper dodaje, że PSL – co widać było też w poprzedniej kadencji – zna swoją wartość. Jako koalicjant jest wdzięczny, ale trudny. – Posługując się walutą polityczną, PSL wystawiał Platformie słone rachunki, teraz jednak będzie musiał odpuścić, co zwiększa możliwości PO – zaznacza politolog.
Nasz rozmówca tłumaczy też, że mówienie o zyskach Millera i SLD jest zbyt daleko posunięte. – Przecież Sojusz od początku roku mocno dystansuje się od Platformy. Podobnie sprawa ma się z Januszem Palikotem. Być może częściej będzie występował w mediach, ale traci w sondażach. Gdyby Tusk chciał się z nim sprzymierzyć, nie dałoby się tego racjonalnie wyjaśnić. Zwłaszcza, że w wąskim gronie PO mówi się o czekającym ich ciężkim wrześniu i październiku – wskazuje dr Reginia-Zacharski.
Politolog zaprzecza także tezie, jakoby PiS miał na aferze zyskać. – Ta partia nie weszła w medialną retorykę. Co innego, gdyby to ktoś z PO był zamieszany w aferę. Politycy PiS starają się być wstrzemięźliwi w tej sprawie. Myślę, że w ten sposób wpisują się w swoją strategię zwiększania zdolności koalicyjnej w następnych wyborach – tłumaczy politolog.
Nepotyzmu ciąg dalszy
Według dra Reginii-Zacharskiego, "taśmy" nie zaszkodzą też Waldemarowi Pawlakowi. – Będą przetasowania w PSL, ale nie ma w nim frakcji, która mogłaby zyskać na osłabieniu wicepremiera. Należy zaznaczyć, że nepotyzm w spółkach Skarbu Państwa to nic nowego – podkreśla politolog.
– Dziwiłem się, słysząc w trakcie poprzedniej kadencji, w jaki sposób Pawlak, polityk rozsądny i wytrawny, odpiera zarzuty o nepotyzm. Tłumaczył się tym, że naturalnym jest obsadzanie ważnych stanowiskach osobami, którymi się ufa i przeszło to bez echa – dowodzi dr Reginia-Zacharski. Teraz jednak może być inaczej. Dlaczego? – To nie pierwsze zarzuty o kolesiostwo, ale tym razem zostały nagłośnione.