Przez dwa miesiące podbijała internet jako Grażyna Żarko. Teraz w rozmowie z naTemat zdradza, dlaczego zaangażowała się w projekt, zastanawia się, czemu tak wiele osób nagle chciało ją zabić i przyznaje, że sieć ją wciągnęła. Poznajcie prawdziwą Annę Lisak.
Emerytowana nauczycielka, konserwatywna katoliczka. Taka jest Grażyna Żarko na ekranie komputera. A pani prywatnie?
Anna Lisak: Prywatnie jestem emerytowaną nauczycielką, przez 40 lat pracowałam w przedszkolu. Teraz zajmuję się domem, jak każda emerytka. Nie mam też nic wspólnego z poglądami Grażyny Żarko. Każdy poważny człowiek będzie wiedział, że to był żart.
Jak zaczęła się pani przygoda z aktorstwem? Dlaczego zdecydowała się pani na zgłoszenie się do agencji artystycznej i stworzenie portfolio?
Po prostu parę lat temu byli werbowani aktorzy do jakiegoś castingu. Poszłyśmy z koleżanką, żeby może coś dorobić, bo przecież emerytura, to wiadomo, jaka jest. Przez pięć lat było cicho i dopiero w tym roku zadzwonili pan Bartek i Grzesiek.
Co skłoniło panią do tego, by zaangażować się w ich projekt „Gr@żyna”?
Pomyślałam, że nic się nie dzieje w moim życiu, to czemu nie? Bartek i Grzesiek wytłumaczyli, na czym będzie polegała moja rola. Wyjaśnili, że chodzi o to, by pokazać młodym, że nie można wierzyć we wszystko, co jest umieszczane w internecie.
A ja pomyślałam, że to będzie dobra zabawa.
Wcześniej często korzystała Pani z internetu? Podczas czatu z użytkownikami na gadu-gadu przyznała Pani, że raczej nie posługuje się klawiaturą.
Sama nie korzystałam z internetu, ale robiły to dzieci, które pokazywały mi to, co potrzebowałam. Ja rozwiązuję dużo krzyżówek, więc kiedyś się korzystało z encyklopedii, leksykonów, a teraz pięć sekund i można wszystko znaleźć w internecie.
Widziałam same porządne strony, encyklopedii właśnie, czy słowników. Córka czasem pokazywała mi coś i mówiła: „zobacz, jakie chamstwo”, ale to zdarzało się bardzo rzadko.
Czyli nie stykała się pani z wulgaryzmami i agresją?
Wcześniej nie. Ale Grzesiek i Bartek wytłumaczyli mi, co się dzieje, pokazali, dokładnie wyjaśnili cel nagrania. Pokazywali mi też wiele agresywnych i wulgarnych filmów i komentarzy. Uprzedzali też, że oszołomy wezmą moje filmy za prawdę. Od czasu tych rozmów już trochę wiedziałam, czego się spodziewać.
Przekonałam się też, że moja gra do posłuży do czegoś ważnego, że to już nie tylko moja zabawa. Dowiedziałam się, że w internecie jest agresja i trzeba działać, żeby się nie pojawiała.
Co było najtrudniejsze w projekcie?
Był taki jeden dzień, że bardzo dużo internautów chciało porozmawiać na Gadu-Gadu. Jak podałam numer, były tysiące komentarzy, tysiące ludzi coś pisało. Cały czas komputer się zawieszał. Niestety większość wypowiedzi była strasznie wulgarna.
Na filmie dokumentalnym o projekcie „Gr@żyna”, początkowo zdaje się pani nie przejmować komentarzami. Ale w pewnym momencie widać, jak coś w pani pęka i zaczyna pani płakać. Co to był za moment?
To było po tym, jak obejrzałam ten film, w którym ktoś mnie zabija. Padały w nim takie słowa, że „Grażyna, popatrz, dorwałem Cię”, „zabijam Cię”. Gdzieś mnie to dotknęło i nie wytrzymałam.
Co ja robię takiego, że chcą mnie zabić? – myślałam. Przeraziło mnie to jako człowieka, nie zdawałam sobie sprawy, że ludzie są zdolni do takich rzeczy. I to w dodatku młodzi. Nie wiedziałam, że panuje wśród nich taka agresja. Że może ona wynikać zupełnie z niczego.
Bartłomiej Szkop powiedział mi, że oferowali pani nawet pomoc psychologa. Dlaczego pani odmówiła?
Uważam, że nie było takiej potrzeby. Nie byłam aż tak zdenerwowana. Nie przeżyłam tego aż tak bardzo. To był ten jeden moment. Szybko wróciłam do siebie. Ja przecież tak naprawdę wiedziałam, że to jest tylko w internecie, wiedziałam, że to nieprawda. Jestem myślącą osobą.
Ale wtedy zrozumiałam, po co robimy ten film. No bo po co ten internet istnieje? Dla ludzi, ale nie dla takich.
Kiedy projekt się zakończył, odetchnęła pani z ulgą?
Tak, ucieszyło mnie zakończenie. No i przecież był taki cel: do pewnego stopnia nakręcamy to wszystko, ale później kończymy. Przyjęłam z ulgą ten moment.
Czy widziała pani także pozytywne komentarze po ostatnim odcinku?
Tak, widziałam. Miałam też wiele telefonów, znajomi gratulowali odwagi. Jestem zadowolona, że jest wielu ludzi, którzy zrozumieli cel tego filmu. Podniosło mnie na duchu, że dużo ludzi myśli pozytywnie.
Wie pani, że internauci chcą pani teraz zafundować wakacje?
Przeczytałam w gazecie, że tak. Nie wierzę, że to dojdzie do skutku. Ale jeśli jakimś cudem tak, to będę bardzo szczęśliwa. Przecież nie odmówię (śmiech).
Po tym, co panią spotkało będzie pani jeszcze kiedyś używać internetu?
Myślę, że sieć mnie wciągnęła. Będę wracać, bardzo chcę z niego korzystać i wiedzieć, co się dzieje.
Czy gdyby mogła pani wybrać jeszcze raz, wystąpiłaby pani w tym filmie?
Nie wiem. Musiałabym się bardzo zastanowić. Może w innej scenerii bym wystąpiła. Ale nie zdecydowałabym się chyba po raz kolejny na taką agresję, takie kontrowersje. Następnym razem wolałabym zagrać w czymś lekkim.
A póki co teraz chcę chwilę odpocząć. Bardzo potrzeba mi kilku dni luzu.