"Najgorszy rok od 2009", "Kryzys w Europie. Najgorsze przed nami", "Hiszpania nad przepaścią", "Europa dochodzi do punktu krytycznego". To tylko kilka medialnych tytułów z polskich i zagranicznych mediów. Kryzys nie oszczędzi nikogo: ani Europy, ani USA, ani nawet Chin, Brazylii i Indii, do tej pory opierających się spowolnieniu w gospodarce. Czy jest dla nas jakiś ratunek?
Trudno dzisiaj znaleźć jakiekolwiek optymistyczne akcenty, jeśli chodzi o gospodarkę. Witold Gadomski w "Gazecie Wyborczej" pisze: "Możliwe są dwa scenariusze: zły i katastrofalny. (…) Dobrego scenariusza nie widzę. Teoretycznie można go sobie wyobrazić (…). Ale przestaję wierzyć, że jest realny (…)".
Z drugiej strony Marek Magierowski na portalu nowapolitologia.pl opisuje problemy Hiszpanii. Hiszpanii, dla której ciężko jest znaleźć ratunek i która może doszczętnie już pogrążyć Europę. Twierdzi tak "Wall Street Journal", według którego "Hiszpania pcha kryzys w strefie euro do punktu krytycznego". Jedynym pocieszeniem wydaje się fakt, że o "punkcie krytycznym" mówiono już przy okazji Grecji. Choć to marna pociecha.
To już nie groźby, tylko fakty
Czy teraz mamy więcej powodów, niż chociażby rok temu, kiedy kryzys w strefie euro już hulał na dobre, żeby bać się gospodarczej zapaści? Według ekonomisty profesora Krzysztofa Rybińskiego – jak najbardziej. – To już nie są groźby. Już rok temu
rysowałem scenariusz recesji, nie czarny, ale realny i teraz on się sprawdza. Chociaż wolałbym, żeby tak nie było – mówi prof. Rybiński.
Mniej pesymistyczny jest Janusz Jankowiak, były doradca Jerzego Hausnera i Donalda Tuska: – Nie jestem zwolennikiem siania paniki, ale sytuacja z pewnością nie jest lepsza, niż wcześniej. W Unii Europejskiej czeka nas recesja, ale nie będzie katastrofy.
Rybiński jednak wskazuje, że o szybko pogarszającej się sytuacji świadczą "twarde dane". Badania nastrojów pokazują, że strefa euro już szykuje się do recesji. Podobnie PKB w różnych krajach europejskich, gdzie wzrost gospodarczy może być tylko marzeniem – chociażby dla Hiszpanii. Oprocentowanie tamtejszych obligacji sięgnęło już 7,5 proc., bo rynki finansowe nie wierzą w wypłacalność kraju rządzonego przez Mariano Rajoyę. To wywołuje efekt błędnego koła, bo z kolei Hiszpanii nie stać na to, żeby spłacać tak wysokie odsetki. W 2013 roku większość budżetu tego kraju zostanie wykorzystana głównie do… spłacania odsetek od pożyczek.
Cierpią nawet stabilni
Hiszpania ciągnie w dół całą strefę euro – inwestorzy coraz bardziej się boją i uciekają z kapitałem z Europy. Oliwy do ognia dołożyła agencja ratingowa Moody's, obniżając prognozy ratingów kredytowych Niemiec, Holandii i Luksemburga, krajów dotąd uchodzących za odporne na kryzys.
To o tyle istotne, że ratingi spadły z poziomu "stabilnego" na "negatywny". Moody's taki ruch tłumaczył coraz większym zagrożeniem tzw. grexitu, czyli wyjścia Grecji ze strefy euro, które miałoby wpływ na cały euroland. Inwestorzy, patrząc na coraz bardziej niepokojące wieści, uciekają z kapitałem i koło się zamyka.
Niepewna przyszłość
Oczywiście, na te argumenty znowu można odpowiedzieć: o grexicie mówi się od paru miesięcy i cały czas jest on tak samo straszny, a życie toczy się dalej. Przywódcy polityczni próbują za wszelką cenę ratować Grecję, ale – jak słusznie napisał Witold
Gadomski w "GW" – "na razie wszystkie pomysły opanowania kryzysu okazują się spóźnione albo nieskuteczne". Gadomski zwraca uwagę na fakt, że rynki finansowe i inwestorzy nie wierzą już w polityczną moc Unii i po strefie euro spodziewają się najgorszego. Czy my też powinniśmy?
– Będzie recesja, również w Polsce – przyznaje prof. Rybiński. – Choć nie wiadomo jak głęboka. Do teraz, mimo sześciu różnych prób, nie udało się uratować Grecji. I z pewnością ta sytuacja się nie poprawi – przewiduje ekonomista. I podkreśla, że "nawet optymistycznie nastawione instytucje przyznają, że czeka nas zły czas".
Świat sobie poradzi?
Profesor Rybiński zaznacza także, że trudno przewidzieć, czy recesja przyjmie charakter globalny i obejmie zwalniające już teraz Chiny, Indie i Brazylię. – Może rynki wschodzące pociągną świat do przodu, trudno to teraz ocenić – stwierdza ekonomista.
Według Janusza Jankowiaka można jednak oczekiwać, że kryzys dotknie głównie Europy. – Recesja nastąpi w skali UE, strefy euro, w sensie negatywnego tempa wzrostu. Ale nie będzie to 7-8 proc. recesji, jak na południu Europy, ale raczej 0-1 proc. – optymistycznie patrzy w przyszłość Jankowiak. – Dla nas szczególnie ważna będzie sytuacja Niemiec, na których kryzys w strefie euro na pewno się odbije – przypomina Jankowiak. Państwo rządzone przez Angelę Merkel to największy partner handlowy Polski, więc jeśli popadnie w problemy, to my razem z nim. Na szczęście aż 40 proc. kapitału niemieckiego ulokowanego jest poza Unią Europejską – istnieje więc szansa, że my dostaniemy tylko rykoszetem problemów Hiszpanii I Grecji.
Mimo to, Krzysztof Rybiński przestrzega, niestety, że należy oczekiwać najgorszego: –
Musimy przygotować się na 7 lat chudych.
Nadzieja dla Polski
Oczywiście, istnieją możliwości zniwelowania recesji i złagodzenia jej skutków. – Można wprowadzać reformy, ale blokują je środowiska broniące swoich interesów – pesymistycznie ocenia prof. Rybiński. Jakie miałyby to być reformy? Przede wszystkim ograniczenie przepisów, które dotyczą zakładania i prowadzenia przedsiębiorstw. Ułatwienie życia biznesmenom dałoby nie tylko wzrost liczby inwestycji wewnątrz, ale i napływ kapitału spoza kraju. W taki scenariusz Rybiński jednak wątpi: – Regulowanie i nakładanie nowych podatków idzie nam świetnie, ale deregulacja już nie bardzo.
– Można by też obniżyć wydatki budżetowe i obniżyć podatki, wówczas ludzie by więcej wydawali, co zawsze stymuluje gospodarkę. Ale taki ruch byłby bolesny na krótką metę, bo ograniczenie budżetu oznacza ograniczenie inwestycji. Krótkowzroczni politycy tak nie zrobią, bo dla nich liczą się słupki w sondażach i żyją od wyborów do wyborów – ocenia perspektywy polityczne prof. Rybiński.
Trudny wybór przed rządem
Również Janusz Jankowiak stwierdza, że rząd może iść dotychczasową ścieżką: dalszego ograniczania deficytu budżetowego za wszelką cenę oraz podnoszenia podatków. W tym jesteśmy, jak określa to Jankowiak, "prymusem". Rząd robi to, bo inaczej mogą na nas zostać nałożone kary finansowe.
– Pytanie tylko: czy rząd dalej chce być w czymś za wszelką cenę prymusem? Według mnie warunki makroekonomiczne się zmieniły i teraz już można zejść z tej ścieżki lub chociaż ją złagodzić – podkreśla były doradca Hausnera. – Szczególnie, że teraz już nie musimy tak drastycznie obniżać deficytu, a jego zejście poniżej 2,9 proc. PKB jest w zasadzie nierealne. Również kara ze strony Unii nie jest już tak prawdopodobna – dowodzi Jankowiak. Ekonomista przypomina, że już wiele krajów odchodzi od takiej
polityki: Włochy czy Grecja, ale też Dania czy Finlandia, za których przykładem można by pójść.
Europa nie taka zła…
Tylko czy wewnętrzne stymulowanie gospodarki może przynieść efekty, gdy strefa euro jest tak poważnie chora? Janusz Jankowiak przyznaje, że "trudno kwestionować fakty" – czyli na przykład dane z Hiszpanii – ale też nie można patrzeć na Unię tylko krzywo. – Łatwo jest mówić o podejmowaniu decyzji z punktu widzenia publicysty, ale UE i tak już sporo osiągnęła i od kilku lat sporo się zmienia – przekonuje Jankowiak.
Co powinno nas cieszyć? Powstawanie funduszu stabilizacyjnego, prawdopodobna unia bankowa, nowe prawa wglądu UE w budżety państw członkowskich. To wszystko ma sprawić, że jeśli Unii uda się przezwyciężyć kryzys, to będzie ona bardzo silną unią fiskalną. – Można narzekać na tempo tych zmian. Ale jeśli UE wyjdzie cało z tych opresji, to wyjdzie z nich o wiele silniejsza – twierdzi Jankowiak.
Tylko czy ktokolwiek jeszcze wierzy w przezwyciężenie kryzysu w eurolandzie?
Nie jestem zwolennikiem siania paniki, ale sytuacja z pewnością nie jest lepsza, niż wcześniej. W Unii Europejskiej czeka nas recesja, ale nie będzie katastrofy.
Niestety, najwyraźniej sprawdza się scenariusz, o którym wszyscy mówią od miesięcy – ale który jak dotąd stale się odwlekał. Gospodarka polska coraz wyraźniej hamuje. CZYTAJ WIĘCEJ
Na początku zeszłego wieku, kiedy tworzyło się państwo i jego obowiązki wobec obywatela, bilans odpowiedzialności był daleki od jakiejkolwiek sprawiedliwości społecznej. Państwo dopiero budowało swe podwaliny i podział ról miedzy państwem a obywatelem. Dlatego też często drugą połowę XIX wieku jak i jego początek do dziś utożsamiamy z dzikim kapitalizmem, rodem z Ziemi Obiecanej. CZYTAJ WIĘCEJ
Janusz Jankowiak
Łatwo jest mówić o podejmowaniu decyzji z punktu widzenia publicysty, ale UE i tak już sporo osiągnęła i od kilku lat sporo się zmienia.