Wielu demonstrujących przed Sejmem jest przekonanych, że wśród prawdziwych policjantów zabezpieczających protesty, są funkcjonariusze Wojsk Obrony Terytorialnej. Przywdziani w niebieskie mundury mieliby pomagać pacyfikować przepychanki. Skąd takie wnioski?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Przedsiębiorca i założyciel stowarzyszenia Inicjatywa Demokratyczna, Aleksander Twardowski zadał na Twitterze pytanie dotyczące funkcjonariuszy. Jak wyjaśniał, wśród demonstrantów krąży plotka, iż w policyjnych mundurach byli żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej.
Skąd takie przypuszczenie? Policjanci mają obowiązek podawać swoje nazwisko, a ci, którzy byli na demonstracji przed Sejmem, podobno nie byli w stanie się przedstawić.
"Takie zarzuty podnoszą na Facebooku uczestnicy tych demonstracji. Zastanawia ich cała masa policjantów prewencji ze sporą nadwagą, co dziwne jak na prewencję, nie znających przepisów, nie znający przełożonych, nie przedstawiają się" – dodał w komentarzu. Według niektórych internautów, funkcjonariusze WOT byli też na kontrmiesięcznicach smoleńskich.
Szef MSWiA Joachim Brudziński z dużą dozą sarkazmu odpowiedział na ten tweet: "Tak, byli również w ramach braterskiej pomocy Ninja, Czarne Pantery, Ku Klux Klan i dwie grupy starszaków z przedszkola na Podkarpaciu, Muchomorki i Poziomki".
Twardowski nie odpuścił: "Ale jest pan w stanie opowiedzieć twierdząco lub nie? Czy to taki wybieg specjalny aby, gdyby się potwierdziło, nie narazić się na zarzut kłamstwa? Pytam pana kulturalnie, nie przesadzając o sprawie, zakładając, że jest pan osobą w tej materii kompetentną..." – napisał w komentarzu. Na razie nie uzyskał odpowiedzi.