Kampania, której oficjalnie nie ma. W Warszawie pojawiły się już billboardy
Bartosz Świderski
09 sierpnia 2018, 12:58·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 sierpnia 2018, 12:58
Kampania wyborcza jeszcze nie ruszyła, oficjalnej daty wyborów samorządowych jeszcze nie znamy. Tyle w teorii. W praktyce jednak kampania trwa już w najlepsze i wiemy, że będzie ostra. W Warszawie jeden z kandydatów wykupił już nawet billboardy reklamowe, choć jeszcze nie wiadomo, kto dokładnie.
Reklama.
To wszystko sprawia, że ograniczenia nakładane na kandydatów przestają mieć jakikolwiek sens. Wystarczy spojrzeć na Warszawę, gdzie kampania wyborcza trwa już w najlepsze, choć nie została jeszcze ogłoszona.
Rafał Trzaskowski okłada się już z Patrykiem Jakim w najlepsze. I jeden, i drugi prowadzą regularną kampanią, choć udają, że tego nie robią. I karma szybko ich dopadła, bo nie uchronili się przed wpadkami. Trzaskowski popełnił legendarny już wpis o Bronisławie Geremku, a Patrykowi Jakiemu coś się pomyliło i zamienił się w papieża, błogosławiąc tłum. A takich kwiatków było w przypadku kandydata PiS jeszcze więcej.
To jednak starcie na linii PO-PiS, do którego przez ostatnie lata politycy przyzwyczaili Polaków. Tymczasem wybory samorządowe mają do siebie to, że są najbrutalniejsze (zwłaszcza w małych miejscowościach). Dodatkowo szanse mają kandydaci z mniejszych partii lub nawet mało znanych komitetów.
Pojawia się szereg kandydatów, którzy na arenie ogólnopolskiej nie mają szans, ale w przypadku samorządu są w stanie powalczyć. I nie chodzi tutaj tylko o Warszawę, gdzie poza Trzaskowskim i Jakim o fotel prezydenta stolicy powalczy m.in. Jan Śpiewak, Andrzej Rozenek, Jakub Śpiewak, Jacek Wojciechowicz czy Jakub Stefaniak.
I teraz zaczyna się najlepsze, bo – jak wspomnieliśmy – kampania oficjalnie się jeszcze nie rozpoczęła. To, co obserwujemy to tzw. prekampania, która w żaden sposób nie jest uregulowana prawnie. Natomiast prawdziwa kampania wyborcza zgodnie z prawem może rozpocząć się dopiero po ogłoszeniu aktu o zarządzeniu wyborów.
Co kandydat, to inna kampania. Dlatego tylko w Warszawie obserwujemy np. premierę książki byłego wiceprezydenta Warszawy, która nieprzypadkowo ukazała się właśnie teraz. Jest akcja próbująca powstrzymać budowę "kościelnego biurowca" w centrum miasta czy zbieranie podpisów w sprawie referendum dotyczącego Okęcia.
Jaki z Trzaskowskim lecą już na grubo, właściwie nie ukrywając, że walka o prezydenturę stolicy już się rozpoczęła. W ostatnich dniach na ulicach Warszawy pojawiły się nawet pierwsze wyborcze billboardy, choć wprost nie reklamują żadnego kandydata.
Widać na nich ogólne hasła, które nie mówią wszystkiego i mogą pasować właściwie do programu każdego kandydata. Wybijająca się literka „G” może wskazywać na dwie osoby, znanego z poprzednich wyborów Piotra Guziała lub aktywistkę Joannę Glusman. Jednak wprawne oko wskaże na tego pierwszego, ponieważ to właśnie Guział pełnił już rolę gospodarza dzielnicy Ursynów. Odpowiedź poznamy zapewne niedługo.
Ograniczenia nakładane na kandydatów wyborczych w takiej rzeczywistości przestają mieć sens. Kandydaci kombinują jak wykorzystać marketing polityczny, a jednocześnie nie dać się złapać, zamiast w rzeczywistości zająć się poważną debatą. Podobnie jest z ciszą wyborcza, która w czasach internetu i mediów społecznościowych stała się najzwyczajniej w świecie bez sensu.
Reklama.
Magdalena Pietrzak
sekretarz PKW
Konstrukcja prawna, mówiąca o tym, że kampanię można prowadzić dopiero po zarządzeniu wyborów, z punktu widzenia współczesnej polityki, jest absurdalna. Tak naprawdę trudno ocenić, które działania podejmowane przez polityków już teraz są kampanią, a które nie są. Moim zdaniem, to jest generalny problem natury prawno–politycznej.