
To nie pierwsza taka samokrytyka ze strony Romana Giertycha. I - jak zwykle - list otwarty mecenasa, robi w sieci niemałe zamieszanie. Tym razem były lider LPR kieruje swoje słowa do Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego. "I znowu ze łzami w oczach muszę przed Panem i opinią publiczną złożyć samokrytykę" – zaczyna swój list. Dalej pisze m.in. o tym, że w państwie dobrej zmiany zarzuty śledczych są niczym Ewangelia.
Tę opowieść należy zacząć od tego, co stało się ponad rok temu. Prokurator Krajowy śmiertelnie poważnie potraktował internetowe żarty Giertycha, w których ten ironizował z kroków władzy. Święczkowski złożył wówczas zawiadomienie o popełnionym przewinieniu dyscyplinarnym przez mecenasa, gdyż ten skrytykował sposób prowadzenia śledztwa smoleńskiego i powątpiewał w ustalenia komisji powołanej przez Antoniego Macierewicza.
Zamachu dokonali nieznani sprawcy, ale powiązani z pewnością z Tuskiem, który zrobił to bo nienawidzi polskości. A pomagał mu Putin, który zrobił to dlatego, że się bał profesora Lecha Kaczyńskiego.
Dziś pełnomocnik m.in. Donalda Tuska i jego syna pisze kolejny list do Prokuratora Krajowego. Zatytułował go "Samokrytyka 2" i - tak jak przed rokiem - nie brakuje w nim celnych uszczypliwości. Tym razem chodzi o wypowiedź Giertycha, iż prokuratura nie ma podstaw do stawiania zarzutów byłemu premierowi i że każdy, kto takie zarzuty by postawił, popełniłby przestępstwo.
O ja nieszczęsny! Zapomniałem przecież, że w kraju, gdzie rządzi pan Prokurator i jego towarzysze nikt nie może się czuć spokojny. Fakt, że nie ma niczego na sumieniu nie oznacza przecież, że nie można mu jakiegoś zarzutu postawić! Bezmyślność moja i brak zrozumienia nowej, wspaniałej rzeczywistości jest porażająca. Słusznie pan Prokurator wytknął w zawiadomieniu do Rzecznika Dyscyplinarnego Okręgowej Rady Adwokackiej, że taka pewność siebie i swojej lub klienta niewinności nie wypada adwokatowi.
