"Sebastian Kawa, człowiek który po raz 25 zdobył Medal Mistrzostw Świata w szybownictwie a samo złoto po raz 20. Prawdopodobnie nie wiesz kto to jest” - taki mem ze zdjęciem pilota z prędkością błyskawicy rozchodził się po sieci w dniu klęski polskich piłkarzy z Kolumbią. Z jego bohaterem rozmawiamy nie tylko o patencie na sukces w sporcie ale także o tym jak to jest być "żywym" memem.
Stał się pan "żywym” memem. Jak się Pan z tym czuje?
Sebastian Kawa: Trochę dziwnie, bo ten mem nie był chwalebny, przynajmniej na początku. Tak się jednak złożyło, że "karierę” zaczął robić w momencie porażki polskich piłkarzy i chyba dlatego został tak rozpropagowany.
Dlaczego nie był chwalebny skoro jest pan tam przedstawiany jako mistrz?
Ale mistrz, o którym nikt nie wie. Ten mem można było odbierać w taki sposób, że po co się tak starać skoro i tak czyjś wysiłek nie przynosi zysków. Pokazał się na stronie demotywatory.pl więc domyślam się że miał wbić szpilę, jednak to bardzo komercyjne rozumienie sukcesu nie bierze pod uwagę, że wartości mogą być bardziej ludzkie, osobiste, obiektywne jak chodzi o zdobycie celu, a nie w wymiarze popularności czy finansów. Nie ruszyło mnie to.
Gdy sukces mierzyć tylko miarą widoczności w mediach to jest to bardzo skrzywione widzenie świata. Można w nich występować ale trzeba też mieć o czym opowiedzieć, wypełnić treścią.
Osobiście odebrałem mem w ten sposób, że Polacy mogą wygrywać, osiągać sukcesy.
Tak, to zależy od kontekstu. Ten mem pokazał się jednak w sieci już w zeszłym roku. Wtedy nie było mowy o mistrzostwach świata i piłce.
W aktualnym kontekście, czyli klęski polskich piłkarzy wpływa jednak na ambicje, zachęca do walki, choć większość Polaków nie wie pewnie wiele na temat szybownictwa. Ale proszę się pochwalić, ile tych tytułów i złotych medali ma pan na koncie?
Najlepszym sposobem na sprawdzenie na czym polega szybownictwo jest wikipedia. Kibice również dbają żeby informacje na mój temat były aktualne. Tych medali w tej chwili mam na koncie 27, w tym 22 złote, dwa srebrne i trzy brązowe. "Niestety” z mistrzostw świata zdarzało mi się przywozić nie tylko złote. Ale już mistrzostw Europy wszystkie są złote.
Czyli jest pan wielokrotnym mistrzem świata, Europy, o Polskę nawet nie pytam.
Medali z mistrzostw Polski już nie liczę (śmiech) . Choć tak na poważnie to najtrudniej mi jest wygrać mistrzostwa Polski, bo mam wtedy inne założenia. Często bardziej liczy się aspekt treningowy niż sam wynik. Też np. w dużych międzynarodowych zawodach na Słowacji startowałem w parze z kolegą, traktowaliśmy je treningowo. On te zawody wygrał choć pewnie sam by tego nie dokonał.
Czy Polska jest potęgą w szybownictwie, dzięki panu, dzięki pana kolegom?
– Tych kolegów jest niestety coraz mniej, bo po prostu się wykruszają. Mamy w sobie wiele żalu widząc jak ten sport funkcjonuje w Polsce, bo np. koszt wybudowania jednej trybuny na stadionie piłkarskim - podam przykład z mojego miasta Bielska - równa się zakupowi 200 najlepszej klasy szybowców. A my w kadrze mamy tylko cztery szybowce, na których można wystartować w mistrzostwach świata. Nie ma ani jednego przyzwoitego szybowca dwuosobowego do treningu. Musimy stale pożyczać. Jeden taki wydatek zmieniłby więc w skali kraju sytuację całego szybownictwa.
Kiedyś doceniano kluby jako źródło doskonale wyszkolonych pilotów do każdego innego rodzaju lotnictwa, szkolenie było sponsorowane czy to przez wojsko czy z budżetu i co roku szkoliło się regularnie 20-30 nowych pilotów w każdym z nich. W tej chwili piloci i aerokluby zostały zostawione same sobie i ludzi w najlepszym wieku, nastoletnią młodzież, nie stać niestety na to by się szkolić. Ogromna szkoda, bo szkolenie w amatorskim klubie jest najtańszym szkoleniem, a przeszkolenie szybownika na samolot to banał. Szybownictwo uczy perfekcyjnego sterowania, odpowiedzialności, samodzielnego podejmowania decyzji taktycznych, latania w tłoku, meteorologii. Piloci się nam starzeją. Zostały może 3 osoby, na które można liczyć w zawodach.
Jak odbywają się mistrzostwa świata w szybownictwie, to ilu zawodników w nich startuje?
Na mistrzostwach świata w Michałkowie koło Ostrowa, które zostaną niedługo rozegrane ze względów bezpieczeństwa w jednej klasie może startować maksymalnie 60 osób. Są trzy klasy i zgłoszonych mamy 135. Największe zawody, na których startowałem były rozgrywane na Słowacji i brało w nich udział 160 szybowców.
W szybowce musicie sami inwestować?
Szybowce są dla większości zbyt drogie by mieć je na własność choć są oczywiście piloci, którzy mają swój prywatny sprzęt. Sprzętu super wyczynowego jest mało. Ja korzystam z szybowców kadrowych. Od lat mamy na wyposażeniu bardzo dobry szybowiec polskiej produkcji Diana 2, najlepszy w klasie 15 metrowej, na którym bardzo wiele zawodów wygrałem.
Jest JS1, ASG29 i Discus 2a. One są tak użytkowane, że zazwyczaj przekazujemy sobie jeszcze ciepłe fotele. Normalny szybowiec kosztuje ok. 120 tys. Euro, ale latają nawet 40 lat czy więcej i przez co najmniej 10 -15 lat można w nich startować na mistrzostwach, a potem jeszcze dobrze sprzedać. Eksploatacja samochodu dobrej klasy pochłonęłaby więcej pieniędzy.
W Polsce mamy ogólnonarodową żałobę po klęsce piłkarzy, to muszę zapytać jaki ma pan patent na sukces, co trzeba robić by wygrywać?
To jest proste. Najważniejsza jest taka prawdziwa, dobra motywacja, do tego żeby chcieć wygrać. Szczery, prawdziwy cel – wygrana a nie wygrana jako środek do innych celów. Wspólna dla trenera i zawodników chęć walki i jeszcze trzeba się tą walką cieszyć, mieć z niej dobrą zabawę. Po drodze do osiągnięcia celu może się pojawiać wiele przeszkód z różnych dziedzin, ale szczera chęć wygranej pomaga je wszystkie przezwyciężać bo zawodnik, trener, drużyna ma tyle energii że potrafi wszystko.
Nasi piłkarze dobrze grali, ale w reklamach. Przy okazji sporo zarobili. Pan jest już "żywym” memem, a czy w reklamie by pan wystąpił?
Jeżeli zależałoby to od tego, czy będę miał szybowiec czy nie, to pewnie ! Bo to byłby środek do osiągnięcia celu. Nie ma w kadrze wielu pilotów, którzy regularnie odnoszą sukcesy więc ostatnio znalazły się pieniądze by mnie wysłać na zawody. Ale bywało różnie. Najczęściej sam szukałem sobie sponsorów. Liczy się jednak przede wszystkim pasja, lubię walczyć w zawodach, wtedy czuję że żyję, ale oprócz nich uprawiam też szybownictwo wyprawowe do miejsc gdzie nikogo jeszcze nie było. Trzeba wtedy podejmować trudne wyzwania i sęk w tym by zrobić to bezpiecznie.
Szybowiec to doskonałe narzędzie do takich wypraw, bo nie hałasuje, nie truje, a dzięki energii dosłownie z powietrza można polecieć tam, gdzie nikogo jeszcze nie było. Naturalną areną są np. wierzchołki pasm górskich, niedostępne tereny, gdzie w inny sposób jesteśmy gościem tylko na krótka chwilę, bo otoczenie jest zbyt nieprzyjazne. Eksplorowaliśmy szybowcem szczyty Himalajów, czy lataliśmy nad Kaukazem i Elbrusem - najwyższą górą Europy. Jesienią podczas huraganowych wiatrów przetarłem szlak od czeskich Beskidów, Tatr i Bieszczad nad Ukrainą i Gorganami do Karpat Wschodnich i granicy z Rumunią. Dzięki takim wyprawom zwiększyło się zainteresowanie tą dyscypliną sportu.