Polscy siatkarze plażowi mierzyli się dzisiaj z brazylijską parą – Cerutti/Rego. Powiedzieć, że przegrali po wyrównanej walce, to nie powiedzieć nic. Odpadli z turnieju o włos, przegrywając w tie-breaku na przewagi 17-15. Grali bez skrupułów – inteligentnie, precyzyjnie, jak starzy wyjadacze, a nie olimpijscy debiutanci. Rozegrali mecz na niesamowitym poziomie. Jeszcze przed igrzyskami rozmawialiśmy z jednym z nich, Grzegorzem Fijałkiem. Okazał się szczerym i skromnym człowiekiem, profesjonalnie podchodzącym do uprawianego sportu. Tym bardziej żałujemy, że Polacy odpadli z igrzysk.
Ma lęk wysokości, nie dogaduje się ze swoim boiskowym partnerem, a między zawodami relaksuje się przy książce. Grzegorz Fijałek, polski siatkarz plażowy i kandydat do olimpijskiego medalu, mówi nam, że nawet najlepszy podopieczny Anastasiego nie poradziłby sobie w jego dyscyplinie.
naTemat: Jak nastawienie przed olimpiadą? Jeszcze pod koniec 2011 roku mówiliście o medalu.
Grzegorz Fijałek: Chcemy przede wszystkim wystartować dobrze na początku. Później już wszystko zależy od losowania, więc nie mamy za wiele do powiedzenia. Najważniejsze, żeby dobrze zacząć i dobrze grać każdy mecz. Nie myślimy o tym co będzie później, myślimy o najbliższym meczu i to jest chyba najważniejsze. Nie stawiamy sobie żadnych celów, po prostu chcemy pokazać dobra siatkówkę.
W grupie, obok Łotyszy i reprezentantów RPA, macie świetnych rywali, Amerykanów Gibba i Rosenthala. Jak się czujecie w takim towarzystwie?
Każdy przeciwnik na Igrzyskach jest trudny. Wróciliśmy w końcu do dobrej gry, nie obawiamy się nikogo. Amerykanie są takim samym przeciwnikiem jak każdy inny. Wiadomo, że są faworytami, ale dla nas nie robi to różnicy.
Wasz trener powiedział niedawno, że nie jesteście już w takiej formie jak dawniej, że brakuje wam pewności w ataku. Ma racje? O co dokładnie chodzi?
Jeżeli się nie trenowało pół roku, to ciężko nadgonić to co straciliśmy, wiadomo. Trudno tutaj fałszować rzeczywistość. Nasza forma faluje – są mecze dobre, są mecze słabsze. Zdrowie nie pozwoliło nam się sumiennie przygotować. Sami nie wiemy jak to do końca będzie wyglądać. W ostatnich meczach nasza gra wygląda jednak bardzo dobrze, także jesteśmy dobrej myśli.
Właśnie, na początku roku doznał pan kontuzji uda? Jak to wygląda dziś? Ból jeszcze doskwiera?
Tak, była ta kontuzja, naderwanie mięśnia, później było wszystko podleczone. Jednak na pierwszym obozie pojawiła się kolejna kontuzja, bezpośrednia konsekwencja tamtej. Teraz czuję się jednak dobrze, jestem gotowy do gry. Ból jest, ale nie utrudnia mi on występów, nie przeszkadza. Na olimpiadzie damy radę. Teraz wytrzymuje mecze dwa razy dziennie. Tam będziemy grac raz na dwa dni, więc będzie dobrze.
Nie żałuje pan, że ze względu na kłopoty finansowe klubu musiał pan odpuścić w siatkówce halowej? Dużo pan mógł tam osiągnąć?
Nie kłopoty finansowe, a raczej zachłanność prezesa. Ale nie, nie żałuję. Nie wracam do tego, cieszę się że wyszło jak wyszło, że tak się to potoczyło, że trafiłem do plażowej. Nie myślę co by było gdyby. Gram tutaj i ciesze się każdym osiągnięciem.
Co trzeba mieć żeby grać na plaży, czego nie maja siatkarze halowi?
To wbrew pozorom dwie zupełnie różne dyscypliny. Tam liczą się warunki fizyczne, siła. Na piasku najważniejsza jest technika. To dwa różne sporty. Sam zaczynałem grac na hali, i musiałem wykonać ciężką pracę, żeby się przestawić.
Najlepsze momenty z gry polskiego duetu Fijałek-Prudel
Czy każdy siatkarz z drużyny Anastasiego poradziłby sobie na plaży?
Gdyby wziąć najlepszego zawodnika z hali, to on na początku na piasku nie dałby sobie zupełnie rady. Taka jest różnica. Wielu z hali próbowało przestawić się na piasek. Później szybko wracali z powrotem, bo zmiana była po prostu za ciężka.
Skoro już jesteśmy przy tym temacie, drużyna Anastasiego jedzie po złoto? Może wygrać zmagania olimpijskie?
Myślę, że chłopaki są naprawdę w najlepszej swojej formie. W drużynie jest dobra atmosfera. Wciąż utrzymują swoja grę na wysokim poziomie. Jestem przekonany, że powalczą o najwyższą pozycje. Szanse mają bardzo duże. Przed nimi najważniejszy turniej, do tego wszystko idzie po ich myśli.
Siatkówka plażowa jest jednak w cieniu zwykłej siatkówki w Polsce.
Wiadomo, że tak jest i tak będzie. Nie przebijemy tego, bo takie sukcesy ciężko przebić. My budujemy swoją własną historie, liczymy się z tym, że ciężko im dorównać. Nie ma jednak między nami jakiejś rywalizacji. Zawsze oglądamy ich mecze, cieszymy się kiedy zwyciężają. Mam nadzieje że tak jest też w druga stronę.
Powiedział pan w którymś z ostatnich wywiadów, że niekoniecznie lubi się z Mariuszem Prudlem. Nie wiem na ile to był żart, ale jak to jest między wami? Macie takie charaktery, że się ścieracie?
No jest różnie. To jest tak, że razem gramy na boisku, a poza boiskiem każdy ma swoje życie. Wie Pan, jak się przeżywa z kimś 10 miesięcy w roku przez kilka la,t to zawsze pojawię się kłótnie. Czasem jest ciężko. Jesteśmy jednak profesjonalistami, tego typu rzeczy zostawiamy za sobą. Jedziemy żeby grać.
Czytałem też, że boryka się pan z nietypową przypadłością – lękiem wysokości. Jak się panu z tym żyje? Boi się pan latać?
Nie jest za łatwo, ale trzeba z tym jakoś żyć. Taki sport sobie wybrałem, że kilka razy w tygodniu trzeba do tego samolotu wsiąść i polecieć. Takie życie. Myślałem kiedyś, że z czasem będzie lepiej, ale szczerze mówiąc jest coraz gorzej.
Wiem, że lubi pan książki, często odstresowuje się między zawodami właśnie przy lekturze, bo to pana uspokaja. Ma pan jakieś ulubione?
Na pewno są to kryminały i wszelkiego rodzaju książki trzymające w napięciu. Nie mam jakiegoś ulubionego autora, ale na przykład Cobena mam wszystkie książki i wszystkie przeczytałem. Jak coś jest ciekawe, to biorę w ręce i czytam, szczególnie między zawodami. Taka forma relaksu.