Żaden rodzic nie chce, by jego dziecko było wyśmiewane w szkole. W tym momencie rówieśnicy nie patrzą na stopnie, ale skill w "Fortnite: Battle Royale". Rodzice mają problem, bo nie potrafią pomóc pociechom jak przy pracy domowej z matmy. Dlatego w USA i Wielkiej Brytanii modne stały są korepetycje, na których dzieciaki uczą się jak wygrywać. Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się takich szkoleń w Polsce.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
"Fortnite: Battle Royale" w rok stał się jedną z najpopularniejszych i najbardziej dochodowych gier sieciowych. W czerwcu liczba graczy sięgnęła 125 milionów, a twórcy zarobili miliard dolarów na mikro-transakcjach (gracze mogą za realne pieniądze kupić np. wirtualne stroje dla bohaterów). "Fortnite" przestał być jedynie wakacyjną fanaberią, ale potężnym biznesem i narzędziem pracy.
Rodzice nie chcą, by dziecko zostało w tyle
Jeszcze parę lat temu dzieciaki śmiały się z siebie, gdy na wuefie któreś nie mogło przeskoczyć kozła. Teraz można być gnębionym, jeśli słabo ci idzie celowanie czy stawianie fortyfikacji w "Fortnite".
– Istnieje presja, by nie tylko grać, ale grać bardzo dobrze – powiedziała w rozmowie z "The Wall Street Journal" matka 10-latka. – Można sobie wyobrazić, co przechodził w szkole – dodała. Za cztery lekcje on-line zapłaciła 50 dolarów.
Rodzice, z którymi rozmawiali dziennikarze, przyznają, że umiejętności ich pociech uległy poprawie. Nie widzą też różnicy między nauką gry w "Fortnite" a nauką gry w szachy czy koszykówkę. "Nie połamią sobie nóg w grze wideo" – podkreśla ojciec dwójki nastolatków ze Szwajcarii.
Pomimo tego, że w Polsce esport zaczął być traktowany na poważnie przez kluby piłkarskie, komentatorzy rozgrywek po prostu z tego żyją, a od lat w wielu szkoły działają klasy o profilu "Counter Strike", to i tak wieści płynące z zagranicy wywołują u wielu osób szok. Celowe sadzanie maluchów przed ekranami tylko pozornie wygląda jak pretendowanie do miana "najgorszego rodzica roku".
Nauka wirtualnej gry za prawdziwe pieniądze
Prócz talentu do bycia najlepszym w "Fortnite" potrzeba setek przegranych godzin i analizowaniu rozgrywek na YouTube czy Twitchu - jak z piłką nożną. Jak dobrze wiemy, w futbolu niezwykle istotny jest trener. Dlatego mnie osobiście nie dziwi, że znaleźli się i tacy w świecie "Fortnite". Zwłaszcza, że gra jest trudna.
Byłem pewien, że zaraz ktoś w Polsce zwęszy okazje - i nie zawiodłem się. Znalazłem jedno jedyne ogłoszenie w popularnym serwisie, utworzone tuż po medialnej burzy. Trener z Kwidzyna ma na koncie 300 wygranych gier solo - to osiągnięcie oznacza, że w trybie battle royale okazał się najlepszy z całej setki graczy.
Zadzwoniłem pod podany numer, nie jako dziennikarz, ale jako fikcyjny ojciec z Warszawy – by sprawdzić, jaki kit jest wciskany prawdziwym rodzicom. Zdziwiłem się, bo odebrał elokwentny chłopak z żyłką biznesmena.
Dzień dobry, znalazłem pana ogłoszenie o "Fortnite" na OLX...
Tak tak, umieściłem je tam dwa dni temu.
Jeśli chciałbym zapisać na taki kurs 13-letniego syna, to jakby to wyglądało?
Wpadłem na taki pomysł dosłownie kilka dni temu, gdy popularnym stało się w Stanach trenowanie dzieciaków. Gra też jest popularna i pomyślałem, że warto wstawić takie ogłoszenie. Sam mam 18 lat i młodszego brata, więc bezproblemowo nawiązuje kontakt z młodszymi osobami. Teraz pytanie: skąd pan jest?
Z Warszawy.
A to widzi pan, bo z tym może być problem. Robię to prywatnie, ale jestem z Pomorza. Treningi miały wyglądać w ten sposób, że to pan przywozi syna do mieszkania, gdzie mam swój komputer. Kosztował sporo, więc jeśli chodzi o gry, to jest bardzo sprawny. Trzeba tylko przywieźć myszkę, klawiaturę i podkładkę, bo to na własnym sprzęcie trzeba uczyć się grać.
A ile potrzeba treningów, by syn zacząć wygrywać?
U każdego to dosyć indywidualna sprawa. Ja osiągnąłem bardzo wysoki poziom grając dwa i pół miesiąca. Przez ten czas wygrałem strasznie dużo gier i dwa turnieje w Polsce.
To indywidualna sprawa, ale z treningu na trening byłoby widać efekt, bo wiem to z własnego doświadczenia - widziałem, jakie błędy popełniałem i pomyślałem, że łatwiej by było graczom, jakbym im pomagał. Myślę, że po dwóch miesiącach byłoby widać różnicę.
Ale to tak pan siedzi przy komputerze i pokazuje jak strzelać?
Ciężko mi to tak wytłumaczyć, bo pan to chyba nigdy nie grał w "Fortnite"?
No niestety nie...
A więc tam jest taki tryb, który się nazywa "Plac Zabaw". To jest taka platforma do treningów. Na pierwszym spotkaniu pański syn wszedłby do tego trybu, a ja bym bacznie obserwował i zlecał rożne zadania, żeby zobaczyć na jakim etapie jest pana syn. Po tym pierwszym godzinnym treningu ja bym rozpisał co jest do poprawki i byśmy ruszali od tego momentu. Jest wtedy w stanie zobaczyć czego brakuje.
I jedna lekcja kosztuje 25 złotych?
Tak, 25 zł za godzinę.
A to się w ogóle opłaca?
"Fortnite" sam w sobie bardzo szybko się rozwija. To zdecydowanie gra XXI wieku i wątpię, by coś ją wyprzedziło. Strasznie dużo ludzi gra, nawet w Polsce. W Polsce też nabiera tempa i przegoni inne gry esportowe. Sam planuję grać w przyszłości jako zawodnik w drużynie.
***
Po wszystkim zadzwoniłem jeszcze raz, by dopytać o to, czy widział jeszcze jakieś ogłoszenia. Okazało się, że nie dość, że jako pierwszy zaoferował takie treningi w Polsce, to ja jako pierwszy do niego zadzwoniłem. Wpadł też na pomysł kursów przez Skype'a... i ciągle się nad tym zastanawiam.