
– Teraz muszę robić za granicą, żeby pakować w gospodarstwo w Polsce – mówi nam Ryszard Toruńczak, rolnik i sołtys z Załakowa. To przez suszę musiał wyjechać za chlebem. Teraz jego gospodarstwem zajmuje się żona i dzieci.
– Wie pani, muszę kończyć, bo trzeba tutaj kawałek podjechać – rzuca Ryszard Toruńczak. Przerywa rozmowę, bo jest w pracy i to nie na swoim polu. Wyjechał z Kaszub do Niemiec, gdzie u obcego gospodarza robi dokładnie to, co powinien u siebie.
Ojcowizna na trudnej glebie
Czasami w głowie Ryszarda rodzi się myśl, żeby rzucić gospodarstwo i zająć się czymś innym. Ale wygrywa sentyment i przywiązanie do ziemi. – To ojcowizna – zaznacza.
"Obiecanki, cacanki"
W Głogowie pod Toruniem premier Mateusz Morawiecki i minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski złożyli rolnikom wielkie obietnice. Zapewnili, że zrekompensują gospodarzom suszę. Zaapelowali też do gmin, by tworzyły wyceny strat.
My ( w gminie Sierakowice - red.) jesteśmy pokrzywdzeni z tego tytułu, że mamy słabe ziemie. I u nas we wsi mało który rolnik nie chodzi sobie dorobić, żeby jakoś wegetować. Na budowy chodzą, dachy robią.
Ale większość (rolników - red.) ma poniżej 30 procent strat. Przez to, że mają parę krówek, cielaków, to obniża całość. A są pokrzywdzeni. Musieli kupić drogą paszę, wiadomo, że ceny poszły w górę. A cena bydła spadła. Rolnicy muszą sprzedać, bo wiedzą, że tego nie wykarmią.
"Nikt nam nie dołoży"
Ryszard to człowiek orkiestra, a telefon w jego rękach nie przestaje dzwonić. Prawie zawsze go odbiera. Sporo ma na głowie, oprócz tego, że prowadzi gospodarstwo, to jest sołtysem, radnym i ma swoją firmę. W taki sposób zarabiał na dwunastoosobowa rodzinę. Teraz na jego utrzymaniu została tylko piątka dzieci.
