Lech Wałęsa w rozmowie z naTemat potwierdza, że broń posiada, ale gdzie ją trzyma - tego policji nie zamierza ujawniać. Nie obawia się przy tym decyzji, że pozwolenie na posiadanie broni zostanie mu cofnięte. Deklaruje przy tym, że w środę wybiera się do Warszawy, aby bronić niezależności Sądu Najwyższego. Ale aż z bronią w ręku?
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Wszystko zaczęło się od weekendowego wpisu Lecha Wałęsy. Były prezydent zapowiedział, że 4 lipca wybiera się do Warszawy, "by głównego sprawcę odsunąć od możliwości zniszczenia podstawowego strażnika Demokracji jakim jest Sąd Najwyższy" (pisownia oryginalna). "Będę chciał zrobić to pokojowo, ale jeśli ktokolwiek w tym policja stanie mi na przeszkodzie ,będę walczył i bronil się. Przypominam, że mam broń i pozwolenie do obrony osobistej. Policja nie może wykonywać rozkazów w obronie łamiących konstytucji" – stwierdził Wałęsa.
Wpisem pierwszego przywódcy "Solidarności" zainteresowała się policja, która stwierdziła, że należy "zweryfikować zasadność posiadania broni". Szef MSWiA Joachim Brudziński poszedł dalej – stwierdził, że należy "nie tylko zweryfikować, ale przede wszystkim cofnąć decyzję o zezwoleniu na broń". Co na to Lech Wałęsa? O tym w naTemat rozmawiamy z byłym prezydentem.
Panie prezydencie, nadal wybiera się Pan na protest w obronie Sądu Najwyższego?
Oczywiście, jadę jutro do Warszawy.
To jest informacja czy groźba?
To jest tylko informacja.
A jednak w tym pierwszym poście pada stwierdzenie: "mam broń".
A co – nie mam broni? Ja się tylko przyznałem, że mam. Ja o tym tylko informuję. Nie grożę, nie straszę i nie strzelam.
Tyle że padają słowa, które mogą być odczytane jako groźba: "Staję na czele fizycznego odsunięcia głównego sprawcy wszystkich nieszczęść".
I zrobię wszystko, by tego sprawcę odsunąć, ale pokojowymi metodami. Pan nie przeczytał tego.
Przeczytałem całość i dopytuję o te fragmenty wypowiedzi, które mogą być traktowane jako groźba.
Bierze pan te elementy, które panu gdzieś tam pasują. A ja odpowiadam, że zamierzam tego dokonać pokojowo.
Czyli broni nie zabiera Pan ze sobą do Warszawy?
A to już jest inna sprawa. Na to pytanie nie odpowiem.
Jak policja do Pana zapuka, to przekaże Pan tę broń funkcjonariuszom, czy nie pokaże Pan gdzie ją trzyma?
Oczywiście, że nie, bo to są prezenty. Gdybym ja o tę broń występował, gdyby mi ta władza czy inna tę broń dała, to byłby inny problem. A to są drogocenne prezenty, których nie zamierzam oddać. Bo kto oddaje prezenty? I co ma policja do prezentów moich?
Za dawnych czasów bywało tak, że jak ktoś w prezencie dawał broń, to się ją gdzieś przewiercało, aby tej broni nie można było używać do strzelania. Jeśli tego nie zrobiono, to nie moja wina – ja dostałem prezent.
I dopiero po otrzymaniu tego prezentu, czyli już de facto mając broń, wnioskował Pan o pozwolenie na jej posiadanie.
No tak, a jak mogłoby być inaczej? Gdybym ja prosił o broń, to bym wnosił o pozwolenie. Tę broń dostałem ku zaskoczeniu od jakiejś firmy czy instytucji i dopiero wtedy prosiłem o pozwolenie, żeby nikt nie myślał, że ja tu coś kombinuję.
Nie obawia się Pan, że teraz Pan to pozwolenie straci?
Mogą cofać pozwolenie, mają prawo. Ale broni im nie oddam, bo to są prezenty.
Wówczas Pan przewierci tę broń tak, by nie dało się z niej strzelać.
Nie, ja po prostu tę broń schowam tak, żeby nikt nie znalazł. Za sto lat znajdą.
Co odpowie Pan ministrowi Brudzińskiemu, który we wpisie o Panu mówi o dwóch ewentualnościach: "niezborny emocjonalnie" lub "groźny psychopata".
Na temat Brudzińskiego na moim Facebooku jest tekst i nie mam nic więcej do dodania.