
Niedzielne doskonałe piłkarskie widowisko w finale Mundialu zostało przerwane przez trzy osoby, które nieoczekiwanie wbiegły na murawę stadionu przy moskiewskich Łużnikach. Jak się potem okazało, były to aktywistki ze znanej grupy Pussy Riot.
REKLAMA
Na początku drugiej połowy meczu między reprezentacjami Francji i Chorwacji, zza bramki trójkolorowych na murawę boiska wbiegły trzy osoby przebrane za policjantów, co zmusiło sędziego do przerwania meczu.
Zanim stadionowej ochronie udało się je zatrzymać, zdążyły przybić "piątkę" z piłkarzem Francji Kylianem Mbappe i wdać się w krótką szarpaninę z reprezentantem Chorwatów Dejanem Lovrenem, który pomagał je zatrzymać.
Napastnikami, a raczej napastniczkami, okazały się aktywistki z antykremlowskiej grupy Pussy Riot. Jak same wyjaśniły w swoim wpisie w mediach społecznościowych, wtargnięcie na boisko było zwróceniem uwagi na problem naruszeń praw człowieka w Rosji.
W oświadczeniu zażądano między innymi wypuszczenia wszystkich więźniów politycznych oraz wstrzymania bezprawnego zatrzymywania i więzienia ludzi. W szczególności chodziło o zwrócenie uwagi świata na sprawę Ołeha Sencowa, ukraińskiego reżysera przetrzymywanego w rosyjskim więzieniu, który od maja prowadzi strajk głodowy.
Przypomnijmy, o Pussy Riot zrobiło się głośno 6 lat temu, kiedy członkinie grupy zorganizowały protest przeciwko Władimirowi Putinowi w jednej z moskiewskich cerkwi, za co zostały aresztowane. Dwie z nich zostały skazane na karę dwóch lat kolonii karnej. Od tamtej pory grupa stała się jednym z symboli sprzeciwu wobec rosyjskich władz.
źródło: tvn24.pl
