"Absolwenci kulturoznawstwa UJ z gracją czyszczą szkło w barze". Taki komentarz znalazł się na oficjalnym profilu Uniwersytetu Jagiellońskiego, pod wpisem informującym, że Minister Nauki i Szkolnictwa wymieniła UJ jako wiodący ośrodek w kraju. Komentarz z baru wciągu kilku dni stał się hitem Internetu i został polubiony przez tysiące osób. Rozpętała się burza o absolwenta. Nas natomiast bardziej interesuje sam barman. Bo może polerowanie szkła to żaden wstyd?
– Kiedy jesteś za barem, to masz absolutne poczucie władzy – opowiada mi Janek, który przez kilka lat pracował w Kamieniołomach w Warszawie. – Wszyscy chcą do ciebie zagadać, każdy próbuje złapać twoje spojrzenie, wszyscy się z tobą liczą. Oczywiście to poczucie jest złudne. Zależy im na tobie, bo masz alkohol, albo chcą zaimponować dziewczynie, że znają barmana. W rzeczywistości wszyscy maja cię w dupie i jak już dostaną tego drinka, to nic ich nie obchodzisz – zwierza się barman z "kamyków".
Żywot barmana
Faktycznie, rzeczywistość wcale nie jest taka kolorowa. Praca jest męcząca i ciężka, a wdzięczność ze strony klienta raczej niewielka. Tym bardziej jak jest pijany, albo zmęczony.
– To co najlepiej zapamiętałem ze swojej pracy, to olbrzymi hałas – opowiada mi Janek. – Kiedy wracałem do domu po pracy to jeszcze przez kilka godzin słyszałem w uszach pisk. Nie mówiąc już o tym, że muzyka, którą puszczali w klubie zupełnie mi nie odpowiadała. Męczył mnie więc nie tylko fakt, że jest głośno ale też to, że muszę kilka godzin dziennie słuchać jakiegoś badziewia – dodaje ex barman.
Oczywiście nie zawsze musi to tak wyglądać. Dla Elki, która przepracowała trzy lata w warszawskim Planie B, epizod za barem był jednym z lepszych okresów w życiu.
– Zaczęłam pracę tuż po maturze. To był taki rozimprezowany czas – wspomina Elka – Praca sprawiała mi przyjemność i była świetną zabawą. Za barem można szybko zarobić całkiem niezłe pieniądze. To niesamowicie wciąga. Ja nie musiałam się sama utrzymywać, pracowałam więc tyle, ile miałam ochotę. Po trzech latach mi się znudziło i odeszłam. To co najbardziej mnie męczyło, to nocny tryb życia. Pracując za barem absolutnie się przestawiłam i trudno mi było wrócić do zwykłego rytmu. Znam osoby, które po prostu już tego nie potrafią – dodaje barmanka.
Spotkania przy barze
Zawód rzeczywiście potrafi wciągnąć. Kusi szybki pieniądz, adrenalina i ludzie, wciąż nowi i chętni do rozmowy, a nawet do czegoś więcej. W końcu poderwać barmana to cel nie jednej imprezowiczki. – Z tym podrywaniem, to też trochę mit – mówi mi Janek – Przy barze lokują się ci, którym nie wyszło na parkiecie. W większości są pijani i zdesperowani – dodaje z niesmakiem.
Bar to jednak nie tylko miejsce na romans, ale też okazja to poznania ciekawych ludzi. – Gdyby nie praca tutaj, nigdy nie poznałabym Jacques Lassalle, francuskiego reżysera teatralnego – opowiada mi Ania z Antraktu. – W końcu dzieli nas trochę lat i doświadczeń. Tutaj udało nam się zaprzyjaźnić. On uczy mnie francuskiego, a ja pomagam mu w polskim. Z resztą takich ważnych spotkań było tu więcej. Ludzie to, to co zdecydowanie trzyma mnie jeszcze w tej pracy – dodaje Ania.
Środowisko to rzeczywiście ważny aspekt pracy barmańskiej. Wszyscy rozmówcy przyznają mi, że za barem panuje solidarność i świetna atmosfera.
– Niezależnie od tego, gdzie by się nie pracowało. Jeżeli spotka się drugiego barmana, to od razu zawiązuje się nic porozumienia – mówi mi Elka z Planu – Ta praca bardzo jednoczy. Oczywiście łatwo wypaść z kręgu. Kiedy skończyłam pracę moje znajomości trochę się pourywały, ale wiem, że w każdym momencie mogę tam przyjść i będę mile widziana. Wbrew pozorom praca za barem jest bardzo bezpieczna. Plan szybko stał się moim drugim domem. Trzeba być tylko ostrożnym. Po dwóch, trzech latach tak intensywnej pracy z ludźmi zwykle przeżywa się kryzys. To nie jest łatwy kawałek chleba – dodaje barmanka.
Barowe CV
Może i nie łatwy, ale pożądany. Wbrew powszechnej opinii praca za barem wcale nie musi być wstydem. Choć wszyscy moi rozmówcy mają wykształcenie, to przyznają, że nigdy nie mieli problemu ze swoim miejscem pracy. Wręcz odwrotnie, czuli, że jest to fajny sposób na życie.
– Nie mam problemu z wpisywaniem "Antraktu" do CV – opowiada mi Ania – Jestem wizażystką, a Antrakt to artystyczna knajpa. W moim środowisku uchodzi za kultową, więc nie ma czego się wstydzić. Z resztą dzięki niej złapałam kilka fajnych fuch, a nawet dostałam się do teatru. W końcu jedna z bohaterek sztuki "Aktor", którą można zobaczyć w Narodowym jest inspirowana mną. To moja wielka radość i zaszczyt – dopowiada Ania.
Podobnego zdania jest Janek. – Kiedy pracowałem w Kamieniołomach miałem poczucie, że jestem w centrum wszechświata. To tam zawsze były najlepsze imprezy, najfajniejsi ludzie. Nic mnie nie omijało. To miłe uczucie, że w choć jesteś w pracy, to też trochę na imprezie. Zarabiasz życiem towarzyskim – żartuje barman.
Wstyd czy lans? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Zależy gdzie pracujesz, z kim i po co. Ania dzięki Antraktowi odkryła swoja pasję, skończyła kurs makijażu, zawiązała zawodowe znajomości i otworzyła się na ludzi. Janek nauczył się pokory obsługując zalanych klientów i poznał mnóstwo ciekawych ludzi, a Elka zobaczyła co to znaczy ciężka praca i zaczęła bardziej doceniać pracę innych.
Polerowanie szkła to prawdziwa szkoła życia, co nie zawsze można powiedzieć o pracy w korporacji. Czasem więc lepiej najeść się wstydu lejąc piwo, niż parząc setną kawę dla szefa.