– Należał do tej grupy ludzi, która nie ma w sobie zakodowanego żadnego radykalizmu. To było jego cechą. Miał wielki dystans do siebie samego i do życia. Potrafił odróżnić rzeczy nieważne od ważnych – wspomina Łapickiego w wywiadzie dla naTemat Andrzej Strzelecki, kolega ze sceny aktorskiej, rektor warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.
Andrzej Łapicki zmarł dzisiaj w swoim domu w Warszawie. W wywiadzie z naTemat wspomina go Andrzej Strzelecki – aktor, reżyser, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, którą wcześniej prowadził także Łapicki.
naTemat.pl: Wszyscy znamy Andrzeja Łapickiego jako aktora. A jaki był na co dzień?
Andrzej Strzelecki: Był wspaniałym człowiekiem. Bo to, jakim był aktorem wszyscy wiedzą. Nie da się przecenić jego roli w środowisku aktorskim. Był łącznikiem między nimi a władzą. Nie da się opisać słowami zasług, jakie wniósł do polskiego filmu i teatru. Dodatkowo, w głębi duszy, był hedonistą. Wiedział, jak korzystać z życia. Zawsze chciał je spędzić w miarę przyjemnie. Był też dowcipny.
Zawsze tryskał poczuciem humoru?
Tak. Nie ma jednej anegdoty, którą powtarzał. Co chwilę miał coś nowego. Te jego żarty były nieodłączną częścią jego hedonizmu. Należał do tej grupy ludzi, która nie ma w sobie zakodowanego żadnego radykalizmu. To było jego cechą. Miał wielki dystans do siebie samego i do życia. Potrafił odróżnić rzeczy nieważne od ważnych. Z tych ostatnich nie żartował.
Znaliście się dość dobrze, prawda?
Tak. Znaliśmy się dobrze. Przyjaźnię się z jego córką.
Jakie ma pan ostatnie wspomnienie związane z Andrzejem Łapickim?
Umówiliśmy się, że będzie prowadził zajęcia na wszystkich trzech wydziałach PWST. Od paru lat nie uczył. Miał wrócić i bardzo się z tego cieszył. Widziałem się z nim niedawno, rozmawiałem o tym, jak dużo z jego nauk będą mieli studenci. Nauczyłby ich tego, czego nie wyczytaliby w żadnej książce.
Był surowym wykładowcą?
Studenci bardzo sobie chwalili tego profesora. Ale nie słyszałem, by był wybitnie surowy. Potrafił świetnie opowiadać.
A pamięta pan Andrzeja Łapickiego ze swoich czasów studenckich?
Tak. Gdy byłem studentem, on był dziekanem Wydziału Aktorskiego. Bardzo ciepło go wspominam. Pamiętam nawet, że na terenie szkoły zakazano nam gry w piłkę pod groźbą kar. Raz mnie przyłapał na tym jak grałem, ukarał, ale to zostało między nami, więc mnie nie dotknęło. To drobiazgi, ale to one są najważniejsze. Jest ich mnóstwo, które teraz muszę sobie uporządkować. Dopiero przed godziną dowiedziałem się o jego śmierci.