
W lutym 2012 do soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie weszło pięć młodych kobiet. Nosiły jaskrawe sukienki, a na głowach miały kominiarki. Tuż przy ołtarzu zaśpiewały punkowy utwór „Bogurodzico, przegoń Putina”. I wywołały burzę. Trzy z nich trafiły za to do łagru, a świat ogarnęła fala protestów w obronie wolności słowa. Co sprawiło, że młode dziewczyny zdecydowały się na taki manifest, spodziewając się, że mogą skończyć za kratami? Rosyjska dziennikarka Masha Gessen stara się odpowiedzieć na to pytanie w książce „Pussy Riot. Słowa kruszą mury.”
REKLAMA
Miejsce i czas nie były przypadkowe. Pussy Riot wykonały swój performance tuż po wyborach prezydenckich w Rosji, wygranych przez Władimira Putina. Wybrały sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, świątynię która dla wielu jest symbolem nie tylko religijnym i znajduje się w sąsiedztwie Kremla. Rosyjska cerkiew prawosławna jest bardzo często posądzana o zbytnie ingerowanie w politykę. Tuż przy ołtarzu aktywistki rozstawiły aparaturę nagłaśniającą, włożyły jaskrawe kominiarki i odśpiewały: „Bogurodzico Dziewico, Przegoń Putina. Czarna sutanna, złote pagony, wszyscy wierni biją pokłony (…). Szef KGB, ich główny święty, pod eskortą prowadzi demonstrantów do aresztu” - brzmiał tekst ich punkowej piosenki. Występ trwał zaledwie 40 sekund. Ochroniarze wyprowadzili artystki z cerkwi i puścili wolno.
Prawdziwa afera wybuchła dopiero, kiedy filmik z nagraniem wrzuciły do sieci. Wśród prawosławnych hierarchów podniosły się głosy oburzenia. Pussy Riot oskarżono o bluźnierstwo, sprofanowanie świątyni, obrazę uczuć religijnych i szerzenie nienawiści. Chwilę później do ich drzwi zapukała milicja i 22-letnia Nadieżda Tołokonnikowa, 24-letnia Maria Alochina i 29-letnia Jekatierina Samucewicz trafiły do aresztu. Moskiewski sąd zdecydował, że zostaną w nim aż do rozprawy. Odrzucił wniosek o zamianę krat na dozór policyjny, mimo że dwie z nich miały malutkie dzieci.
Na proces dziewczyn z Pussy Riot patrzył cały świat. Prokurator oskarżył je o „chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną” i zażądał trzech lat więzienia. Opinia publiczna podzieliła się na obrońców i przeciwników. Amnesty International uznało je za więźniów politycznych i zwracało uwagę na skandaliczne warunki, w jakich są trzymane. Setka rosyjskich intelektualistów i ludzi kultury wystąpiła w liście otwartym broniąc aktywistek. Dziewczyny poparła m.in. Madonna i Sting oraz szefowa europejskiej dyplomacji Catharine Ashton. Konserwatywni publicyści przekonywali, że performerki naruszyły chrześcijańskie wartości i posunęły się o krok za daleko, a prawosławny patriarcha Cyryl domagał się surowej kary. Pussy Riot awansowały do miana jednego z najważniejszych współczesnych ruchów protestacyjnych, a ich symbolem zostały jaskrawe kominiarki.
Kiedy zapadł wyrok: dwa lata łagru, obrońcy praw człowieka uznali to za polityczną zemstę Putina. „Kreml sięga po represje” - pisały światowe dzienniki. Tak czy inaczej, aktywistki z Pussy Riot zostały wywiezione do położonych na dalekiej Syberii kolonii karnych.
Książka „Pussy Riot. Słowa kruszą mury” rozpoczyna się właśnie w momencie odbywania kary. Autorka, Masha Gessen nawiązuje kontakt z bliskimi i przyjaciółmi osadzonych dziewczyn. Spędza trochę czasu z ich rodzinami. Obie mają mężów, Tołokonnikowa ma 4-letnią córkę Gierę, a Alochina 5-letniego syna Filipa. Mimo utrudnionego kontaktu, udaje jej się nawiązać korespondencję. W listach z więzienia aktywistki z Pussy Riot opisują warunki, w jakich odbywają karę: 16-godzinny dzień pracy w więziennej szwalni, brutalny reżim i odczłowieczenie, "łażenie w kółko" po spacerniaku, irracjonalne zasady jakie panują w zakładzie i konflikty ze strażnikami. Są również perełki: Gessen udaje się na przykład dostać listy, które Maria Alochina pisze z więzienia do swojego przyjaciela.
Dziennikarka relacjonuje nie tylko życie dziewczyn w więzieniu oraz ich rodzin. Wnika głębiej: stara się odpowiedzieć na pytanie: co skłoniło je do takiego ryzyka? I co sprawia, że ktoś staje się dysydentem? Dlaczego zdecydowały się zaryzykować swoje życie, swoje rodziny i swoją wolność? Masha Gessen cofa się do wydarzeń z 2012 roku i odtwarza motywy, które kierowały Pussy Riot. Uchyla "rąbka kominiarki" i pokazuje twarze, które się za nimi kryją: młodych kobiet urodzonych pod koniec imperium sowieckiego, z rozbitych rodzin, dotkniętych wczesnym macierzyństwem.
Masha Gessen to rosyjska dziennikarka, która obecnie mieszka i pracuje w Moskwie. Do kraju wróciła w 1991 roku ze Stanów Zjednoczonych, gdzie pracowała m.in. dla „The New Republic” i „New Statesman”. Jest rosyjską korespondentką „US News & World Report”. Gessen jest uznaną pisarką, autorką kilku książek dotyczących życia społecznego i politycznego współczesnej Rosji. W 2012 roku ukazała się jej książka „Putin. Człowiek bez twarzy”.