Prawo i Sprawiedliwość znowu zmienia ordynację wyborczą. Tym razem do Europarlamentu. Zmiany proponowane przez rządzących nie tylko zapewnią dominację ich formacji na scenie politycznej, ale będą skutkowały tym, że zdecydowaną większość mandatów zgarną duże partie, czyli poza PiS także PO. Mniejsze ugrupowania stracą jakiekolwiek szanse na sukces w wyborach.
To sposób na utrwalenie politycznego duopolu PiS-PO na kolejne lata. Platforma, podobnie jak cała opozycja krytykuje jednak propozycje PiS. Nie może sobie wizerunkowo pozwolić na firmowanie tak istotnej zmiany reguł gry wyborczej w trakcie trwania kadencji.
Grupa posłów PiS złożyła w Sejmie projekt nowelizacji ordynacji do Europarlamentu. "Dotyczy zmiany zasad wyboru posłów do Parlamentu Europejskiego w okręgach wyborczych i wprowadzenia zasady, że w każdym okręgu wyborczym wybiera się co najmniej trzech posłów" – czytamy w opisie projektu, który trafił już do Biura Legislacyjnego i Biura Analiz Sejmowych. Jak poinformowała "Rzeczpospolita” wnioskodawcą jest poseł Artur Zasada, były europoseł PO, obecnie polityk Porozumienia Jarosława Gowina.
– Ten projekt przede wszystkim upraszcza procedurę wyboru posłów do PE. Jest jasny, czytelny a przede wszystkim sprawiedliwy – tłumaczy w rozmowie z naTemat Zasada. Odrzuca zarzuty o polityczny podtekst calej operacji. – Można było rozwiązać problem skomplikowanej ordynacji na dwa sposoby. Albo wprowadzić listę krajową albo określić jaka suma wyborców uprawnionych do głosowania powinna przypadać na jeden mandat – przekonuje i argumentuje, że na listę krajową trafiałyby gwiazdy telewizyjne, najbardziej znane twarze.
– A nasz projekt daje szanse lokalnym, silnym liderom. Przy obecnej ordynacji politycy bardzo często wybierali sobie okręgi tam gdzie była większa ilość osób uprawnionych do głosowania. My stwarzamy szansę dla tych kandydatów, którzy może nie są znani w Warszawie, ale są znani lokalnie – mówi. – Okręgi liczą od trzech do sześciu mandatów. Największe to Kraków i Katowice – dodaje Zasada.
Eksperci wskazują jednak na polityczny aspekt nowelizacji. Oto 5 głównych skutków, które niesie projekt PiS.
1. Więcej mandatów w okręgach na wschodzie Polski
Zgodnie z obecnym kodeksem wyborczym, Polska dzieli się na 13 okręgów wyborczych. Jeśli nowelizacja wejdzie w życie, będzie to oznaczało modyfikację liczby mandatów w nich. PiS chce sztucznie przenieść mandaty do mniej licznych okręgów, ale za to do bastionów PiS takich jak województwa lubelskie, podlaskie czy warmińsko-mazurskie, kosztem aglomeracji, w których silniejsza jest opozycja. Zmiany będą więc faworyzować okręgi na wschodzie Polski, gdzie PiS jest bardzo silne.
2. Ciepłe posadki w "poczekalni" w Strasburgu
Więcej mandatów, szczególnie na ścianie wschodniej to większe gwarancje dla liderów PiS, którzy zamierzają startować do PE, że je zdobędą. A przypomnijmy, że swój start w wyborach do Europarlamentu rozważają m.in: Beata Szydło, Beata Kempa, Beata Mazurek, Marek Kuchciński, Ryszard Terlecki, Zbigniew Ziobro, Adam Bielan, Witold Waszczykowski, Jan Dziedziczak, Krzysztof Jurgiel. Z różnych powodów. Niektórzy - jak Szydło - czują się ostatnio marginalizowani i chcą na ciepłych, dobrze płatnych posadkach przeczekać gorszy politycznie okres albo zaczekać na "erę po prezesie".
3. Eksterminacja mniejszych partii
Całość zmian sprawia, że stracą mniejsze komitety takie jak PSL, Kukiz '15 czy SLD. Projekt ubezwłasnowolnia też jednak koalicjantów PiS ze Zjednoczonej Prawicy. W skład ZP wchodzą przecież małe partie takie jak Solidarna Polska, Porozumienie, Partia Republikańska oraz nieoficjalnie Wolni i Solidarni Morawieckiego. Jak zachowają się ci mniejszościowi "akcjonariusze" ZP? Jeżeli poprą zmiany, to sami ukręcą sobie sznur, na którym ich PiS powiesi. Ale przy okazji PiS zmierza do wyeliminowania na stałe konkurencji po prawej stronie, która mogłaby kiedyś powstać.
4. Utrwalenie na kolejna lata duopolu PiS-PO
Projekt PiS może z jednej strony doprowadzić do większej konsolidacji sceny politycznej, bo mniejsze partie by zaistnieć będą musiały iść w do wyborów w większych blokach, ale może też skutkować tym, że PO i PiS będą zmieniać się co 4 lub 8 lat miejscami u władzy. W ordynacji proporcjonalnej, Ziobro czy Gowin mogą zawsze zagrozić wystawieniem własnej listy, której powstanie może pozbawić PiS większości. Po zmianach małe partie postawione pod ścianą będą miały do wyboru bezwzględnie słuchać się PiSu, PO lub zniknąć.
5. Kto zmienia ordynację ten przegrywa wybory
"Pamiętajcie, każda partia polityczna, która grzebie w ordynacji wyborczej i pisze ją pod siebie, później przegrywa wybory” – przestrzegał niegdyś polityków rządzącej PO Donald Tusk. Praktyka polityczna pokazuje, że faktycznie zmiany w ordynacji obracają się po jakimś czasie przeciwko ich autorom.
Przykład? W 2002 roku po swoim zwycięstwie wyborczym SLD wspólnie z Samoobroną przegłosowało zmianę systemu wyborczego, powrót do metody D’Hondta, a PO i PiS głosowały przeciw. 3 lata później były wybory i partiami, które na tym zyskały, były PO i PiS, a tymi które na tym straciły Samoobrona i SLD. Niestety, poza tym, majstrowanie przy ordynacji otwiera w przyszłości konkurentom furtkę, żeby robili to samo.