Tekst Jacka Poniedziałka, opublikowany na jego blogu w naTemat, w którym aktor krytykował politykę kulturalną państwa, rozpętał burzę i stał się zarzewiem dyskusji o kryzysie polskiej kultury. Poniedziałek swoje niezadowolenie z poczynań ministra kultury oraz innych kulturalnych decydentów wyraził również w wywiadzie dla „Newsweeka”. Dzisiaj dajemy głos drugiej stronie. Minister Bogdan Zdrojewski, tylko u nas, o tym, czy polska kultura rzeczywiście „zdycha”.
Kultura przez pana chyli się ku upadkowi – to z Jacka Poniedziałka.
To teza przede wszystkim niesprawiedliwa wobec samych twórców. Kultura oczywiście nie chyli się ku upadkowi. Dawno nie było tak wielu dowodów na uznanie naszych artystów w Polsce i poza granicami. Mamy solistów najwyższej klasy w Metropolitan Opera, kuratorów kolejnych wystaw sztuk wizualnych tej klasy, co np. Berlin Biennale, najwyższą frekwencję w kinach na polskich filmach w kraju, świetnie odebrany czas polskiej prezydencji w obszarze kultury czy tak dobrze ocenianą wystawę jak, np. „Polska-Niemcy 1000 lat historii”, przygotowaną przez Andę Rottenberg.
Nie obyło się bez kontrowersji wokół tej wystawy…
Jednej, która notabene kończy się w sposób bardzo ciekawy. Mówimy o Arturze Żmijewskim?
Tak.
Artur Żmijewski został parę miesięcy później głównym kuratorem Berlin Biennale, jako drugi Polak w okresie ostatnich 5 lat.
Dzisiaj mówi się, że nie było pomysłu na Biennale, że przerodziło się ono w polityczną manifestację.
Wszyscy baliśmy się i koncepcji, i samego projektu. Patrzyliśmy na pracę Artura Żmijewskiego z pewnym niepokojem, ale bez najmniejszej ochoty na jakąkolwiek próbę ingerencji. Także z pewnymi nadziejami. Ostatnie Biennale przeszło już do historii, a elementy aktywności artystycznej pomieszane z politycznymi pewnie długo będą powracały w rozmaitych dyskusjach. Nie będę dokonywać oceny pracy pana Artura Żmijewskiego, bo byłoby to niewłaściwe. Nigdy tego nie czynię.
Artur Żmijewski jest związany ze środowiskiem Krytyki Politycznej. Krytyka właśnie straciła lokal w Warszawie, w którym mieścił się Nowy Wspaniały Świat.
Gdy Krytyka Polityczna ma sukces, to budzi zazdrość i podejrzliwość. Jak ma porażkę, nie budzi zazdrości, ale podejrzliwość zostaje. Chcę powiedzieć, że w kulturze mamy za sobą fantastyczny rok. Jest on udziałem grup niezwykle rozmaitych. Sytuujących się po lewej i prawej stronie, nazwijmy to, „wrażliwości”. Faktem natomiast jest, iż wiele się dzieje i w wielu dziedzinach odrabiamy spore zaległości. Jeśli jakość jest kryterium oceny stanu rzeczy, to nagród i wyrazów uznania polskiej kulturze nie brakuje.
A jeżeli kryterium są pieniądze?
Cztery lata temu Polska wydawała na kulturę ponad dziewięć miliardów złotych. Były to środki ministerialne, samorządowe, pochodzące od prywatnych darczyńców i rozmaitych instytucji. Dziś to kwota prawie 13 miliardów złotych.
Licząc w stosunku do budżetu? Padła obietnica 1 proc. budżetu na kulturę.
W ogóle. Teraz przejdźmy do środków MKiDN, bo to tu ulokowane są nadzieje związane z tym 1 proc.. Otóż cztery lata temu udział w budżecie państwa wydatków na kulturę wynosił 0,55 proc. Dziś, w roku 2012, jest to kwota 2,78 mld złotych, stanowiąca 0,86 proc.! To najwyższy udział w wydatkach państwa od ponad 10 lat.
Nie. Jeśli odliczymy środki europejskie, po obu stronach budżetu (dochody i wydatki), wszystkich resortów, w tym kultury, to współczynnik 1 proc. już osiągnęliśmy. Po prostu udział kultury w środkach europejskich, w porównaniu z wydatkami na przykład na energetykę czy infrastrukturę komunikacji, jest niewielki. Inaczej jest w przypadku wydatków województw. Tam rzeczywiście „Unia nas ciągnie” – kwoty wzrostu nakładów na kulturę w urzędach marszałkowskich, to przede wszystkim efekt wydatków na infrastrukturę instytucji artystycznych.
Gdzie wydaje się najwięcej?
Jeśli chodzi o miasta, to w tym roku liderem jest Sopot. Jeśli chodzi o województwa, to największy skok dokonuje się na Śląsku. Z kolei największą redukcję odnotowujemy na Mazowszu, ale warto podkreślić, iż ten region z Warszawą włącznie doszedł w latach poprzednich do dość wysokiego pułapu nakładów na kulturę. Faktem natomiast jest, iż każde ograniczenie wydatków w tej materii jest bardzo bolesne i mocno odczuwalne. Różnice w wydatkach w miastach dających się porównać są nawet jak 1 do 6. Sopot to ponad 1.200 zł rocznie na mieszkańca, ale są miasta o wydatkach poniżej 200 zł. Najgorzej z uzyskaniem dobrej przeciętnej jest natomiast w powiatach. To jednak nie rzutuje na ogólny bilans dość wysokich nakładów na kulturę brutto.
Chce pan powiedzieć, że mimo że artyści nie czują, żeby korzystali na polityce kulturalnej państwa, to kultura jako całość korzysta?
Tak, ale formułuję to zdanie niezwykle ostrożnie. Subiektywne odczucia artystów są słuszne. Nakłady na infrastrukturę są na tyle duże, iż pojawia się swoisty dysonans pomiędzy kondycją materialną instytucji a artystami, którzy za moment będą odbiorcami tych nowych miejsc pracy. Dziś najważniejsze jest, aby moment redukcji wydatków na „mury w kulturze” nie był równocześnie momentem redukcji wydatków na kulturę w ogóle.
Jeśli założymy idealistycznie, iż rok 2014 będzie czasem zamknięcia inwestycji, to nawet redukcja kosztów w wysokości do 50 proc. wydatków może dawać poczucie ulgi i sukcesu we wzroście nakładów na samą działalność. Proszę zwrócić uwagę, że tylko w tym roku MKiDN prowadzi blisko 200 inwestycji za kwotę około 800 mln złotych. Na utrzymanie ich wszystkich potrzeba będzie ok. 300 mln zł. więcej, a więc nawet cięcie o połowę zwiększy nakłady na kulturę o dodatkowe 100 mln. Ważne, by tego momentu nie przespać.
Jaka będzie wartość artystyczna wydarzeń w operze w Białymstoku i innych powstających miejscach?
Pewnie bardzo różna. Tak, jak różne są oferty oper dotychczas istniejących. To będzie bowiem scena impresaryjna, bez własnego zespołu solistów, zapraszająca przedsięwzięcia z kraju i całego świata. Dla mnie ważne, że w kulturze wykorzystujemy czas inwestowania w rozmaite obszary aktywności, a mapa geograficzna naszej aktywności jest kompletna. Przypomnę, iż realizujemy zadania w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie, ale też Sanoku, Suwałkach, Radomiu czy Bielsko-Białej. Są to sceny teatralne (Lublin, Gdańsk), muzyczne (Katowice, Kielce, Opole, Sopot, Wrocław), muzealne (Warszawa, Kraków, Auschwitz Birkenau) czy ośrodki kultury, biblioteki etc. Jesteśmy dziś liderem absorpcji środków europejskich i w Polsce, i w Europie, i – co najważniejsze – jako jedynemu państwu udało się nam przeforsować przez Komisję Europejska tzw. „wielkie projekty”, tj. przekraczające 50 milionów Euro.
Z jakiego powodu pana opis sytuacji tak dramatycznie rozmija się z opisem pana przeciwników? Nie jednego, nie dwóch, ale wielu.
Nie mam o to pretensji. Mam wrażenie istnienia dobrych intencji. Ale akurat w obszarze kultury ministrowi nie jest łatwo. Sukces artysty zawsze jest jego sukcesem, natomiast za porażki instytucji czy wydarzeń artystycznych prawie zawsze odpowiedzialni są ich organizatorzy. Marszałkowie, prezydenci miast czy tez osobiście sam minister. Jeszcze raz podkreślę: nie widzę w tych pojawiających się opiniach ani złej woli, ani premedytacji czy też chęci uprawiania jakiejś polityki. Moja aktywność na rzecz poprawy infrastruktury oraz kompetencji uczestnictwa w kulturze jest po prostu mało spektakularne.
Może nie umie się pan komunikować?
Sam jestem ciekaw jak dzisiejszą rozmowę uda się przedstawić, aby nie była nudna i coś z niej zostało. Sukcesy polityków w ogóle źle się sprzedają. Napisanie interesującego tekstu o fenomenie wykorzystania środków inwestycyjnych na kulturę, to ocieranie się o cud warty Nobla.
Jacek Poniedziałek pisze wprost: Nie zrobił pan nic.
Wprowadziłem, po dekadzie nieobecności, muzykę i plastykę do szkół podstawowych, zwiększyłem nakłady na kulturę, do 0,86 proc., zreformowałem programy ministerialne, odzyskuję dzieła sztuki z całego świata, jesteśmy liderem absorpcji środków europejskich, spłaciłem długi w kulturze, oddałem Arkady Kubickiego do użytku, krakowskie Sukiennice, Muzeum Fryderyka Chopina, kończymy prace w Wilanowie…
Jacek Poniedziałek pisze wprost: Nie powołał pan ani jednej nowej instytucji kultury.
To po prostu brak wiedzy. Powołałem do życia Instytut Muzyki i Tańca, Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów i kilka innych instytucji także pracujących w obszarze międzynarodowej wymiany kulturalnej…
A Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie w salonie meblowym?
Pudło. To inwestycja samorządu, a nie MKiDN. Notabene dzięki mojej zapobiegliwości nie zmarnowaliśmy środków europejskich przeznaczonych na to przedsięwzięcie. Dziś nie będę wchodzić w spór, gdzie ulokowane są racje, bo to długa historia. Warto jedynie przypomnieć, iż kto inny był inicjatorem MSN, kto inny rozstrzygał konkurs, a kto inny zawierał umowę z architektem. Zabiegałem i nadal będę zabiegać o powstanie tego muzeum, ale też nie z założonymi rękoma. Wcześniej wykorzystałem każdą inicjatywę poprawy sytuacji sztuk wizualnych w Polsce, pomagając otworzyć placówki na przykład w Łodzi czy Toruniu. Szkoda też czasu na trzymanie inicjatyw i dobrej energii świetnego zespołu pani dyrektor Mytkowskiej w zbyt skromnej przestrzeni. Musi mieć szansę na rozwój. Stąd „Emilia” – świetna lokalizacja i sporo nowej, dobrej powierzchni wystawienniczej. Staram się, by wszędzie był postęp w możliwości prezentacji sztuk wizualnych, a także by środków na taką aktywność proporcjonalnie przybywało.
Nie wystarczy miejsca na opis więc, tylko wyliczę: Muzeum Fryderyka Chopina, Rynek Galicyjski w Sanoku, Centrum Chopinowskie, Teatr Stary w Lublinie, wydział nowych mediów w łódzkiej filmówce, sale koncertową w Kielcach, nowy gmach szkoły teatralnej we Wrocławiu, sale koncertowe w szkołach muzycznych (m.in. Radom, Bielsko Biała, Sanok, Sosnowiec, Kielce), dobiegają końca prace przy Operze Podlaskiej, obiekty nowe dla m.in. Liceum Plastycznego w Częstochowie, finansowaliśmy ¾ Centrum Nauki Kopernik, kończymy muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego przy Świątyni Opatrzności Bożej, dobiegają końca prace budowlane w Muzeum Historii Żydów Polskich, Europejskiego Centrum Solidarności, Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu, etc. Uczestniczyliśmy w pracach rekonstrukcyjnych, modernizacyjnych lub kompletnej zmiany np. Opery Leśnej w Sopocie, Teatru Jaracza w Olsztynie, Amfiteatru Opolskiego, pracach na Wawelu, Wilanowie, Muzeum Morskim w Gdańsku. Kończymy lada moment prace w teatrze Witkacego w Zakopanem, Ośrodku Gardzienice, Centrum Kompozycji K. Pendereckiego w Lusławicach, Centrum Numizmatyki w Krakowie, Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu, Teatru Muzycznego Kapitol, Muzeum Starej Pragi w Warszawie. W tym samym czasie wyremontowaliśmy ogromne powierzchnie wystawiennicze w Muzeum Narodowym w Warszawie, Wrocławiu. Mamy spory udział w pracach na Jasnej Górze, w Krzeszowie, zabytkach Kazimierza Dolnego i Powiśla, ale także pałacu w Rogalinie, CK Zamek w Poznaniu, budowy Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku. Uratowaliśmy kino ILUZJON (lada moment otwarcie, po intensywnym remoncie). Pomagamy w remontach Opery Narodowej, Zamku Królewskiego, Warszawskich Łazienek. A to nie koniec, bo przecież efektem tej aktywności są dobre oceny i dodatkowe środki z krajowej rezerwy wykonania (ponad 200 mln złotych), EOG – fundusze norweskie (podobna kwota), oszczędności i dobrze rozliczanych różnic kursowych.
A Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego i jego problemy z uzyskaniem obiecanego przez miasto budynku? Ten reżyser światowej klasy coraz rzadziej realizuje swoje spektakle w Polsce. Dlaczego nie potrafimy go u siebie zatrzymać?
Najpierw o samej siedzibie teatru. Beneficjent późno otrzymał prawo do gruntu. Pomimo dwukrotnego przesuwania terminów aplikacji o środki POiŚ, nie udało się też uzyskać pozwolenia na budowę wraz z gwarancjami 15-20 proc. wkładu własnego. To warunki obowiązujące wszystkich. Jestem bardzo za tą inwestycją, ale też muszę działać zgodnie z prawem. Obciążanie mnie tą sprawą jest co najmniej niesprawiedliwe. Sporo czasu i energii poświęciłem temu projektowi, uważam też dziś, iż ta scena w końcu powstanie. Z opóźnieniem, ale powstanie.
Obcięto dotacje dla teatru.
Żadnemu teatrowi nie obciąłem dotacji. Tam gdzie samorządy ograniczyły subwencje, starałem się rekompensować im to środkami centralnymi. Z wsparcia w tym roku skorzysta m.in. Teatr Telewizji, Grzegorz Jarzyna, Agnieszka Glińska, Krzysztof Warlikowski, Krystyna Janda, Emilian Kamiński , ale także sceny pozawarszawskie. Kontynuujemy także finansowe wsparcia dla przedstawień polskiego teatru poza granicami kraju. Festiwal w Edynburgu będzie w tym roku najlepszym tego przykładem.
Tadeusz Słobodzianek nazywany jest w środowisku teatralnym„Carem Slobodanem” . Tak wielką władzę nad warszawskimi teatrami zgromadził w jednym ręku…
Może być to zaletą, może to być wadą. Nie przesądzałbym tego w chwili obecnej. Ja trzymam kciuki, żeby mu się udało. Natomiast jak słyszałem zarzuty wobec Słobodzianka, że jest niekompetentny, to przepraszam, kto jest bardziej kompetentny, jak nie Słobodzianek, do prowadzenia instytucji teatralnej?
Nikt nie umniejsza jego wartości jako twórcy, tylko że posiadanie naraz takiej władzy nie jest zdrowe.
Na szczęście mam ogląd na kulturę w całej Polsce i wiem, że oczekiwania środowisk w wielu wypadkach wzajemnie się wykluczają.
Teraz myśli pan o Teatrze Dramatycznym w Warszawie?
Dramatycznym, Starym i paru innych. Co do zasady uważam, że doprowadzenie do sytuacji, w której aktorzy wybierają sobie dyrektora, nie jest najszczęśliwsze i nigdzie w krajach europejskich nie praktykuje się takiej sytuacji. Dziś mam natomiast oczekiwania, by w jednej instytucji obsadzać na życzenie zespołu, w innej, aby był konkurs, a jeszcze w innej – abym wyniku konkursu nie przyjmował do wiadomości. Pomijam sytuacje, a tych jest najwięcej, że w samych zespołach też pojawiają się odmienne oczekiwania i co do samych kandydatów, i trybu ich wyłaniania.
W stolicy trwał głośny spór o Operę Kameralną, która na końcu okazała się po prostu fatalnie zarządzana.
Definiując swoją pracę w ostatnich miesiącach, bardziej przypomina ona pracę strażaka niż strażnika polityki kulturalnej państwa. Ogromna ilość oczekiwań i na przykład wniosków o unarodowienie określonej instytucji z jednej strony jest dla mnie komplementem, z drugiej poważnym kłopotem. Komplementem, bo to dowód wiary w dobre skrzydła ministerstwa, kłopotem – bo przyjęcie nowych podmiotów musiałoby odbywać się kosztem już tych istniejących. Trzeba pamiętać, iż 1 proc. wydatków na kulturę MKiDN to zaledwie 25% wydatków na kulturę wszystkich samorządów. Przejmowanie instytucji kultury od zewnętrznych organizatorów do ministerstwa zakończyłoby się kompletną katastrofą finansową.
Jacek Poniedziałek zarzuca panu także złamanie obietnicy, że powstanie ustawa medialna.
Raz trafił. Choć to nie moja obietnica. To postulat „Obywateli Kultury”. Przyjmuję zarzut. Bo słuszny i tyle. Dziś staram się pomóc telewizji, jak tylko mogę.
Teatr Telewizji z braku pieniędzy może znów zniknąć.
Teatr Telewizji będzie kontynuowany. Zarezerwowałem środki także na kolejne emisje w tym roku.