
Londyn bardzo poważnie potraktował swoje zadanie organizacji Igrzysk Olimpijskich. To oczywiśćie dobra wiadomość, ale pojawia się pytanie czy nie zbyt poważnie?
Tu pracuje pułk spadochroniarzy, tam oddział ze Szkocji. Żołnierzy sprowadzonych do ochrony igrzysk jest więcej niż wysłanych przez Wielką Brytanię do Afganistanu. I ciągle ich przybywa, zwłaszcza po tym jak firma ochroniarska nie wywiązała się z olimpijskiego kontraktu.
Jak opisuje "Rzeczpospolita", Park Olimpijski bardziej przypomina więzienie, niż cokolwiek innego.
Można już przekroczyć granicę, za którą zaczyna się sieć szarych płotów pod napięciem, najeżonych kamerami, gdzie są hale, stadiony,[twarda spacja] ogrodzone tunele dla autobusów i ciągle słychać przelatujące helikoptery. Do Alcatraz nazywanego Parkiem Olimpijskim.
Dbałość o przepisy i wierność sponsorom doprowadzono niemal do granic absurdu. O ile na Igrzyska można przyjść w butach firmy Nike (imprezę sponsoruje Adidas), to już koszulka Pepsi może być problematyczna.
Sponsorzy płacą i żądają wyłączności. Do tego stopnia, że lord Sebastian Coe, główny organizator igrzysk, ostrzega: kto przyjdzie na trybuny w koszulce z logo Pepsi, ten ryzykuje, że nie zostanie wpuszczony.
Czytaj też: Kulczyk podarował 30 milionów Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu. Ratuje wizerunek czy chce pomagać?
Organizatorzy na każdym kroku podkreślają, że to nie mają być igrzyska popisywania się przed światem, tylko takie, które pozostawią coś po sobie dla miejscowych.

